Rok temu Mercedes zaprezentował nową klasę E. Przez ten rok gorzkie poczucie zawodu mogło towarzyszyć tym klientom, którzy nieświadomi, czym jest nowa klasa E, zakupili w tym czasie większe modele. Pytanie, jakie mogą sobie zadać, brzmi: czy taki zakup miał sens?

 

Tekst: Jan Melloman

 

Być może miał, ale jedynie z niskich, snobistycznych pobudek. Dla każdego dojrzałego kierowcy, który poszukuje nowoczesnej limuzyny klasy premium z klasycznym, spalinowym silnikiem i konserwatywną sylwetką, nie ma nic ponadto, co oferuje aktualny model mercedesa klasy E.Począwszy od sylwetki, która (szczególnie z tyłu) jest łudząco podobna do klasy S, poprzez wszelkie systemy bezpieczeństwa aż po wrażenia estetyczne i emocjonalne. Szklany kokpit to dzisiaj nie tylko domena nowoczesnych samolotów, ale także samochodów. W mercedesie klasy E całą deskę rozdzielczą zastąpiono szkłem. W całości jest to panel niedotykowy (co jest zrozumiałe z racji odległości jaka go dzieli od kierowcy – po prostu trudno go dosięgnąć). Mimo to obsługa jest prosta i po kilku ruchach w menu systemu łatwo sterować całym samochodem (jedyny problem to brak dotykowej klawiatury; być może komendy głosowe mogą ją zastąpić, gdyż wybieranie poszczególnych liter wskaźnikiem poruszającym się po linii alfabetu jest zdecydowanie mało efektywne). Wszechobecne, ambientowe oświetlenie w połączeniu z całkowitym wytłumieniem, zarówno akustycznym, jak i termicznym, sprawia, że można zapomnieć o świecie zewnętrznym, szczególnie podczas ciemnych, krótkich i zimnych dni. Uroczym, ale jakże przyjemnym dodatkiem jest dyfuzor zapachów, którego solidny, szklany flakon okazale zdobi schowek przed pasażerem – nie jest to subtelne rozwiązanie, ale to chyba zabieg celowy, bo wygląda zacnie, a działa znakomicie. Do pełni szczęścia brakuje tylko… muzyki. W tak doskonale wytłumionym wnętrzu to prawdziwe wyzwanie, więc Mercedes wybrał zupełnie nowego dostawcę.

To berlińska manufaktura Burmester, która znana jest tylko audiofilom z ręcznej produkcji lampowych, chromowanych wzmacniaczy. Zanim usłyszymy jak Burmester brzmi, możemy dostrzec srebrne wykończenia głośników wysokotonowych w drzwiach, na których dodano symbol w kształcie litery „f” – charakterystyczny dla pudeł rezonansowych instrumentów smyczkowych. Nie wiem, ile głośników zaprojektował Burmester w nowej klasie E. Trzeba jednak zauważyć, że po prostu grają dobrze – selektywnie, ale nie sztucznie. Głęboko, nie dudniąc i nie wzbudzając żadnych pobocznych dźwięków czy choćby drgań. Co ważne, system nie jest skomplikowany w obsłudze. Próżno szukać jakiegokolwiek korektora. Dostępne możliwości sterowania dźwiękiem zamknięte są w predefiniowane profile – spokojnie można w nich znaleźć dźwięk, który zadowoli melomana. Prawdopodobnie Burmester celowo postawił przede wszystkim na perfekcyjne zaprojektowanie systemu audio, jakość komponentów oraz ich solidny montaż kosztem niezliczonych możliwości sterowania ustawieniami przez użytkownika. Tak się dzisiaj projektuje sale koncertowe i studia nagrań. Jeśli tak zaprojektowano kabinę klasy E, można ten samochód można nazwać jeżdżącą salą kameralną. |