„Aferą zakończyło się działanie Marlborough Gallery, która roszcząc prawa do wszystkich prac Marka Rothko, pozbawiła jego dzieci dochodu ze sprzedaży dzieł ojca. Sprawa trafiła do nowojorskiego sądu”. O roli producentów i prawników w świecie sztuki opowiadają Anna Trocka i Sasha Harari.


Tekst:
Adrian Reiter


Wasze wykształcenie dalece odbiega od sztuki, a jednak właśnie z nią związaliście swoje zawodowe życie. Sasha, ty zajmowałeś się informatyką…

Sasha Harari: W latch 70. angażowały mnie zaawansowane projekty informatyczne. Dostrzegłem wtedy, że wraz z popularyzacją komputerów ludzie coraz mniej swoich zasobów intelektualnych muszą koncentrować na zapamiętywaniu. Byłem przekonany, że to ogromne odciążenie umysłów doprowadzi do wybuchu kreatywności. I nie myliłem się. Na początku XX wieku, podczas spisu powszechnego w USA, tylko jeden promil Amerykanów uznało się za artystów. W latach 60. był to już jeden procent społeczeństwa! Tworzenie sztuki jako proces zainteresowało mnie tak bardzo, że aby je lepie

Andy Warhol, Sarah Bernhardt, 1980, ze zbiorów The Andy Warhol Foundation for the Visual Arts, dostępne pod adresem: http://thejewishmuseum.org//collection/30855-sarah-bernhardt

j zrozumieć, zostałem producentem i zacząłem regularnie pracować z artystami.
Anna Trocka: O ile Sasha poznawał sztukę od strony organizacji pracy z artystami, o tyle ja przez długie lata kształciłam się w szkole muzycznej. Zrozumiałam jednak, że nie będę wybitnym muzykiem, co najwyżej dobrej klasy rzemieślnikiem. Zawsze marzyłam, by być mecenasem sztuki. Ostatecznie zostałam adwokatem, czyli właściwie… też mecenasem! (śmiech) Świata sztuki zresztą nigdy nie opuściłam. Na co dzień pracuję z artystami i firmami producenckimi, dbając o prawną ochronę ich dorobku twórczego.

Artysta to dziś pojęcie bardzo zdewaluowane. Dostrzegacie granicę dzielącą sztukę od przemysłów kreatywnych?
S.H.: W coraz liczniejszym gronie artystów trzeba wyróżnić twórców przełomowych. Takich, którzy zostawiają znaki czegoś, co ma dopiero przyjść. Tworzywem dla amerykańskiej grupy pop artu był na przykład konsumeryzm. Dziś o nim wiele się mówi, pisze, kręci się setki filmów. Ale wtedy? Trzeba było bardzo mocno wybiec ku przyszłości, by w latach 50. ubiegłego wieku dojrzeć znamienne skutki pędu ku posiadaniu i użytkowaniu. Twórcy pop artu nie tylko go dostrzegli, ale usytuowali go w centrum swojej twórczości, czyniąc istotny znak na przyszłość. Byli wizjonerami wśród artystów.

Andy Warhol, Louis Brandeis, 1980, ze zbiorów The Andy Warhol Foundation for the Visual Arts, dostępne pod adresem: http://thejewishmuseum.org//collection/30855-sarah-bernhardt

A.T.: Tyle że współczesną sztukę od tej z lat 70. czy 80. XX wieku odróżnia multikanałowość. Kiedyś artysta malował obraz czy tworzył rzeźbę. Utwór był materialny, łatwy do zidentyfikowania, co ważne również z mojego, prawniczego punktu widzenia, bo takie dzieło było stosunkowo łatwe do ochrony. Nowoczesność przyniosła integrowanie środków wyrazu, co niewątpliwie było kołem zamachowym intensywnego rozwoju kulturalnego. Nowa sztuka wykradała się jednak kanonom, które znaliśmy. Coraz więcej utworów było dziełem zbiorowym. Multimedialne instalacje, megaprodukcje filmowe, teatralne i operowe, widowiska muzyczno-świetlne, a nawet wspaniałe obiekty nowoczesnej architektury – w ich powstawaniu uczestniczą grupy ludzi, a ich odbiór nierzadko jest globalny. Nowoczesność zrodziła więc przemysły kreatywne. Nie w opozycji do sztuki, ale jako jej rozwinięcie i umasowienie.
Paliwem przemysłów kreatywnych jest pomysł i talent. Da się je skutecznie chronić?
A.T.: Do momentu zmaterializowania pomysł nie podlega ochronie prawnej. Dlatego nie warto odkładać realizacji swoich koncepcji, ale dążyć do ich urzeczywistnienia. Dopiero dzieło jest zabezpieczone z mocy prawa!

S.H.: Produkując filmy czy sztuki teatralne, pracuję z wieloma utalentowanymi osobami – i na ich rzecz – i przyznaję, że nigdy nie ruszam się bez prawników. Wybieram jednak tylko takich adwokatów, którzy rozumieją istotę wielowymiarowości współczesnej sztuki i potrafią sporządzić umowę odpowiadającą warunkom panującym nie tylko tu i teraz, lecz także przewidującą sytuacje, które mogą się zdarzyć w przyszłości.
A.T.: Trzeba sobie uświadomić, że umowy pisze się na złe, a nie na dobre czasy. W naszym kraju mamy z tym problem. Jeśli nawet polski artysta decyduje się na jej zawarcie, to rzadko negocjuje poszczególne paragrafy, a przecież mogą być one niezwykle istotne dla rozwoju jego dalszej kariery. Większość błędnie zakłada, że umowa ma standardowe zapisy.

 

Christo w swojej pracowni podczas pracy nad projektem The Floating Piers, Nowy Jork, listopad 2015.
Czerwiec 2016, rozciąganie 100 000 m2 żółtej tkaniny na potrzeby projektu The Floating Piers na ulicach Sulzano i Peschiera Maraglio, Włochy.
Christo i Jeanne-Claude, realizacja projektu The Floating Piers, jezioro Iseo, Włochy, 2014-16.

 

Prawo w ogóle nadąża za tempem i kierunkiem przeobrażeń rynku sztuki?
S.H.: Podejście do ochrony prawnej artystów zmieniło się po serii skandali. Do lat 70. XX wieku działanie na amerykańskim rynku sztuki było proste – malarze czy rzeźbiarze oddawali się w opiekę marszandów, którzy odpowiadali za sprzedaż ich dzieł. Tyle że już przykład Amadeo Modiglianiego pokazał, jak nieuczciwi i cyniczni potrafią być dilerzy. Artysta zmarł zupełnie niedoceniony, w wielkiej biedzie. Na jego pogrzebie, dosłownie na świeżej mogile, marszandzi rozpoczęli handel jego pracami, w krótkim czasie niebotycznie windując ich ceny. Wiele dekad później wielką aferą zakończyło się działanie Marlborough Gallery, która roszcząc prawa do wszystkich prac Marka Rothko, pozbawiła jego dzieci dochodu ze sprzedaży dzieł ojca. Sprawa trafiła do nowojorskiego sądu, który potwierdził prawa spadkowe potomków i zasądził na ich rzecz milionowe odszkodowania. Od tego czasu rola prawnika i praw autorskich w świecie sztuki zaczęła mieć olbrzymie znaczenie. Dzisiaj nie ma poważnego artysty, który nie korzystałby z usług prawniczych.
A.T.: Są różne systemy prawne i bardzo różne sytuacje. Sasha, jako producent filmu The Doors Olivera Stone’a, spotkał się na przykład z zarzutem niewykorzystania wizerunku. W polskiej rzeczywistości najczęściej składane są pozwy o bezprawne wykorzystanie wizerunku, a tymczasem kochanka jednego z bohaterów The Doors wystąpiła z roszczeniem, gdyż uważała, że została pominięta w filmie!
S.H.: W Stanach Zjednoczonych prawo autorskie staje się coraz bardziej zawiłe i coraz bardziej drakońskie. Mój znajomy producent z Hollywood musiał na przykład wymazać z kadrów nagranego już filmu gigantyczną, piękną rzeźbę Caldera stojącą w centrum Chicago. Spadkobiercy artysty nie wyrazili bowiem zgody na jej wykorzystanie.

Ikonami pop artu, o którym wspominaliście, stały się kolorystyczne wariacje butelki Coca-Coli i puszki zupy Campbell. Podejrzewam, że dziś koncerny, do których należą te marki, nie pozwoliłyby na to. A jak było w tamtych czasach? Andy Warhol był twoim przyjacielem, Sasha.
S.H.: Trzeba przyznać, że wtedy nikogo to zbytnio nie obchodziło. Istniała niepisana zasada, że artysta ma pełną dowolność w swojej pracy. Sądzę wręcz, że walka z twórcami była poniżej godności takich firm. Dziś mogłoby być inaczej. Jednak dziś dzieło wystawia się nie tylko w galerii czy muzeum, jak wtedy. Mamy przecież internet, który pozwala dotrzeć z utworem do masy odbiorców.
A.T.: Trzeba pamiętać, że firmy mogą spoglądać na dzieło z punktu widzenia własnej reputacji. Podmioty gospodarcze posiadają bowiem dobra osobiste, które utwór może naruszyć. Ważny jest kontekst ukazania marki.
S.H.: Alexander McQueen w wielu swoich projektach, choćby w biżuterii, używa diamentowej czaszki, której autorem jest Damien Hirst. Obaj byli przyjaciółmi i jestem pewien, że McQueen otrzymał prawo do używania tego wzoru, bo inaczej mielibyśmy wielki skandal i jeszcze większe odszkodowania.

 

Plakat z filmu The Doors – Copyright 1991, Tri-Star Pictures

 

Z jednej strony mamy więc coraz bardziej rygorystyczne regulacje prawnoautorskie, z drugiej jednak jest coraz większa grupa twórców, którzy głośno żądają liberalizacji reżimu prawnego. Chcą udostępnienia zasobów twórczych w internecie z prawem ich powtórnego wykorzystania. Mówią o recyklingu twórczości i idei. Słuszny postulat?
A.T.: Oczekuję tego, żeby był jak największy ferment artystyczny, a do tego trzeba sięgać do bogactwa inspiracji. Recykling artystyczny temu służy. Liberalizować tak, choć mądrze.
S.H.: To jest pewien paradoks, bo otaczam się prawnikami, ale w gruncie rzeczy jestem nihilistą i w pełni zgadzam się z tym postulatem. W latach 70. XX w. zidentyfikowałem tworzący się postęp w kreatywności społeczeństw, a przecież dzisiaj otwarcie tych zasobów twórczych dałoby kolejny impuls dla jeszcze większego nowatorstwa artystycznego. Progresu nie da się zatrzymać! |

 

Anna Trocka
Prawnik, międzynarodowy arbiter, wykładowca uniwersytecki. W pracy adwokata łączy fascynację prawem z miłością do sztuki. Jako specjalistka od ochrony autorskoprawnej zapewnia pełną, międzynarodową opiekę prawną uznanym artystom i firmom działającym w obszarze przemysłów kreatywnych. Jako partner w Kancelarii APT&Right Attorneys-at-Law doradza w zakresie inwestycji międzynarodowych oraz wspiera podmioty z rynku finansowego. Kolekcjonerka współczesnego malarstwa, miłośniczka opery, intensywnie wspiera ciekawe projekty artystyczne.
Sasha Harari
Producent filmowy i telewizyjny, inwestor na rynku sztuki, ale i high-tech. W latach 70. zaangażowany w rozwój zaawansowanych projektów IT. Obserwacje zachodzących przemian technologicznych i – będących ich konsekwencją – przeobrażeń społecznych zainspirowały go do pracy z artystami. Współpracował m.in. z Christo, Ilyą Kabakovem, Michailem Grobmanem czy Andym Warholem, który uważał go za swojego przyjaciela. Był aktywnym uczestnikiem amerykańskiego życia artystycznego ostatnich dekad XX wieku. W latach 90. osiedlił się w Los Angeles i zaczął pracować z branżą filmową w Hollywood. Wyprodukował m.in. głośny obraz The Doors w reżyserii Olivera Stone’a. Od kilku lat mieszka w Warszawie, gdzie prowadzi własną firmę producencką.