Mówi się, że Isabelle Huppert potrafi zagrać wszystko. W ciągu kilkudziesięcioletniej kariery udowadniała to wielokrotnie. We Francji jest ikoną, ale rozgłos na całym świecie przyniosła jej tytułowa rola w „Pianistce” Michaela Hanekego. Dziś mistrzowski duet H&H powraca na ekrany komedią „Happy End”.

 

Tekst: Olga Sztern

 

Rolę Michèle Leblanc w „Elle” Paula Verhoevena odrzuciły Julianne Moore, Nicole Kidman i Sharon Stone. Isabelle Huppert rolę przyjęła. I została za nią nominowana do Oscara.
To Sharon Stone pracowała z holenderskim reżyserem na planie „Nagiego instynktu”. Verhoeven już wtedy oskarżany był o seksizm, wydaje się jednak, że nie to było głównym powodem, dla którego najwybitniejsze hollywoodzkie aktorki nie zdecydowały się u niego zagrać. Prawdopodobnie zwyczajnie bały się reakcji publiczności i środowiska na kontrowersyjny film, na który – podobno – w Fabryce Snów nikt nie chciał dać pieniędzy. Też ze strachu.
I nic dziwnego. „Elle” zaczyna się od sceny gwałtu na Michèle, która postanawia nie zgłaszać się na policję, tylko poszukać mężczyzny, który ją skrzywdził. Jej motywacją nie jest jednak chęć wymierzenia sprawiedliwości ani zemsta, ale pragnienie ponownego przeżycia gwałtu. Film oparty na motywach powieści Philippe’a Djiana wywołał kontrowersje, a reżysera odsądzono od czci i wiary za gloryfikowanie kultury gwałtu. Trudno jednak, znając jego wcześniejsze filmy i subtelne lawirowanie w tematach dotykających seksualności człowieka, zarzucać mu coś takiego.


Może Huppert dostrzegła w scenariuszu coś więcej od swoich amerykańskich koleżanek (które zresztą uważa za mniej odważne i skłonne od eksperymentów od aktorek europejskich; stwierdziła kiedyś, że nazwanie jej „europejską Meryl Streep” to dla niej komplement, ale aktorki amerykańskie „unikają eksperymentów, na które ona odważyła się na scenie”) i rolę przyjęła, prawdopodobnie równie świadomie jak wówczas, kiedy w 1997 roku odrzuciła propozycję zagrania w „Funny Games” u Michaela Hanekego. „Oczywiście mogłam to zagrać, ale nie chciałam się aż tak poświęcać. A może zabrakło mi odwagi?” – zastanawiała się w jednym z wywiadów. Po dwudziestu latach tej odwagi ma więcej, a widać to w kolejnych rolach, które kreuje. Ostatnio – w „Elle”. Jej Michèle nie jest ofiarą. Jest silna, władcza, cynicznie manipuluje atawizmami i fantazjami swoich pracowników, choć sama zmaga się z traumami z przeszłości.
Nie przypadkiem zresztą Verhoeven, szukając aktorki gotowej podjąć to wyzwanie, zwrócił się do Huppert. Francuska artystka słynie z zamiłowania do wcielania się w wewnętrznie skonfliktowane, trudne postacie. Wielokrotnie to udowodniła, a długą drogę, jaką przeszła od prostodusznej, skrzywdzonej Pomme w „Koronczarce” pokazała między innymi w „Pianistce” Hanekego. Reżyser przesłał jej scenariusz, oparty na prozie Elfriede Jelinek, opatrzony adnotacją: „Zobaczysz, to jest gorsze od »Funny Games«!” Huppert jednak nie przestraszyła się roli Eriki Kohut, wybitnej pianistki uwikłanej w trudną relację z matką, ucieczki od dusznego klimatu austriackiej burżuazji szukającej w realizowaniu sadomasochistycznych fantazji. Zagrała brawurowo, a rola przyniosła jej między innymi – poza uznaniem krytyki i publiczności – Złotą Palmę i Europejską Nagrodę Filmową.
Kiedy komentowała swój udział w filmie, z charakterystycznym dla siebie dystansem – który pokazała między innymi w „8 kobietach” François Ozona, gdzie wcieliła się w rolę neurotycznej, rozczarowanej życiem kobiety, kpiąc z własnej artystycznej persony – twierdziła, że być może zgodziła się zagrać, bo nie do końca zrozumiała scenariusz. Był w końcu po angielsku.


Grała u Claude’a Goretty, Jean-Luca Godarda, Claude’a Chabrola, Josepha Loseya, Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Warlikowskiego i Marty Meszàros – między innymi. Choć od ich pierwszego spotkania jej ulubionym reżyserem pozostaje Michael Haneke, przełomem w jej karierze była współpraca z Chabrolem. W 1978 roku zagrała w jego „Violette Nozière”, gdzie wcieliła się w rolę morderczyni własnych rodziców. Zdobyła wówczas nagrodę dla najlepszej aktorki na Festiwalu Filmowym w Cannes. Grała w jego „Pasji” i „Kobiecej sprawie”, gdzie wcieliła się w rolę Marie Latour, kobiety skazanej na karę śmierci za przeprowadzanie aborcji. Ta kreacja przyniosła jej wiele nagród na festiwalach i umocniła pozycję jako czołowej francuskiej aktorki, która specjalizuje się w trudnych rolach. Trzy lata później zagrała Emmę w „Pani Bovary” tego samego reżysera, zaś w młodszej o trzy lata „Ceremonii” wykreowała niepokojącą postać Sophie, służącej państwa Lelièvre. Otrzymała za nią Cezara. Teraz ta rozpoczęta w 1971 roku błyskotliwa kariera, którą Huppert w pewnej mierze zawdzięcza matce, kibicującej od początku planom córki i dbającej o rozwój jej talentu, może zostać uwieńczona nagrodą Amerykańskiej Akademii Filmowej.
U Hanekego po raz pierwszy zagrała w 2001 roku w „Pianistce”, spotkali się też na planie „Miłości”, filmu, który został uhonorowany Złotą Palmą w Cannes w 2012 roku. Austriacki reżyser nie szczędzi jej komplementów. Podziwia jej profesjonalizm i „umiejętność pokazywania cierpienia”. „Z jednej strony cierpienie, z drugiej – zimny intelektualizm. Żaden inny aktor nie potrafi tego połączyć” – powiedział w jednym z wywiadów. Jej zdolność do wcielania się w role komediowe, a także niezwykłą umiejętność do pokazywania bólu, desperacji i rozpaczy, podziwia wielu reżyserów. Jest określana jako „jedna z najbardziej utytułowanych” i „największych” aktorek współczesnego kina.
Owa wybitna aktorka, pytana o swój sposób na aktorstwo, mówi, że po pierwsze nie bardzo potrafi robić cokolwiek innego, a po drugie – dla niej to po prostu „sposób radzenia sobie z szaleństwem”. I podkreśla, indagowana o to, jak konstruuje role: „Nie mam problemów z powrotem do normalnego życia. Granie to kreowanie stanów emocjonalnych, które udzielają się widzom, i szybkie pozbywanie się ich. Schodząc ze sceny czy z planu filmowego, zapominam, kim byłam, jestem już sobą.” Tę dwoistość i prawdziwą naturę zawodu aktorki chciała pokazać, wcielając się we wzorowaną na Helenie Modrzejewskiej postać Maryny Załężowskiej z powieści Susan Sontag. Jednak film ostatecznie nie powstał.
„Aktorstwo to niewdzięczny temat na fabułę. Jak pokazać coś tak ulotnego? A jednak zafascynował mnie sposób, w jaki Sontag prześwietla psychikę aktorki, proces budowania roli, przypadkowy i chaotyczny. A zwłaszcza ta podwójność ‒ jesteś na scenie gwiazdą, idealnie spełniasz pragnienia publiczności, a jednocześnie wszystko dzieje się poza tobą: pozostaje się przecież zwykłą kobietą, która nie ma nic wspólnego z wielkimi rolami, jakie się gra” – komentowała wówczas. Podkreśla, że na planie rządzi reżyser, ale natychmiast dodaje, że zdarzyło jej się pracować z takimi, którzy za kamerą byli „bezradni”. „Jestem narzędziem, ale narzędziem myślącym” – oświadcza. W życiu i swojej karierze podkreśla rolę przypadku. „Dlatego rzadko bywam księżniczką – częściej jestem żołnierzem, który walczy. Dziś mam oczywiście lepszą sytuację niż dwadzieścia lat temu, ale nie wszystko mi się udaje” – mówi.
Ów nagradzany na całym świecie „żołnierz” aktorstwa wojnę prowadzi tylko na ekranie. W życiu prywatnym Huppert, miłośniczka gry na fortepianie i matka trojga dzieci, najbardziej lubi spać. Ale, dodaje, słyszała, że joga jest niezła. Więc może kiedyś spróbuje. Na razie czeka na Oscara. |