Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie otwiera wystawę Ediego Hili – zdobywającego światową sławę albańskiego malarza, który w boleśnie dokładny sposób portretuje ślady narodowej paranoi… i nie taką wcale złą albańską teraźniejszość.

 

Tekst: Anastazja Dwulit
Zdjęcia: Muzeum Sztuki Nowoczesnej

 

Rok 1973. Polacy idą do kina na Sanatorium pod klepsydrą Hasa i Wniebowziętych z Himilsbachem i Maklakiewiczem. Warszawski Teatr Współczesny wystawia Szczęśliwe wydarzenie Mrożka. Henryk Stażewski tworzy abstrakcyjne Reliefy, Jerzy Nowosielski maluje erotyczny i mistyczny Akt – toaletę z lampą. Warsztat Formy Filmowej organizuje w Muzeum Sztuki w Łodzi akcję Obiektywna transmisja telewizyjna – to narodziny polskiej sztuki wideo. Zaczynają się też eksperymenty ze sztuką interaktywną (KwieKulik realizują kontrowersyjne Działania z Dobromierzem).

Kara za wesołe sadzenie drzew

W tymże samym roku w pięknej Albanii, w większości pokrytej malowniczymi górami i cieszącej się 360 kilo­metrami wybrzeża i śródziemnomorskim klimatem, 29-letni malarz Edi Hila pochodzący ze starożytnej  Szkodry pokazuje na wystawie narodowej w Tiranie obraz zatytułowany Sadzenie drzew. Na płótnie młodzi ludzie w chustach pionierów – dziewczęta w białych sukienkach, chłopcy w czerwonych koszulkach – z werwą machają łopatami i wsadzają w ziemię młode, smukłe drzewka. W tle rozciąga się pagórkowaty pejzaż z błękitnym niebem. Żółcienie i błękity, pełne ekspresji ruchy i gesty, impresjonistyczne rośliny, wszystko pulsuje radością i chęcią życia – jest w tym młodzieńcza witalność i socjalistyczny zapał. Ledwie rok wcześniej Hila zdobył pierwszą nagrodę w ważnym albańskim konkursie Pranvera’72. Ale to już była przeszłość.
W kraju rządzonym przez Envera Hodżę choćby niewielkie formalne odstępstwa od obowiązującej estetyki, czyli socrealizmu upodobnionego do tego importowanego z Chin, przestały być (po krótkim okresie względnego rozluźnienia) dobrze widziane. Artyście zabroniono wystawiania dzieł. A że Albania zerwała w 1961 roku sojusz ze Związkiem Radzieckim (uznając kraj Chruszczowa za imperialistyczny) i na fali zbliżenia do Chin postanowiła przeprowadzić swoją małą kulturalną rewolucję, w 1974 roku Hilę skazano na reedukację (podobnie jak wielu innych artystów). Następne lata spędził głównie jako robotnik na kurzych fermach.
Po pewnym czasie pozwolono mu na pracę związaną poniekąd z jego wykształceniem – najpierw miał malować materiały propagandowe przy okazji wielkich uroczystości i obchodów, następnie został ilustratorem w piśmie dla dzieci, pracował też w telewizji.

Szarości i kolory

Mimo kłód rzucanych pod nogi Hila nigdy nie przestał tworzyć swoich rzeczy. Po godzinach, po pracy zarobkowej wciąż tworzył. Często z braku płótna i farb olejnych malował akwarelami na tekturze, a jeśli nie mógł malować, to przynajmniej rysował – scenki rodzajowe, czasem na granicy snu i groteski oraz oniryczne wizje – głęboko zakorzenione w rzeczywistości. „Skutkiem ubocznym” pracy na fermie była seria pt. „Drób”, praca przy dekorowaniu państwowych imprez zaowocowała później szyderczym cyklem „Propaganda”. Ta prywatna (przez niewielu wówczas oglądana) sztuka nie była jednak pozbawiona ciepła i radości. Jak mówił potem sam malarz: „Próbowaliśmy (…) być szczęśliwi, kolorowi. Żyłem na przekór sytuacji stworzonej przez komunizm”.
Czterdziestoletnie rządy Envera Hodży zakończyła jego śmierć w 1985 roku. Pierwszym sekretarzem został wtedy partyjny „liberał” Reamiz Alia, który po upadku całego bloku pełnił jeszcze w latach 1991-92 funkcję prezydenta kraju. Albania stopniowo przestawała być odcięta od świata. Jedną z konsekwencji tego faktu – dla niewielu ludzi ważną, lecz dla kultury decydującą – była możliwość poznania całej historii sztuki (bo izolacja Albanii, także pod tym względem, nie dała się porównać z sytuacją innych krajów) i wszystkich jej nowych nurtów. Edi Hila korzystał z tego w pełni, pozostając jednak wciąż sobą – ukształtowanym już, samodzielnym artystą.

Malarz transformacji

I świat też mógł poznać Albanię! Hila, jako malarz transformacji, „zawsze śledzący podskórne zagrożenia, które ze sobą niosła” (jak czytamy w poświęconym mu artykule na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej) powoli zdobywał uznanie poza granicami. Z czasem stał się jednym z najbardziej liczących się bałkańskich artystów, dziś jego pozycja jeszcze się umacnia, z „bałkańskiego” staje się artystą „światowym”. Mieszka w Tiranie, bo choć mieszkać mógłby gdziekolwiek, to istota jego twórczości związana jest z ojczyzną – nawet malując w Paryżu, malował Albanię (cykl „Przybudówki”).
W latach 90. z obrazów Hili zniknęły żywe kolory – jego prace stały się stonowane, często monochromatyczne, zaczął malować opustoszałe centra i szare przedmieścia; na jego płótnach niezbyt często pojawiają się ludzkie postaci. Od lat dwutysięcznych widzimy na nich głównie budynki i ulice, lecz ich tematem nie jest miejski pejzaż lecz albańska tożsamość. Oglądając monumentalną architekturę faszyzujących lat 30., komunistyczny plac Męczenników Narodu – po transformacji zamieniony w plac Matki Teresy, chaotyczne domki na przedmieściach, fantastyczne penthouse’y wieńczące wyniosłe gmachy bez okien, poznajemy przeszłość i teraźniejszość Albanii, dowiadujemy się wiele o wpływie polityki na psychikę, o alienacji, o stanie ducha i kulturze tego kraju (cykle: Portrety domów”, „Bulwary”, „Przybudówki”).

Bunkry w słońcu

Chyba nawet tym, dla których Albania jest absolutną enigmą, najbardziej tajemniczym obszarem na mapie Europy, obiło się w jej kontekście hasło „bunkry”. Nie wiedzą może jednak – kojarząc słowo „bunkier” z filmem o II wojnie światowej – że słynne setki tysięcy albańskich schronów (bo w istocie to nie bunkry, lecz schrony) budowano od początku lat 70. do połowy lat 80., w strachu przed inwazją – czy to ze strony imperialistycznego Zachodu, czy Jugosławii Tito. Dokładnie w czasie, gdy Edi Hila przechodził swoją reedukację, prace budowlane trwały w najlepsze. Ludzie zapewne poczuli się bezpiecznie – na czterech mieszkańców przypadło jedno solidne schronienie! Dziś to ruiny przeszłości, duchy oswajane na różne sposoby: pokryte graffiti, porośnięte zielenią, przerobione na kawiarnie i restauracje. Albańczycy produkują popielniczki w ich kształcie i magnesy na lodówkę z ich wizerunkiem. Znajdziemy je też w pracach Hili.
Na obrazie W pełnym słońcu (cykl: „Przedmieścia”, 2005) w letni dzień grupki plażowiczów rozsiadły się na kocach i ręcznikach pod wbitymi w piasek parasolami. W istocie – tak zmienia się rzeczywistość, albańskie wybrzeże upodabnia się do włoskiego, przyjeżdża coraz więcej turystów, można wypić takie samo piwo pod takim samym parasolem jak wszędzie. A jednak nie jest jak wszędzie. Na pierwszym planie, odgradzającym widza od atmosfery leniwego pikniku, mamy wyrastające spośród szarych kamieni obłe kształty schronów, wspomnienie dawnej paranoi. Zarysowani niedbałymi, lecz sugestywnymi maźnięciami pędzla bohaterowie obrazu nie zwracają na bunkry uwagi – przychodzą tu ze swoimi dziećmi, sami w dzieciństwie się przy nich bawili, stały się przezroczyste. Bunkry robią wrażenie tylko na nas – patrzących z tej strony. Jest też trzeci element, trzeci plan – statek, którego ciemna bryła przesłania widok na morze. Na takie statki lub na wątłe łodzie wsiadają Albańczycy, by płynąć do Włoch lub Grecji – by znaleźć tam pracę i może już nie wrócić. Po krachu piramid finansowych w 1997 roku z tego trzymilionowego kraju wyemigrowało grubo ponad ćwierć miliona ludzi. Niektórzy utonęli po drodze (Hila namalował tryptyk poświęcony 87 ofiarom jednej z takich wypraw). W pełnym słońcu, jak wiele dzieł Hili, pod pierwszą warstwą, pod błahą scenką z codziennego życia pokazuje kawałek prawdy o Albanii, jej przeszłości zamkniętej w betonowych schronach, jej przyszłości – dla niektórych symbolizowanej przez statek do lepszego świata – i teraźniejszości, w pełnym słońcu, nie takiej wcale złej. |

Dzieła Ediego Hili można było zobaczyć między innymi na Biennale w Wenecji w 1999 roku, w Moderna Museet w Sztokholmie (1999), w berlińskim Hamburger Bahnhof i w Ludwig Museum w Budapeszcie (2000), w Essl Museum w Wiedniu (2003), na Biennale w Liverpoolu (2010) i na wystawie documenta w Kassel i Atenach (2017).

Retrospektywa „Edi Hila. Malarz transformacji” w Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie
(Muzeum nad Wisłą, Wybrzeże Kościuszkowskie 22) będzie trwała od 2 marca do 6 maja 2018.