O ekskluzywnym zwiedzaniu, rolce sztokholmskiej i o tym, że trzeba przywrócić świetność Wazów, rozmawiamy z Wojciechem Fałkowskim, dyrektorem Zamku Królewskiego w Warszawie.

 

Tekst: Katarzyna Skorska

 

Na stronach internetowych Zamku Królewskiego czytam, że istnieje możliwość, tak zwanego, ekskluzywnego zwiedzania zamku; w nietypowych godzinach, w grupie przyjaciół czy współpracowników. Czy da się też zamówić przyjęcie biznesowe w komnatach zamkowych?
Zaskoczę panią, otóż, oczywiście z przyczyn biznesowych, jesteśmy jak najbardziej zainteresowani taką ofertą. Uważam też, że powinniśmy o takie propozycje dbać, by poszerzyć grono zwiedzających. Jest bowiem taka część zbiorów, która nie nadaje się do pokazania tłumom, która wymaga innego pomysłu na prezentację. Niektóre spośród kolekcji adresowane mogą być właśnie do niewielkich grup zainteresowanych konkretnym przedmiotem. Takie ekskluzywne zwiedzanie to np. podziwianie porcelanowych serwisów, drobnych wyrobów ze srebra czy brązu, zakończone kolacją czy lunchem. Próbujemy, i chcemy, tego typu ofertę rozwijać.

Za odpowiednią cenę będzie można wypić herbatę z filiżanki, należącej do zastawy królewskiej?
Tego obiecać nie mogę, ale właśnie przygotowujemy ekspozycję stołu biesiadnego Stanisława Augusta z autentyczną zastawą królewską z monogramem króla. Choć nie będzie można przy stole jeść, to w ramach ekskluzywnego zwiedzania będzie można dokładnie tę porcelanę obejrzeć, co nie jest możliwe w normalnym trybie zwiedzania. Najpierw musimy jednak zebrać tę porcelanę. Choć spora część znajduje się w naszych zasobach, to inny serwis, niesłychanie dekoracyjny, tak zwany serwis sułtański, który był prezentem od króla dla sułtana tureckiego, chcemy dopożyczyć, a częściowo zakupić. Jesteśmy na etapie negocjowania warunków. Być może uda nam się przygotować ekspozycję na koniec tego roku.

Na Zamku wiele się dzieje, przyjeżdżają oficjalne delegacje, przyjmowani są przywódcy innych państw. Zamek pełni przecież funkcje reprezentacyjne, jest to wpisane w jego działalność. Jak sobie z tym logistycznie radzicie?
Funkcje reprezentacyjne Zamku są częścią naszych obowiązków i wiążą się zarówno z wymianami protokolarnymi państwa polskiego, jak i statusem obiektu, jako miejsca prestiżowego. Stąd też Zamek Królewski jest zobowiązany wnętrza udostępniać na potrzeby państwa polskiego i władz państwowych. Natomiast naprawdę, nie aż tak często zamykany jest na cały dzień. Dla przykładu, podczas wieczornej, czerwcowej wizyty prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, Zamek był niedostępny dla zwiedzających od południa. No cóż, niekiedy zdarza się, że turyści rzeczywiście nie mogą wejść do gmachu i odchodzą z kwitkiem, ale staramy się takie sytuacje jak najbardziej ograniczać. Bardzo nam zależy, żeby Zamek Królewski był dostępny. Bo choć z jednej strony to miejsce, które powinno wzbudzać respekt, nie może jednak odstraszać ani zniechęcać potencjalnych gości.

Zamek Królewski zaprasza do korzystania z pokaźnej oferty oświatowej, edukacyjnej i kulturalnej, trzeba też przyznać, że osoby niepełnosprawne są u was otoczone szczególną opieką.
Bardzo dbamy o to, żeby Zamek był dostępny dla wszystkich bez wyjątku. Pracownicy Zamku starają się sprostać oczekiwaniom i wymaganiom, związanym z goszczeniem osób niepełnosprawnych. Mam tu na myśli nie tylko osoby niepełnosprawne ruchowo, niewidome, ale też upośledzone umysłowo czy niesłyszące. Nasze kadry mają wieloletnie doświadczenie, systematycznie organizowane są szkolenia dla pracowników ochrony i osób oprowadzających grupy. Na ograniczenie barier architektonicznych wpłynęła również historia. Odbudowa Zamku ze zniszczeń z 1944 roku umożliwiła zbudowanie wind, dlatego osoby na wózkach mogą bez trudu dostać się na wyższe kondygnacje.

Czy to oznacza, że na wózku inwalidzkim można wjechać wszędzie?
Aż tak dobrze nie jest, ale z parteru łatwo wjechać na pierwsze piętro, co umożliwia odwiedzenie choćby stałej ekspozycji. Również od strony Arkad Kubickiego można dostać się na Zamek windami.

Proszę zdradzić, które spośród licznych eksponatów są najcenniejsze, czy też może, jakie pan uważa za najcenniejsze?
Mamy dwa rodzaje eksponatów. Zbiory przynależne do starego Zamku, które były gromadzone w XVIII stuleciu, zwłaszcza przez Stanisława Augusta.
Jest to przede wszystkim malarstwo Bacciarellego, w tym portrety króla, ale również sceny z historii Polski. W Sali Prospektowej zobaczymy liczne weduty – czyli niewielkich rozmiarów pejzaże Warszawy – wykonane ręką Bernarda Bellotta zwanego Canaletto. To prawdziwa „fotografia” osiemnastowiecznej Warszawy, wykonana z wielką pieczołowitością.
Podziwiać zatem możemy widok Warszawy od strony Pragi namalowany w 1770 roku, Krakowskiego Przedmieścia w stronę Placu Zamkowego, łąk wilanowskich czy, odtworzone z niezwykłą starannością, ulice, kościoły i pałace. Jest to rzeczywiście swoisty, namalowany pędzlem przewodnik. Obok tych kolekcji malarskich, zobaczymy także stałą ekspozycję muzeum wnętrz, na którą składają się komody i biurka, figury z brązu, porcelana.

Czy są to wszystko oryginalne eksponaty?
Tylko oryginały. Nie ma u nas żadnych falsyfikatów. Nawet fragmenty gzymsów czy nieliczne kominki, które szczęśliwie przetrwały zburzenie Zamku w 1944 roku, zachowały się niezmienione. Cały czas staramy się poszerzać zbiory, dokupujemy dzieła wykonane przed 1800 rokiem, to jest cezura, którą przyjęliśmy. Szukamy na aukcjach zagranicznych w Londynie czy Paryżu. Ostatnio udało nam się zdobyć, na aukcji w Paryżu, portret Walentego Gagatkiewicza – nadwornego i osobistego lekarza króla – pędzla Bacciarellego, który choć urodzony w Rzymie, jest uznawany za polskiego malarza. Ten obraz kosztował kilkaset tysięcy złotych, co wcale nie jest zawrotną sumą, bo gdy w grę wchodzą dzieła sztuki zachodnich mistrzów, ceny są wielokrotnie wyższe.

Nie powiedział pan jednak, co jest najcenniejsze?
Bez wahania malarstwo Bernarda Bellotta.

A co ze słynnymi kobiercami z Pałacu Pod Blachą?
Kolekcja Fundacji Teresy Sahakian liczy ponad siedemset dzieł sztuki. Są wśród nich kobierce perskie i tkaniny orientalne. To dzięki nim Warszawa uzyskała status jednego z ważniejszych w skali międzynarodowej ośrodków muzealnych, gromadzących kobierce wschodnie. Jest to bardzo cenna kolekcja, ale Zamek nie ma w tej chwili możliwości, aby zaprezentować całość. Zarząd Fundacji ustalił zasadę rotacyjnego eksponowania kobierców na ekspozycji stałej w Pałacu Pod Blachą.

Czym jeszcze chciałby pan się pochwalić?
W Galerii Lanckorońskich obejrzeć można obrazy z dawnej kolekcji Stanisława Augusta, a wśród nich dwa arcydzieła Rembrandta. Są to portrety uznawane za jedne z najlepszych, jakie wyszły spod ręki tego artysty. Niewiele muzeów na świecie może się poszczycić posiadaniem dwóch dzieł mistrza. Obrazy, podarowane Polsce przez Karolinę Lanckorońską w 1994 roku, są najcenniejszym darem w historii naszego muzealnictwa, a cała kolekcja rodziny Lanckorońskich w Wiedniu, zaliczana była do najznakomitszych zbiorów prywatnych w Europie. Wielka sztuka zawsze wymagała wielkich pieniędzy.

Czy pieniądze z biletów wystarczają na utrzymanie Zamku?
Niestety nie.

Ile osób pracuje na stałe na Zamku Królewskim?
Dokładnie 300. Są to osoby zatrudnione w kilku różnych działach: muzealnym, administracyjnym, księgowości, również pracownicy ochrony i tak zwana opieka nad zbiorami w salach. Natomiast nie należą do tej grupy przewodnicy, bo to odrębna firma.

Jest pan historykiem mediewistą, chyba trudno byłoby panu znaleźć na Zamku Królewskim średniowieczne artefakty?
Zamek jest budynkiem czasów nowożytnych. W przyszłym roku będziemy obchodzić czterystolecie zakończenia budowy korpusu pałacowego, zwanego pięciobokiem. Zatem mediewista, w tym budynku, raczej skarbów dla siebie nie znajdzie. Ale zdradzę pani, że planuję ciekawy, a zarazem dość zuchwały projekt. Otóż chcemy zorganizować za trzy lata dużą i ważną konferencję międzynarodową na temat świętych włóczni i broni, które oznaczały przywództwo ideowe i polityczne. Chcielibyśmy równolegle przygotować wystawę i pokazać na niej m.in. włócznię świętego Maurycego, która przechowywana jest w skarbcu Habsburgów w Wiedniu. Marzy nam się również wypożyczenie, nigdy dotąd niepokazywanej, włóczni świętego Longinusa z Watykanu, a także broni siecznej zwanej Lancą z Armenii.

Ten projekt z pewnością wymagał będzie olbrzymiej pracy.
I dyplomacji.

A zanim do tego dojdzie, jakie jeszcze niespodzianki pan szykuje?
Rok 2019, z racji czterechsetnej rocznicy zakończenia budowy korpusu pałacowego, będzie Rokiem Zamkowym. Otworzymy go prezentacją „rolki sztokholmskiej” zwanej także „rulonem polskim”. Jest to gwasz na rolce papieru szerokości 27 cm, przedstawiający triumfalny wjazd polskiego króla Zygmunta III do Krakowa, z okazji jego małżeństwa z austriacką arcyksiężniczką Konstancją, siostrą arcyksięcia i późniejszego cesarza Ferdynanda II. Będziemy tę rolkę pokazywać przez pięć tygodni, po czym, na co najmniej pięć lat, zostanie poddana pracom konserwatorskim. W lutym przypomnimy słynną operetkę Orfeusz w Piekle – Jakuba Offenbacha. Natomiast w maju otworzymy wystawę Rządzić i olśniewać, na której zaprezentowana zostanie polska biżuteria z wieków XVI i XVII, w tym także szaty Matki Boskiej z Jasnej Góry. Mamy również nadzieję na pozyskanie wyjątkowych obiektów z muzeów zagranicznych. Rok Zamkowy zamkniemy wystawą Świat polskich Wazów. Chcemy pokazać Wazów, którzy uformowali Zamek, a są w tej chwili nieco przyćmieni przez Oświecenie i późniejsze rządy Stanisława Augusta, gromadzącego wokół siebie słynnych artystów, literatów i wybitne postaci polityczne. Jego mecenat, jego skłonność do obcowania z wybitnymi osobowościami, trochę przesłoniły dokonania władców z wcześniejszej epoki. Przedstawimy Wazów w nieco innym świetle, ich liczne kontakty międzynarodowe, a także mecenat i ambicje. Szykujemy jeszcze dużej klasy niespodziankę, ale w tej chwili nic więcej nie zdradzę. |

Wojciech Antoni Fałkowski – polski historyk mediewista, nauczyciel akademicki i urzędnik państwowy, profesor nauk humanistycznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, działacz opozycji demokratycznej w okresie PRL, w latach 2015–17 podsekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, od 2017 roku jest dyrektorem Zamku Królewskiego w Warszawie.