Uwielbiam koncerty symfoniczne. Mniej istotny jest rodzaj wykonywanej muzyki; może być klasycznie, romantycznie, a najlepiej nowocześnie. Orkiestra symfoniczna najpełniej jest w stanie oddać mnogość barw muzycznych, pokazać umiejętności kompozytora oraz muzyków, a przede wszystkim zachwycić publiczność poruszającym widowiskiem.

 

Tekst: Jan Melloman

 

Aktualna wersja flagowej limuzyny Mercedesa najbardziej przypomina mi symfonię epoki klasycyzmu, a jeśli dalej miałbym drążyć nawiązania muzyczne, to z trójki klasyków wiedeńskich najbardziej pasuje do kompozycji Mozarta: jest technicznie doskonała, ale klasyczna w formie, subtelna, a podczas jazdy czuć niezwykłą lekkość prowadzenia. Jest zarazem chyba najbardziej minimalistyczna z dotychczasowych generacji. Z zewnątrz łudząco przypomina klasę E, a nawet C. Dopiero z bliska widać, że to jednak potężny samochód – duży i zwarty, dzięki łagodnej linii i dużym felgom wypełniającym całe nadkola. W środku jest podobnie: natychmiast rozpoznawalna w nowych Mercedesach, szklana deska rozdzielcza, rozłożyste fotele i wcale nie przesadnie dużo miejsca. Na pewno należy zwrócić uwagę na umiejętne połączenie nowoczesności (dwa wielkie tablety zamiast deski rozdzielczej, dotykowe gładziki) ze szlachetnymi krągłościami (przeszycia, perforacje na skórzanej tapicerce, okrągłe nawiewy, pośród nich okrągły zegar ze wskazówkami, liniowe podświetlenia ledowe).


System sterowania Mercedesa jest oryginalny i trzeba chwilę poświęcić, aby sprawnie obsługiwać wszystkie funkcje samochodu. Z ogromnego zestawu systemów dbających o bezpieczeństwo i komfort pasażerów wyróżnię kilka wyjątkowych i sprawiających przyjemność, jak: podgrzewane podłokietniki, nieskończoną możliwość ustawień foteli (włącznie z trybami masażu), perfekcyjne wyciszenie i odizolowanie wnętrza, pełnię barw ambientowych podświetleń, wydajny system wentylacji wraz z pięknym dyfuzorem zapachu przypominającym flakon luksusowych perfum, ukrytych w schowku przed pasażerem.
Aby w pełni zakosztować wszystkich subtelności klasy S, należy podróżować na tylnej kanapie, która może pomieścić trzech pasażerów, chociaż dedykowana jest dwóm.
Satynowy, gładki i równomierny napęd o wielkiej mocy blisko 500 KM dzięki niezauważalnej i niesłyszalnej skrzyni biegów dynamicznie (nie wyścigowo) rozpędza limuzynę jak auto elektryczne – czyli niemal bezgłośnie. Nie wiem, czy to zasługa świetnego wyciszenia wnętrza, kultury pracy silnika benzynowego, doskonałej skrzyni biegów czy cichego zawieszenia, ale wrażenie wszechobecnej ciszy jest imponujące. Zawieszenie nazwałbym w klasie S… uniesieniem. Jest nadspodziewanie komfortowe, kołysząc pasażerów od pierwszych kilometrów i całkowicie tłumiąc wszelkie nierówności nawierzchni. Jednocześnie nigdy nie pojawia się wrażenie pod- lub nadsterowności, co, przy masie i gabarytach samochodu, teoretycznie mogłoby się przytrafić. Fantastyczną iluzję lewitacji dopełnia półleżąca pozycja fotela tylnej kanapy, którą oczywiście można ustawić w bardziej pionowej pozycji, tylko po co? Właśnie w położeniu półpoziomym perfekcyjnie imituje magiczne doznanie obezwładniającego błogostanu – jazdo trwaj…


Rozumiejąc trend, w którym dedykowany projekt i montaż samochodowego systemu audio ma zastąpić skomplikowaną konfigurację sterowania dźwiękiem, wolałbym jednak w takim samochodzie mieć możliwość „dopieszczenia” dźwięku za pomocą jakiegokolwiek korektora. Według mnie charakterystyka systemu Burmester jest dedykowana muzyce poważnej (by ponownie nie napisać „symfonicznej” – wizerunkowo można to stwierdzić po uroczym logo marki w kształcie litery „f”, identycznym jak wycięcia pudeł rezonansowych instrumentów smyczkowych). Oczywiście każda muzyka zabrzmi tu poprawnie, ale klasę sprzętu można ocenić w wiernym oddaniu brzmienia całego wachlarza barw orkiestry symfonicznej, gdzie występuje kilkadziesiąt instrumentów, często grających równocześnie, a każdy z nich brzmi inaczej. W Mercedesie klasy S usłyszałem wszystko – od subtelnej harfy i kwintetu smyczkowego po świdrujący dźwięk fletu piccolo, puzonów czy perkusji. Muzyka na tylnych siedzeniach brzmi najpełniej. Dźwięk jest tak głęboki i selektywny, że nawet przy dużym natężeniu nie przeszkadza w relaksacji. Nie sposób nie zasnąć, nie przytulić się do miękkiej tapicerki, nie ułożyć dłoni na podgrzewanych (lub wentylowanych) podłokietnikach, a głowy nie oprzeć o miękką, atłasową poduszkę zagłówka. W takich okolicznościach można nadrobić największe niedobory snu i zrozumieć, czym jest prawdziwe odprężenie, które czasem trudno osiągnąć, próbując zasnąć choćby we własnej sypialni. |