W różny sposób lubimy urozmaicać sobie rutynę codzienności. Najlepiej, aby urozmaicenie stało się w pewien sposób powtarzalne, możliwie częste, a przede wszystkim – aby sprawiało nam autentyczną radość. Green-peel to nazwa średnio głębokiego zabiegu złuszczania naskórka, któremu (głównie) kobiety poddają się w gabinetach kosmetycznych. Rewolucji na twarzy nie czyni, ale wyraźnie poprawia napięcie skóry i krążenie, a panie czują się odmłodzone i rumiane. Nigdy nie przypuszczałem, że takim urozmaiceniem stanie się ten samochód – działa dokładnie tak samo na psychikę kierowcy, jak green-peel na skórę.

Tekst: Jan Melloman

Nie przepadałem za Mini. Gdy redakcja poprosiła mnie o test Countrymana, małego i niskiego SUV-a, który tak naprawdę jest dużym samochodem kompaktowym, pomyślałem: nareszcie rozprawię się z tym krzykliwym klonem kultowego Mini.     

Rzadko zdarzają mi się duże pomyłki w ocenie samochodów. Jestem wiekowym i statecznym osobnikiem, który niejedno widział i niejednym jeździł. Muszę uczciwie przyznać, że Mini Countryman w wersji Cooper SE (czyli sportowej hybrydy o mocy w podziale 136 KM z silnika benzynowego i 88 KM z silnika elektrycznego) był dla mnie olśnieniem. Po przebyciu kilku kilometrów przez głowę przemknął mi kalejdoskop kolorowych brytyjskich obrazków, które symbolizowała ta marka przez dekady; Sex Pistols, Beatlesi, skandale wokół rodziny królewskiej, londyńskie ciasne, deszczowe ulice i zawsze najlepsza muzyka grana w niezliczonych klubach. A te wszystkie wspomnienia zamknięte w najwyższej jakości wnętrzu, gadżeciarskim do granic możliwości, ale nigdy nieprzekraczającym granicy dobrego smaku w swoim nawiązywaniu do wnętrza pierwotnego Mini. I ten magiczny napęd na wszystkie koła… Nawet dyskretny slogan na wąskim pasku podkładki tylnej tablicy rejestracyjnej uprzedza, że mamy do czynienia z gokartem.
Tak jest w istocie. Samochód nie osiąga przesadnej prędkości maksymalnej, ale jak przyspiesza! I właśnie przyspieszenie jest najważniejszą cechą tego auta. Nim można się bawić bez końca, w mieście, poza miastem, wyprzedzając, będąc zawsze przed innymi. To oczywiście brawura, ale elegancka, seksowna i w pełni kontrolowana. Podobne wrażenie miałem podczas podróżowania w elektrycznym BMW i3. Mimo że Countryman Cooper SE potrafi jeździć tak samo ekologicznie, robi to w asyście mocnego silnika spalinowego, co sprawia, że jest nie tylko bardziej użytecznym, ale przede wszystkim bardziej rasowym samochodem. Do tego eksplozja żywych kolorów wszechobecnych, ledowych podświetleń, chromowanych elementów dekoracji, czarnej jak smoła tapicerki i podsufitki, wystylizowanych ponad miarę przycisków, ekranów, klamek wewnętrznych, zewnętrznych i lusterek wyposażonych w rzutnik logo Mini widoczne na powierzchni drogi.
Na pewno będziecie zauważeni… i słyszalni, chociaż muszę przyznać, że sygnowany przez Harmann Kardon system audio gra tylko poprawnie. Po tylu fantastycznych odczuciach z jazdy i radości z obcowania z najwyższej jakości intrygującym i stylowym wnętrzem dźwięk płynący z głośników powinien brzmieć lepiej. Ostatecznie można go dostroić i jeśli załadujecie do pamięci przenośnej pliki muzyczne skompresowane do najwyższej jakości odtwarzania, nawet przy dużej głośności nie usłyszycie przesterowań czy zniekształceń.

Podsumowując – pierwsza jazda od lat najnowszym modelem marki Mini kompletnie odwróciła moją stereotypową opinię o tych autach. To bardzo fajny samochód, niezwykle dynamiczny, który mimo swojej krzykliwości pozwala kierowcy zachować styl i – nawet przy brawurowej jeździe – poczucie bezpieczeństwa. A co najważniejsze, za każdym razem sprawia ogromną frajdę.


1 KOMENTARZ