W NOWEJ SIEDZIBIE NOSPR-U W KATOWICACH

TEKST: JAN MELLOMAN

Odkąd powstał nowy gmach Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, bardzo chciałem zobaczyć i usłyszeć tę nadzwyczajną salę koncertową. Odkładaną od blisko trzech lat wizytę w katowickim NOSPR-ze udało mi się zrealizować w październiku. Wybrałem się na niecodzienny koncert z cyklu BMW Art Club. W repertuarze pojawiła się wyłącznie współczesna muzyka wybitnych polskich kompozytorów, która idealnie pasuje do tego modernistycznego obiektu.

Tym bardziej, że wykonawcami byli stali rezydenci nowej siedziby NOSPR-u czyli… NOSPR. Według mnie, obecnie jest to jedna z najlepszych polskich orkiestr symfonicznych, o ile nie najlepsza. Miałem okazję słyszeć ją wielokrotnie, często w wymagających repertuarach neoromantycznych (Mahler, Rachmaninow) i współczesnych (Lutosławski, Szostakowicz, Kilar, Bernstein), i za każdym razem był to pokaz wybitnego kunsztu zdolnych instrumentalistów, dynamicznego tempa i świetnej synchronizacji. Nierzadko występują
pod batutą największych światowych dyrygentów, ale także wspaniałych polskich kapelmistrzów, którzy przez lata budowali prestiż katowickiego zespołu. Byli to
między innymi Jerzy Maksymiuk, dwukrotnie Jacek Kaspszyk (obecnie główny dyrygent i dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej w Warszawie) i przede wszystkim Antoni Wit.
Zatem z wielką nadzieją, na czekający mnie wspaniały koncert, wyruszyłem z Warszawy do Katowic. Mimo „uroków” w pełni rozwiniętej aury jesiennego, dżdżystego i mglistego, dnia oraz długiej trasy (ponad 300 km), ta podróż była wyjątkowa z jeszcze jednego powodu;
pojazdu, jakim wraz z redakcją wybraliśmy się do Katowic. Jak wspominałem, mecenasem koncertu (jak i całego cyklu) jest marka BMW, zatem dzięki uprzejmości bawarskiej firmy, droga Warszawa – Katowice – Warszawa była miłą zapowiedzią i zakończeniem muzycznego weekendu. Szczególnie, że tym razem otrzymaliśmy najwspanialszy samochód jaki BMW posiada w swojej ofercie, czyli wydłużoną limuzynę królewskiej serii 7 w wyczynowej wersji M wyposażoną w ponad sześćset konny silnik V12. Ponieważ obecna
wersja serii 7 jest oferowana od blisko trzech lat (co ciekawe, niemal dokładnie 3 lata upłynęły także od dnia otwarcia nowej siedziby NOSPR-u) miałem już przyjemność zaznajomić się z jej walorami, także w odmianie przedłużonej. W wersji M poziom zachwytu
nad tym autem mocno wzrasta. Oczywiście głównie dzięki niezwykłemu silnikowi, który w każdych warunkach pracuje i brzmi wspaniale, zapewniając zdecydowanie ponadprzeciętne osiągi i bezpieczny zapas mocy podczas niebezpiecznych manewrów wyprzedzania, zawsze generując niezwykle przyjemny, wytłumiony, selektywny dźwięk, przypominający
szybkie tremolo grane pianissimo na średniej wielkości tom-tomie (tom-tom: popularny instrument perkusyjny o nieokreślonej wysokości dźwięku).

Chociaż nie jestem fanem rasowych brzmień sportowych silników, to dyskretny pomruk silnika V12 z BMW M7 potrafił mnie zauroczyć. Mimo to, podczas trzygodzinnej podróży luksusową limuzyną, nie można słuchać wyłącznie nawet najpiękniej brzmiącego silnika, szczególnie, że nasze M7 było perfekcyjnie wyciszone, a na pokładzie miało jeden z moich ulubionych samochodowych systemów audio marki Bowers&Wilkins. Wielokrotnie pisałem o świetnej jakości dźwięku, jaki potrafi wygenerować zestaw B&W w samochodach BMW, więc tym razem skupię się na repertuarze, jaki wybrałem do słuchania podczas podróży do Katowic. Aby wprowadzić się w nastrój czekającego mnie koncertu, postanowiłem przesłuchać wcześniejsze wykonania utworów, które zaplanowano na ten wieczór (z wyjątkiem koncertów instrumentalnych na róg i trąbkę Krzysztofa Pendereckiego).

Chciałbym zaznaczyć, że wybór repertuaru koncertowego muzyki współczesnej wymaga nie tylko ogromnej wiedzy i znajomości literatury muzycznej, ale przede wszystkim umiejętności skorelowania zamiarów organizatora z wrażliwością publiczności, która na
koncert przybędzie. W wypadku omawianego wydarzenia ta sztuka się udała. Oto w stulecie odzyskania niepodległości mamy w programie czterech najwybitniejszych polskich kompozytorów muzyki współczesnej; Krzysztofa Pendereckiego, który dodatkowo w tym
roku obchodzi okrągły jubileusz 85. urodzin, Witolda Lutosławskiego, Henryka Mikołaja Góreckiego i Andrzeja Panufnika. Wymienieni kompozytorzy oprócz wielkich form symfonicznych tworzyli (i tworzą nadal w przypadku Krzysztofa Pendereckiego) utwory
mniejsze, ale równie widowiskowe. I takie właśnie wybrano na wieczór 27 października. Usłyszeliśmy zatem: Mi-Parti na orkiestrę Lutosławskiego, intrygującą Kołysankę Panufnika, Trzy tańce na orkiestrę opus 34 oraz dynamiczny Koncert klawesynowy opus 40 Góreckiego
w oryginalnym wykonaniu Piotra Orzechowskiego, który zamiast na tradycyjnym klawesynie, wykonał koncert na klawiszowym instrumencie elektronicznym, oraz niezwykle widowiskowe: Koncert na róg i orkiestrę Winterreise i Concertino na trąbkę i orkiestrę Pendereckiego. Muszę przyznać, że o ile dość dobrze znam twórczość Lutosławskiego czy Góreckiego, o tyle koncerty Krzysztofa Pendereckiego na instrumenty dęte blaszane były dla mnie uroczym zaskoczeniem.
Krzysztof Penderecki przyzwyczaił bowiem melomanów do utworów mrocznych, majestatycznych i dramatycznych. Koncerty na róg i na trąbkę okazały się radykalnie inne (słyszałem je po raz pierwszy): są pogodne, energiczne i pełne ekspresji. Koniecznie trzeba dodać, że oprócz warstwy muzycznej, organizator przygotował część wizualną. Polegała na wyświetlaniu, na trzech ustawionych za orkiestrą masywnych płóciennych stelażach, wizualizacji komputerowych, lekko abstrakcyjnych, autorstwa Witka Orskiego, filozofa, który od 2008 roku eksperymentuje z fotografią i animacją. Nie potrafię do końca odnaleźć
klucza, łączącego te wizualizacje z prezentowaną muzyką, ale mogę przyznać, że na pewno nie przeszkadzały w słuchaniu i były oryginalnym urozmaiceniem całego koncertu. W tym miejscu należy podkreślić, że o ile repertuar muzyczny koncertu z NOSPR-u został powtórzony w tej samej konfiguracji podczas warszawskiej edycji BMW Art Club, 9 grudnia bieżącego roku w Teatrze Wielkim Operze Narodowej, o tyle warstwa wizualna była nowa i bardziej widowiskowa dzięki niezwykłym możliwościom scenicznym Teatru Wielkiego, który
posiada największe podscenium pośród wszystkich scen operowych w Europie.
Podczas wyprawy do Katowic zatrzymaliśmy się w hotelu Courtyard (sieć należąca do grupy Marriott). Jego lokalizacja w bezpośrednim sąsiedztwie NOSPR-u i słynnego katowickiego Spodka jest wręcz wymarzona dla każdego, kto przyjechał do Katowic z myślą o koncertach. Ale o dziwo, nie lokalizacja, ale architektura jest najmocniejszą stroną tego hotelu. Dominantą budynku jest wysoka na blisko 30 pięter wieża, w której znajdują się nowocześnie zaprojektowane pokoje hotelowe o wysokim standardzie znanym z sieci
Courtyard. Na szczycie wieży umiejscowiono hotelową restaurację, z której można podziwiać rozległą panoramę miasta. Szefem hotelowej kuchni jest Piotr Rolnik, pod którego przewodnictwem podniebna restauracja Courtyard Katowice otrzymała niedawno wyróżnienie przewodnika Gault & Millau. Jego popisowym daniem jest polędwica z dzika na risotto z czosnkiem niedźwiedzim – wbrew pozorom, całkiem lekkie i rozgrzewające
danie, idealne na chłodne dni.

Kolejny wspaniały muzyczny weekend dobiegł końca i ze smutkiem musieliśmy opuścić Katowice. Na szczęście pozostał jeszcze jeden miły akcent: powrót do Warszawy w luksusowych, miękkich i laboratoryjnie izolujących od ponurej jesieni wnętrzach BMW M7. Ponownie udało mi się zająć miejsce pasażera tylnej kanapy i w takt muzyki Gustava Mahlera, którego monumentalne symfonie są w stanie wywołać moc wzruszeń podobną do mocy silnika M7, dojechaliśmy do Warszawy. Wymarzona wizyta w nowej siedzibie NOSPR-u zmieniła moje postrzeganie Katowic; od teraz, myśląc o tym mieście, nie będę go kojarzył jedynie z legendarnym Spodkiem, ale przede wszystkim ze wspaniałą, nowoczesną salą koncertową, do której na pewno powrócę.

Partner cyklu Sztuka Prowadzenia

Za pomoc w realizacji materiału dziękujemy