Please click here to read the interview in English.

Tekst: Jansson J. Antmann
Zdjęcia: Jeff Feng

Requiem skomponowane przez Holcombe Wallera było jedną z głównych atrakcji Mardi Gras w Sydney. Amerykański kompozytor – w połowie Polak, w połowie Żyd i gej – napisał je, by przywołać pamięć i pokój dla zmarłych prześladowanych z powodu swojej orientacji seksualnej. W ubiegłym roku Requiem zostało wykonane w Katedrze Łaski Bożej– siedzibie archidiecezji episkopalnej w San Francisco. Spotykamy się z Wallerem po występie w Sydney.

W jaki sposób utrzymujesz harmonię w utworze napisanym zarówno dla amatorów, jak i profesjonalnych śpiewaków?
Części chóralne zachowuję stosunkowo proste. To nie jest najbardziej skomplikowana muzyka. Staram się, aby harmonie nie były zbyt trudne. często kompozytorzy muzyki chóralnej szaleją, ale trzeba się powstrzymać, pisząc dla chóru mieszanego. W chóralnych utworach wieloczęściowych można pisać nonsensowne linie, ale zawsze staram się pisać rozsądnie, ponieważ chcę, aby każdy mógł cieszyć się swoją partią. Właśnie o to mi chodzi – radość śpiewających jest najważniejsza. To ma być projekt angażowania społeczności. Opiera się na koncepcji radykalnej inkluzywności i celebracji różnorodności w kontekście katolickiej ceremonii. Właśnie to sprawia, że jest tak wyjątkowy.

Jak udało się odtworzyć ten utwór na festiwalu Mardi gras w sydney?
Ten występ nie przypominał naszych poprzednich, tych w Portland czy San Francisco. Nasz dyrektor muzyczny, Sam Allchurch, był niesamowity. Ma duże doświadczenie i jako dyrektor chóru, i animator projektów angażujących zwykłych ludzi, którzy nie potrafią czytać muzyki (np. chóry flash mob). Połączenie chóru Kameralnego z Sydney z wolontariuszami z ulicy wypadło bardzo dobrze. To, co muzycznie tracisz w wirtuozerii, zyskujesz w czystej wspólnotowej przyjemności. Uważam, że snobizm, który może towarzyszyć przedstawieniu, nie wpływa dobrze na pracę – generuje pewien wirtuozerski poziom pracy pod względem muzycznego tempa, ale przychodzi moment, kiedy może realnie umniejszyć doznania. Mam doskonały słuch i czasami uważam to za denerwujące. Uwielbiam, gdy ludzie są poza melodią lub tempem. Wielu moich ulubionych wokalistów, jak Sinead O’connor czy Morrissey, często fałszuje i to jest część ich stylu. Taki był też zamysł części inwokacji na początku requiem, kiedy wszyscy śpiewacy są rozproszeni wśród publiczności. zdajesz sobie sprawę, że są to zwykli ludzie, niektórzy brzmią świetnie, a inni nie brzmią jak profesjonalności, ale są całkowicie pochłonięci występem.

Wyglądało to tak, jakby spontaniczne spotkanie na ulicy przypadkowych ludzi przekształciło się w ceremonię.
To, co mówisz, jest interesujące, ponieważ nigdy mi się to nie zdarzyło. Podoba mi się, że tak to interpretowałeś.

Wyobrażam sobie, że jeśli utwór jest wystawiany w kościele, do którego można wejść bezpośrednio z ulicy, tak jak to było w san Francisco, ma wtedy jeszcze większą moc oddziaływania.
Procesja jest częścią ceremonii. To poświęcenie takich elementów, jak wspólnota, duchowieństwo i przywództwo razem wzięte, Biblia Królowej James [specjalne tłumaczenie Pisma św. dla homoseksualistów, przyp. red.] – i kadzidło… a potem śpiewacy pojawiają się wśród publiczności. Przygotowuje to publiczność na pojawienie się mniej profesjonalnych śpiewaków i włącza nowych członków społeczności, którzy właśnie się pojawili. Ś
piewacy proszą widownię o przechowanie im nut, a sami angażują się w początkową, aleatoryczną (dopuszczającą znaczną dowolność rytmiczną i tonalną w sposobie wykonania) grę muzyczną. Ćwiczyliśmy to, aby wyczuć dynamikę grupy: śpiewacy słyszą kogoś i powtarzają, szukają harmonii albo różnic, badają różne możliwości, żeby każdy miał udział w tworzeniu dzieła. To pozwala osiągnąć pewien rodzaj anarchistycznej lub komunistycznej atmosfery i przełamać linię podziału na wykonawcę/publiczność. Kiedy procesja się zaczyna, zaczynasz rozumieć, że śpiewacy nie są członkami profesjonalnego chóru, że są tacy sami jak ty.

Procesja jest częścią ceremonii. To poświęcenie takich elementów, jak wspólnota, duchowieństwo i przywództwo razem wzięte, Biblia królowej James – i kadzidło…
a potem śpiewacy pojawiają się wśród publiczności.

 

Czy liturgiczne elementy Requiem są częścią twojego własnego dziedzictwa?
Nie całkiem. Moje prawdziwe nazwisko Sagalowicz, jest polsko-żydowskie. Jestem aszkenazyjskim Żydem. Mój ojciec urodził się w okupowanej przez nazistów Francji po tym, jak jego rodzice uciekli z Polski. Jednak kompozytorzy, którzy napisali Requiem, niekoniecznie byli katolikami. A to sięga czasów Starego Testamentu. Muzycy często nie byli członkami kościoła, byli częścią zapachów i dzwonków… tj. obsługującymi mszę. Angela Mattox, dyrektorka artystyczna w Portland Institute for Contemporary Art, która prowadzi coroczny interdyscyplinarny Time-Based Art Festival w Portland w stanie Oregon, zapytała mnie, co chcę zrobić. Powiedziałem, że chcę współpracować z kościołem, by stworzyć jakąś liturgiczną interwencję muzyczną, która mogłaby objąć rzeczywistość queerową. Angela była zainteresowana angażowaniem społeczności, a ja napisałem dwa wnioski o dotacje do największych niezależnych instytucji, finansujących sztuki sceniczne w Stanach zjednoczonych – MAP Fund i Creative Capital. Udało mi się uzyskać oba granty w tym samym roku. Spędziliśmy rok, rozwijając dzieło poprzez angażowanie społeczności. Premiera odbyła się w 2015 roku. na szczęście miałem dobre relacje z dziekanem w katedrze episkopalnej w Portland. Pomógł mi w badaniach i dzięki rozmowom z nim udało mi się ustalić sposób podejścia. Uznaliśmy, że msza Requiem będzie właściwą formą; jest tak wspaniała! Interesujące byłoby przywrócenie formy koncertu XX wieku jego obrzędowym korzeniom… i doprowadzenie do powrotu gejów do kościoła.

Msza requiem jako obrzęd – to było bardzo interesujące. Klasyczne Requiem, napisane przez Verdiego, Mozarta czy Fauré, wykonywane jest współcześnie jako koncert, bez ceremonii, którą zawiera twoje Requiem.
Tak zostało pomyślane. Oczywiście, można było wykorzystać elementy takie, jak Pie Jesu lub Dies Irae i wykonać je niezależnie, ale chodziło mi o zgłębienie teatralności ceremonii. Ja sam wywodzę się z interdyscyplinarnego teatru muzycznego, rozpoczynałem jako piosenkarz, autor tekstów i muzyk koncertowy. Około 2005 roku zacząłem integrować projektowanie wideo i mise-en-scène oraz narrację w rodzaj salonu muzycznego – muzyka była w całości tworzona wokół opowiadania historii lub koncepcji sztuki scenicznej.

Jak Gesamtkunstwerk?
Tak – totalne dzieło sztuki. To jedna z tych rzeczy, w których podążasz za energią. Kiedy zacząłem to robić, podążyłem w nowym kierunku w sztukach scenicznych i całkowicie odszedłem od komercyjnego świata muzyki. Występowanie w klubach, jako piosenkarz i autor tekstów, okazało się problematyczne, ponieważ wiele osób miało trudności z zaakceptowaniem faktu, że jestem gejem. Z drugiej strony, artyści w sztukach scenicznych zachęcali mnie, żebym był jak najbardziej gejowski. Zdałem sobie sprawę, że obracałem się w niewłaściwym środowisku – koncertowałem w klubach heteroseksualistów i próbowałem przekonać ich, że bycie gejem jest fajne. Do dziś amerykański przemysł muzyczny jest patriarchalnym pokazem bzdur, o czym świadczy ruch #MeToo.

Nie tylko w Ameryce.
To prawda. Tak więc stałem się częścią świata sztuk scenicznych, zacząłem otrzymywać wsparcie i granty na tworzenie tych utworów, a Requiem było prawdziwą odskocznią, ponieważ chciałem przestać pracować w teatrze lub używać wideo, a zacząć tworzyć dzieło zaangażowane społecznie przeciwko przemocy religijnej wobec gejów.

Jeden z krytyków określił cię jako odmienionego folklorem, ale nie chodziło mu o Requiem. jakwszechstronny jesteś?
Bardzo (śmiech). Nagrałem album, który został sklasyfikowany jako neo-folk, potem antyfolkowy w 2005 roku, a potem wydałem jeszcze skomplikowany multimedialny utwór teatralny – Into the Dark Unknown – autobiograficzny, z wizualną narracją. W efekcie dostałem etykietkę: artysta ludowy. Z jakiegoś powodu ludzie wciąż myślą o mnie w ten sposób. Jednak od tego czasu komponuję więcej muzyki chóralnej i instrumentacji do „nowej muzyki”, a także muzyki elektronicznej i rockowej. Jestem mocno rozproszony i poza schematami.

Czy uważasz się za kompozytora?
Zacząłem używać tego określenia, ponieważ nie jestem już tylko autorem piosenek. Ludzie nie rozumieją, kiedy mówię, że jestem artystą interdyscyplinarnym związanym z muzyką. Najłatwiej więc użyć określeń piosenkarz i kompozytor (śmiech). Jednak nie uważam się za wyrafinowanego kompozytora. Dlatego unikam koncertowej prezentacji Requiem. Chodzi mi o zaangażowanie społeczności i naprawdę chcę, aby była to monumentalna sztuka ludowa, podobnie, jak politycznie radykalny teatr Bread and Puppet założony przez Petera Schumanna, czy coś, co zobaczyłbyś w Living Theatre Judith Maliny i Juliana Becka. Nie chodzi tu o wirtuozerię ani przynależność do konkretnego gatunku sztuki, ale o to, by pozwolić sobie na większą swobodę interpretacji. W Stanach zjednoczonych współpracujemy z kościołami, uroczyście wystawiamy Requiem z udziałem ich akolitów. Oni nie są ani profesjonalnymi artystami, ani muzykami.

Najpierw staram się zidentyfikować społeczny i emocjonalny imperatyw utworu i powód, dla którego go piszę. Jaki jest jego sens? Co próbuje przekazać?

 

Jak podchodzisz do komponowania utworu, takiego jak Requiem?
Najpierw staram się zidentyfikować społeczny i emocjonalny imperatyw utworu i powód, dla którego go piszę. Jaki jest jego sens? co próbuje przekazać? W przypadku Requiem – po tym jak nakłoniłem ludzi do liminalnej ceremonii (sytuacja, gdy człowiek zawiesza na jakiś czas swoje funkcjonowanie w rolach społecznych jakie zwykle pełni) – jakie pomysły chciałem zaprezentować i jaki wpływ emocjonalny chciałem osiągnąć? Gdy odpowiem na te pytania, zaczynam rozważać podstawowe przekazy tekstu i formy przedstawienia ich w odpowiednim kontekście.

Jak dopasowałeś oryginalny tekst łaciński do tego celu?
Po pierwsze, wziąłem wszystkie odniesienia do Jezusa, z wyjątkiem Pie Jesu. Kiedy wspominasz o Jezusie, alienujesz wielu ludzi, dla których przeznaczone jest Requiem. Jeśli chodzi o Dies Irae – w naszym Requiem tłumaczone jako Co dalej? – interesujące było zobaczyć, że cały tekst o strachu przed Sądem Ostatecznym, odniesienia do obrzydliwości i palenia w piekle, rzeczywiście współbrzmi ze społecznością gejowską – tak wiele mowy nienawiści i homofobii wywodzi się z tych biblijnych odniesień. To była doskonała okazja, aby przekształcić Dies Irae w przedstawienie osądzania gejów, a jego powtórzenie odzwierciedla protest konserwatystów wobec wszelkich wolności obywatelskich przyznanych społeczności gejowskiej. Kościół sprawia, że ludzie się boją i zakorzeniają w strachu przed śmiercią i sądem… i o to właśnie chodzi w Dies Irae. Myślę, że to kompletne bzdury i nikt nie powinien żyć w strachu. Nasza wersja opiera się na codziennych ostrzeżeniach przed boską karą, które słyszymy cały czas: Małżeństwo gejowskie: co dalej? Jeden z nich zachoruje na raka i umrze.

Więc co dalej?
Bardzo zależy mi na tym, aby pokazać to szerszej publiczności i umożliwić chórom wykonywanie fragmentów, a nawet całego Requiem, zatem obecnie pracuję nad jego opublikowaniem. Moja muzyka wydaje się przemawiać do wszystkich pokoleń. Potrzeba więcej uzdrowień i budowania więzi. |