Kolekcja przedmiotów zgromadzonych przez Muzeum historii Żydów Polskich w przeważającej części składa się z darów osób prywatnych. To materialne świadectwo obecności na polskich ziemiach tych, których bardzo często już nie ma. Rzeczy przywołują pamięć o zapomnianych tożsamościach i biografiach. Odkrywają przed nami bogactwo kultury, której nie wolno nam puścić w niepamięć.

 

Tekst: Agata Czarnacka
Zdjęcia: Muzeum Historii Żydów Polskich

 

Na początku kilkaset nazwisk. Kilkaset osób, które przyczyniło się do powstania kolekcji Muzeum Historii Żydów Polskich”. Wiele z nich nieświadomie wyczuło to samo – większość darów ofiarowano Muzeum POLIN spontanicznie, z potrzeby serca. Współpracujący z POLIN Wojciech Leder, kurator wystawy, którą kilka lat temu Muzeum zorganizowało, by uczcić darczyńców, nazwał tę potrzebę wprost: Zastanawiając się nad ideą wystawy, chcieliśmy, aby w spotkaniu z tymi niezwykłymi przedmiotami, których przeszłość i wielkość niełatwo pokazać, pojawiło się wrażenie obecności drugiej osoby. Pochylamy się bowiem nad drobiazgami nasyconymi niezwykłą ludzką historią i dramatem. Mamy nadzieję, że Muzeum stanie się miejscem, w którym ta obecność Nieobecnych będzie odczuwalna.
Niektórzy mawiają, że Polska została osierocona – z pewnością zniknięcie Żydów, którzy zginęli w czasie Zagłady lub opuścili ten kraj później, w wyniku antysemityzmu, pozostawiło głęboką ranę, która wciąż nie może się zabliźnić. Kolekcja Muzeum POLIN gromadząca pozostałości, resztki żydowskiej obecności – przedmioty, książki i przekształcone w soczewce sztuki wspomnienia – to sposób, by ranę tę oczyścić i pozwolić jej się zabliźnić. Gromadzone przedmioty są świadectwem dwóch historii o dwóch światach – mówią wiele o sobie samych i o kondycji współczesnego człowieka, który z różnych, często niezrozumiałych powodów przyczynia się do ich zachowania.
To prawda, że choć zgromadzonych przedmiotów jest sporo, to nie wystarczą do zrekonstruowania przebogatej, wielowymiarowej kultury, która zniknęła. Dary te „symbolizują doświadczenia składające się na tożsamość polskich Żydów. Ale dary te mówią też dużo o nas samych. Wiele z tych przedmiotów podarowały osoby, które weszły w ich posiadanie jeśli nie przez przypadek, to mimowolnie, bez pełnej świadomości, co właściwie oznaczały.
Przyjrzyjmy się kilku darom – eksponatom z kolekcji Muzeum POLIN, na które uważny widz trafić może, zwiedzając pieczołowicie przygotowane wystawy stałe, a niekiedy i czasowe. Mają one swoje własne biografie, które Muzeum stara się jak najdokładniej odtworzyć. To rzeczy codziennego użytku lub przedmioty święte. Najzwyklejsze, zniszczone, wygładzone tysiącami rąk obiekty i eleganckie, ozdobne, nienaruszone użytkowaniem ozdoby. Ślady życia.
Dr Jarosław Kosiaty ofiarował dwa przepiękne, ozdobne kufry, z jakimi damy z wyższych sfer zwykły podróżować przed wojną. Jego babcia dopiero na łożu śmierci wyznała mu, że jest z pochodzenia Żydówką – to wyjaśniło rodzinny sekret. Nikt wcześniej nie wiedział bowiem, dlaczego do babci Marii jej siostra zwraca się dziwnym imieniem – Lea (w rzeczywistości nazywała się Lea Sittlin). Dr Kosiaty patrzy dziś na kufry babci nowym wzrokiem; cenne dla niego i piękne pamiątki ewokują jego związki z kulturą, którą dzisiaj pieczołowicie rekonstruuje Muzeum POLIN.
Dr Jacek Ochelski nie był pewien historii zwoju Tory – najprawdopodobniej pochodził on z Lęborka i mógł mieć związek z Powiatowym Komitetem Żydowskim, który zawiązał się tam w drugiej połowie XIX wieku. Zwój Tory taki jak ten ma w judaizmie szczególne znaczenie – na niej opiera się cały system modlitw. Nic dziwnego, że zwykle zwoje są pięknie kaligrafowane na bielutkim pergaminie, a wałki – bogato zdobione.
Prześliczna aksamitna tkanina obrębiona frędzlami i ozdobiona haftem z motywem ptaków i kwiatów to dar Aleksandra Kalinowskiego. Nie wiadomo, skąd pochodzi – specjaliści oceniają, że najprawdopodobniej była to tkanina ślubna. Gdyby nie to, że ani czerń aksamitu, ani nici haftu nie straciły żywości kolorów, moglibyśmy spekulować, że zdobiła niejedno wnętrze, wprowadzając do niego atmosferę nieco egzotycznego luksusu. Ale żywość barw wskazuje na to, że sto kilkadziesiąt lat od swojego powstania przetrwała, ukryta na dnie kufra czy szuflady…
Albo maszyna do pisania z hebrajską czcionką. Muzeum otrzymało ją w darze od Jerzego Zarawskiego – do niego trafiła jako część legatu związanej z kręgami żydowskimi wrocławskiej kolekcjonerki Leny Zajączkowskiej. Ona z kolei wypatrzyła zgrabnego „Mercedesa” na wrocławskim targu staroci przy ul. Gnieźnieńskiej… Była przekonana, że rzeczy tego rodzaju trzeba ocalić od zapomnienia. Dzięki POLIN marzenie nieżyjącej już kolekcjonerki staje się rzeczywistością…
Zachęcamy do zagłębienia się w kolekcję Muzeum POLIN, którą oglądać można również w internecie pod adresem www.judaika.polin.pl. Znakomite reprodukcje przedmiotów i dzieł sztuki będących w posiadaniu Muzeum POLIN zostały opatrzone szczegółowymi katalogowymi fiszkami, które zawierają też historię prezentowanych obiektów – często zapierające dech w piersiach! – oraz informacje o darczyńcach. Prawdziwe cyfrowe memento! |