Z najnowszym wcieleniem Mustanga miałem okazję zapoznać się ponad rok temu. I trzeba przyznać, że mimo zastosowania w nim najnowszych technologii; od zawieszenia poprzez silnik aż po elektronicznych asystentów, które są dziś synonimem współczesnych samochodów, udało się Fordowi ocalić całkiem sporo ponadczasowej, i trudnej do prostego zdefiniowania, przyjemności z jazdy tym samochodem.

 

Tekst: Jan Melloman

 

Czy jest to przyjemność tylko o amerykańskim rodowodzie? Być może tak, jednak dla mnie, jako Europejczyka, przede wszystkim jest to swoista afirmacja pierwotnego maskulinizmu. Absolutnie nie jestem seksistą ani tym bardziej mizoginem, ale Mustang Bullitt to samochód zdecydowanie dla mężczyzn. Do kobiet, czerpiących radość z prowadzenia tego auta, podchodziłbym co najmniej sceptycznie.
Spośród kilku wersji, na tygodniową drogową przygodę, wybrałem jeden z najszlachetniejszych i najmocniejszych Mustangów, jakim jest przedstawiciel limitowanej edycji Bullitt. Znaczy prawie to samo, co pocisk – bullet – bo owszem, jest tak szybki jak rewolwerowa kula, ale prawdziwa etymologia jest inna i nawiązuje wprost do kryminalnego filmu z 1968 roku ze słynną rolą Steve`a McQuenna, grającego twardziela ścigającego gangsterów ulicami San Francisco swoim Mustangiem GT Fastback. Film nazywał się Bullitt, i chcąc uczcić 50. rocznicę jego premiery, Ford przygotował z tej okazji ekskluzywną wersję Mustanga GT, którą nazwał po prostu Bullitt.
Oprócz licznych, doprawdy ujmujących, wizualnych nawiązań do filmowego Mustanga GT Fastback, w postaci między innymi przepięknego zielonego lakieru zwanego Dark Highland Green, braku oznaczeń na karoserii oraz zastąpieniu okrągłego logo GT, umiejscowionego charakterystycznie na środku tylnej klapy bagażnika, tarczą i nazwą BULLITT, nowy limitowany Ford Mustang to przede wszystkim samochód ulepszony technologicznie (względem zwykłego Mustanga GT). Znajdziemy w nim: ten sam, co w klasycznym Mustangu GT pięciolitrowy silnik benzynowy, który poprzez modyfikacje układu dolotu powietrza i oprogramowania zapożyczonego z modelu Shelby Mustang GT350 osiąga aż 464 KM (wobec 450 KM w zwykłej wersji GT), poprawioną, ręczną skrzynię biegów, która dzięki elektronicznemu układowi sterowania silnika pomaga błyskawicznie zmienić położenie przepustnicy podczas redukcji biegów, co zapewnia płynne przyspieszanie wolne od szarpnięć, oraz system elektromagnetycznego zawieszenia MagneRide, regulujący w czasie rzeczywistym pracę amortyzatorów.

Wisienką na torcie jest aktywny zawór spalin w układzie wydechowym, dzięki któremu silnik V8 brzmi bardzo, potwornie lub przerażająco głośno (innych opcji nie ma). Co najważniejsze, w każdej z nich słychać, że ten zniewalający i uroczy hałas uzyskiwany jest dzięki fizycznej mechanice bez udziału modnych elektronicznych wzmacniaczy. Co innego wewnątrz, bowiem za nagłośnienie odpowiada supermocny (1000 wat) system audio B&O Play dostarczony przez znanego dostawcę highendowego sprzętu, firmę Bang&Olufsen. Wyposażono go w 12 głośników, które wsparte subwooferem, grają imponująco i potrafią odtwarzać płyty CD, co jest rzadką  „umiejętnością” grających systemów samochodowych nowej generacji.
W tak okazale nagłośnionym wnętrzu każdy rodzaj muzyki brzmi poprawnie, lecz niespecjalnie jest sens słuchać w Bullicie np. klasyki lub muzyki symfonicznej. Jego rodowód, wszechobecny, ale jednocześnie nigdy nieprzeszkadzający dźwięk silnika oraz charakterystyka systemu B&O Play wręcz wymusza inny, mocniejszy repertuar, np. rock, metal lub coś klubowego i mrocznego zarazem (trance, deep lub tech-house). Bardzo dobrze słuchało mi się w tym samochodzie utworów ze starych płyt Depeche Mode (np. piosenki z 1977 r., której tytuł – Barrel of a gun – Beczka prochu – w jakimś sensie opisuje naturę Bullitta) lub znanych w latach dwutysięcznych kompilacji MTV Ibiza, których dwupłytowe albumy zawsze zawierały płytę z odmianą house i trance. Szczególnie dobrze słucha się utworów Bullet In the Gun (Kula w magazynku), The Warrior (Wojownik) oraz znanej wersji trance piosenki Madonny What it feels like for a girl (2001) autorstwa, kultowego dla muzyki tego gatunku, brytyjskiego duetu Above & Beyond. Co prawda w teledysku Madonny wziął udział odwieczny konkurent Mustanga – Chevrolet Camaro – ale klimat wideoklipu i energia muzyki idealnie oddają temperament i tempo potężnego silnika Mustanga.

Koniecznie należy wspomnieć, że Mustang Bullitt posiada bogate wyposażenie z zakresu komfortu i systemów wspomagających kierowcę obecnych w topowych odmianach samochodów klasy premium. Bardzo podoba mi się elektroniczna deska rozdzielcza, która jest równie atrakcyjna wizualnie (kilka kompletnie różnych wersji zegarów, bardzo jasne kontrastowe podświetlenie, wysoka rozdzielczość), co użyteczna (np. powiela istotne dla kierowcy informacje, pomijając mniej ważne) i w pełni konfigurowalna. To doprawdy rzadko spotykane połączenie (najczęściej jest albo ładnie, albo użytecznie, albo niewiele można zmienić w predefiniowanych widokach). Mamy „wyrozumiałą” stabilizację toru jazdy, która nie psuje frajdy z agresywnie pokonywanych zakrętów, i wielką białą gałkę dźwigni zmiany biegów, która wydaje się być kopią tej z filmowego Mustanga Fastback z roku 1968, a mi przypomina wyszlifowany staw kolanowy, zabitego podczas pościgu, bandziora ;).
W każdym razie świetnie leży w dłoni i ułatwia wykonywanie zdecydowanych i precyzyjnych ruchów niezbędnych przy szybkiej jeździe. Generalnie Mustang Bullitt wymaga silnej ręki i pełnej koncentracji przy prowadzeniu. W porównaniu z tym samochodem cała plejada nowoczesnych hot-hatchy jawi się jak zgraja rozwrzeszczanych przedszkolaków, które wiele kilometrów muszą jeszcze przejechać, aby wydorośleć. Jego subtelne, mroczne oblicze, podkreślone czarną tapicerką, czarną podsufitką i czarnymi felgami wymaga szacunku tak samo, jak ogromna moc drzemiąca pod maską i historyczne brzemię wymierzającego sprawiedliwość. Mimo to gwarantuje absolutnie niezwykłą przyjemność z jazdy, chociaż każdy manewr, każda redukcja biegów i każdy zakręt wymagają siły i skupienia. Być może powszechne uwielbienie dla Mustangów GT (szczególnie w wersji Bullitt) bierze się stąd, iż niewiele jest czynności w życiu każdego kierowcy, które wymagając zaangażowania i wysiłku, potrafią jednocześnie dać mu pełnię radości, satysfakcji czy wręcz spełnienia, a przy tym trwać znacznie dłużej. |