Pochodzi z rodziny farmerskiej hiszpańsko-francusko-portugalsko-indiańskiej. Jej niezwykła uroda i głos urzekły fanów muzyki na całym świecie. Ive Mendes, honorowy gość tegorocznego festiwalu BMV, opowiada nam o swoim dzieciństwie w brazylijskim Ceres, śpiewaniu w kościele i o tym, jak nawiązała współpracę z producentem Sade Robinem Millarem. O morzu, wschodach słońca i śmiechu mamy.

 

Dorastałaś w wielokulturowym środowisku, w dodatku na brazylijskiej farmie. Dla nas, tutaj w Polsce, brzmi to bardzo egzotycznie. Jakie było twoje dzieciństwo? Jaki miało wpływ na twoją twórczość?

Moje dzieciństwo było cudowne. Wszędzie pełno zwierząt, przyroda wokół mnie. Miesz-kałam na farmie do ósmego roku życia. Mieliśmy dom w niewielkim, ośmiotysięcznym miasteczku, zaledwie piętnaście minut od naszego gospodarstwa. Uwielbiałam przychodzić na farmę po szkole i tam spać. Do ukończenia siódmego roku życia nie chciałam chodzić do szkoły, wolałam życie na farmie. Na szczęście rodzice pozwolili mi na to. Nauczyłam się tam bardzo wiele od moich rodziców, babci, trzech braci i naszych pracowników. To rodzaj wiedzy, której nie da żadna szkoła. Kochałam księżyc i wschody słońca, odkąd byłam małą dziewczynką, zawsze zapierały mi dech w piersiach. Pamiętam, że w niedzielne wieczory bywałam nieco smutna, ale na szczęście w niedziele chodziliśmy do kościoła i rano, i wieczorem, więc przynajmniej była okazja, by ubrać się, wsiąść do samochodu i pojechać na mszę. Potem można było pójść na plac i spotkać z przyjaciółmi. Gdy miałam osiem lat, przeprowadziłam się z moimi dwoma braćmi do stolicy naszego stanu, Goiânii. W dodatku to była moja decyzja, bo zakochałam się w chłopcu, który mieszkał na tej samej ulicy, gdzie znajdował się dom kupiony przez mojego ojca dla braci studiujących w mieście. To była okazja, by być zakochaną i uczyć się w wielkim mieście. W każdy piątek wracaliśmy na farmę i dopiero kiedy byłam starsza i miałam pierwszego chłopaka, zaczęłam spędzać w mieście również weekendy.

Czy wtedy zainteresowałaś się muzyką?

Goiânia była wtedy brazylijskim centrum muzyki country, również centrum życia artystycznego oraz stolicą alternatywnego jazzu. Moja rodzina zawsze hołdowała tradycji, a w tej tradycji muzyka zajmuje ważne miejsce. Wszystkie dziewczynki uczą się grać na fortepianie i śpiewać albo pomagają w kościele. Rodzina mojej mamy jest katolicka, a ojca prezbiteriańska. Kościół sprawił, że pokochałam teatr, występowałam w różnych przedstawieniach od siódmego roku życia, a potem śpiewałam w żeńskim chórze.

Kochasz też morze?

Zakochałam się w morzu pierwszy raz, gdy pojechałam do Rio, kiedy miałam siedem lat. Kilka razy jeździłam tam z rodzicami. Kiedyś zgubiłam się w Copacabanie na 6 godzin. Nie było to niebezpieczne, Brazylia była bezpiecznym krajem, ale bardzo się przestraszyłam, wszędzie szukałam rodziców, znalazłam ich dopiero późnym popołudniem. Zamartwiali się, szukając mnie. Rozpłakałam się ze szczęścia, gdy ich zobaczyłam, i wpadłam w ramiona mamy. Myślała, że morze mnie porwało. Moja mama była zielonooką blondynką, w telefonie nasze głosy brzmiały identycznie, śpiewała na uroczystościach charytaty-wnych, a czasem w duecie z moim ojcem. Miała charakter prawdziwej gwiazdy, a jej śmiech był najpię-kniejszy ze wszystkich, jakie w życiu słyszałam. Kiedy chciałam wiedzieć, czy jest gdzieś w pobliżu w ciemności albo u sąsiadów, milkłam i starałam się wychwycić jej śmiech. Mój ojciec był bardzo mądry i inteligentny i miał nadzwyczajne poczucie humoru. Wszyscy moi przyjaciele szaleli za nim. Rozmawiali z nim, pytali o rady. Zawsze miał w zanadrzu jakąś historię. Do Rio przeniosłam się, kiedy zostałam piosenkarką. Po drugim moim koncercie zaproszono mnie do nagrań w Rio. Mieszkałam w Ipanemie. To był fantastyczny okres. Wszystko zdarzyło się w odpowiednim czasie.

Czy ciężko było ci podjąć decyzję o przeprowadzce do Londynu?

Tak. Dwie moje piosenki leciały wtedy w telewizji, miałam podpisany kontrakt na moją pierwszą płytę, w radiu puszczali moje single. Pojechałam do Londynu na wakacje i już pierwszego dnia zaproszono mnie na przyjęcie urodzinowe pewnego producenta muzycznego i kompozytora. Poprosił, żebym zaprezentowała mu swoje utwory i zaprosił do przeniesienia się do Londynu i nagrania z nim płyty. Szukałam wprawdzie kontaktu z producentem Sade, ale zgodziłam się współpracować z tym producentem. Skompono-wałam dla niego piosenkę Farm, a potem, już wspólnie, stworzyliśmy Magnetism–on muzykę, ja słowa. Przypominałam im Björk, z racji wysokich nut, a ja czułam się jak dziecko, ucząc się angielskiego w parku, razem z producentem i jego narzeczoną. To było studio nagraniowe w Primrose Hill. Obok mieszkał Jude Law, często widziałam Kate Moss, chłopaków z Oasis i innych piosenkarzy. To zaczęło być dla mnie normalne. W tym czasie umarła moja mama… Wcześniej zadzwoniłam do Robina Millara (producenta Shade). Oddzwonił właśnie tego dnia, gdy umarła mama. To mnie troszkę pocieszyło.

Kiedy zdecydowałaś się zostać piosenkarką?

Przez pewien czas uczyłam muzyki i plastyki w prywatnych szkołach i konserwatorium. To był cały proces. Mój kuzyn Antonio dowiedział się, że uczę gry na pianinie. Większość tygodnia jednak spędzałam z ojcem na farmie. Kuzyn spytał, co chcę robić w życiu. Nie wiedziałam. Myślałam o terapii muzyką i końmi. Wtedy on spytał, co lubię robić, co mi przychodzi łatwo.Odpowiedziałam, że jazda konno, śpiew i gra na pianinie dla przyjaciół, Boga albo samej siebie. Powiedział, że powinnam zaśpiewać na koniu na otwarcie rodeo i zostać gwiazdą muzyki country. Roześmiałam się, ale kuzyn przedstawił mnie pewnemu weterynarzowi z sąsiedztwa, któremu zaśpiewałam i zagrałam na pianinie kilka popular-nych brazylijskich piosenek. Stwierdził: „Jesteś profesjonalną piosenkarką. Chciałbym, byś wystąpiła dla mnie”. Zgodziłam się, cóż, znowu romantyczna miłość… Wybrałam alternatywny teatr w stolicy naszego stanu, gdzie przyjmowano świeżych piosenkarzy. Przyjęto mnie, zostałam obcałowana przez wszystkich tamtejszych gejów, zaprosiłam na występ rodzinę i przyjaciół. Sala była pełna. Menadżerowi tak spodobał się mój występ, że poprosił mnie o następne, w dodatku za pieniądze. To było zupełnie coś innego niż śpiewanie w kościele, gdzie nikt mi nie płacił i nie oklaskiwał. To było dziwne uczucie. Do tej pory zresztą czuję się dziwnie, będąc na scenie, to jak cud czy błogosławieństwo za każdym razem. Śpiewanie to dla mnie cud.

Jaki rodzaj muzyki jest ci najbliższy?

Lubię różne style. Jestem bardzo otwarta. Lubię chill out i muzykę alternatywną, stare klasyczne bossa novy, bo są zawsze fajne i przywodzą na myśl Brazylię. Zawsze kochałam Sade, ale dawno już jej nie słuchałam. Muszę koniecznie kupić jej najnowszą płytę i oczywiście nowy album Norah Jones. Ostatnio po moim klasycznym albumie jestem bardziej otwarta muzycznie. Słynny DJ i producent Cafe Del Mar zaprosił mnie do współpracy – możliwe, że odkryjemy razem elektroniczne rytmy Brazylii, ale to musi być smooth. Lubię też spirytualny chillout. Mogę improwizować godzinami. To bardzo osobiste doświadczenie, które działa na mnie terapeutycznie. Może to kiedyś nagram. Mam w planach nową płytę, nowe piosenki. Może album w stylu smooth pop. Muszę jednak bardziej popracować nad głosem. Nagrywanie płyt jest równie magiczne jak koncerty i też ma działanie terapeutyczne.

O czym lubisz śpiewać?

O miłości, życiu, przygodzie, procesie uzdrawiania… Ale w końcu to opowiadanie historii w każdej piosence, którą komponuję i śpiewam. Przekazuję komunikaty.

Skąd czerpiesz inspiracje?

Z mojej miłości. Z życia i Brazylii. Wzrusza mnie to, co i innych, bo chociaż jestem Brazylijką, jestem też człowiekiem, ale przypadkiem ten rok jest rokiem Brazylii. Śpiewam utwór Brazil czy Aquarela do Brasil opisujący naturę i ducha Brazylii, ale lubię też klasykę amerykańską. Wszyscy potrzebujemy tego samego. Przechodzimy wszyscy tę samą drogę i jesteśmy stworzeni do kochania i bycia kochanym, wszyscy potrzebujemy miłości w różnych jej przejawach, takich jak przyjaźń… Śpiewam You’ve Got A Friend, Smile, You Make Me Feel Brand New, The Second Time Around – to utwory o różnych aspektach miłości. Odnoszę się do miłości pozytywnie, ale i realistycznie jak każda Waga.

Często gościsz w Polsce, masz tu sporo fanów. Skąd Polska?

Przeznaczenie. Odwiedzałam już kraje, o których istnieniu nie wiedziałam, ale Polska zawsze była dla mnie ważna, bo mam tu wielu przyjaciół. Mam tu też agenta i swoją historię. Mam fanów w wielu krajach, ale w Polsce są oni naprawdę wspaniali, dlatego właśnie tu zdecydowałam się wydać mój drugi, a teraz trzeci album. Generalnie prze-rażają mnie ludzie z biznesu muzycznego, ale kiedy mogę ludziom zaufać tak jak w Polsce, bardzo to cenię.

Opowiedz nam o swojej najnowszej płycie i planach na przy-szłość.

Mój nowy album to covery, klasyczne bossa novy. Wybrałam kilka piosenek z moim przyjacielem i aranżerem Earlem Okinem, który jest Brytyjczykiem i miał polskich dziadków. Wybraliśmy utwory, które mogą być przekształcane i ułożone w stylu bossa nova. Chodzi przede wszystkim o akordy… jazzowe, wyszukane w stylu João Gilberto, kiedy Claus Ogerman pracował z nim. Czemu? Bo kocham taki charakter bossa novy. Ten album zadedykowałam zresztą João Gilberto, który ma 85 lat, a także mojemu przyja-cielowi Earlowi Okinie, który stworzył album, udając grę na gitarze w stylu João. Joao stworzył styl bossa nova, robiąc dokładnie to, co robiłam z Earlem podczas nagry-wania tego albumu. W latach 50. João dodawał jazzowe akordy niektórych amery-kańskich klasycznych piosenek pop do swojego powolnego rytmu gitary i tak narodziła się bossa nova. Reszta to już historia, powoli inni kompozytorzy, m.in. Tom Jobim, Vinicius de Moraes, zaczęli pisać utwory w tym gatunku, z których najbardziej znana jest piosenka The girl from Ipanema. Być może niektórych po prostu ucieszą te utwory w mojej wersji i myślę, że magia bossa novy oczaruje też innych, którzy lubią ten styl. W końcu to mój głos i atmosfera sprawiają, że ta płyta jest romantyczną niespo-dzianką na brazylijski sposób. To zaszczyt śpiewać te piosenki. Mam nadzieję, że Polska zakocha się w moim albumie Bossa Romantica, że sprawi wam radość, że będzie rosnąć w was wszystkich i zainspiruje do romansu. To dla tych, których kochacie i o których śnicie. Jest tu utwór o oczekiwaniu na miłość czy inny, o niespełnionej miłości. Jest to bardzo kobieca płyta, która spodoba się też mężczyznom; będą się z nią identyfi-kować także wszystkie dziewczęta i kobiety, które chcą przeżyć drugą miłość, a może zakochać się ponownie w swoim partnerze albo znaleźć kogoś, kto sprawi, że poczują się jak nowo narodzone?

Dziękuję za tę rozmowę. Mam nadzieję zobaczyć was wszystkich na jednym z moich koncertów. Kocham poznawać moich fanów. Gdybym mogła, chciałbym mieć chwilę po każdym występie i poznać wszystkich, z którymi dzieliłam te chwile na koncercie. Życie to ludzie, ich relacje i miłość. Reszta to tylko reszta. Niech Bóg błogosławi nas wszystkich w tym pięknym świecie. Cieszmy się życiem!|