Nazywany jest surrealistą fotografii i sztukmistrzem obiektywu. Jego prace oszałamiały oryginalnością na długo przed pojawieniem się fotografii cyfrowej, której zresztą był prekursorem. Ryszard Horowitz patrzy na rodzinny Kraków z zaskakującej i bardzo osobistej perspektywy.

 

Zdjęcia: Ewelina Świętochowska

 

To nie jest Kraków jaki znamy z pocztówek. Czy patrzymy na zapomnianą synagogę
Tignera, czy wieżę kościoła Mariackiego, wszystko zaskakuje oryginalnością spojrzenia,
skojarzeń, cytatów i emocji. To osobista podróż po mieście, w którym Horowitz przeżył
młodość; tu się wychował, tu studiował w Akademii Sztuk Pięknych, tu zaczęła się
fascynacja amerykańską fotografią i tu zrobił pierwsze zdjęcia polskiego środowiska
jazzowego, powstającego na fali odwilży 1956 roku. Ten osobisty stosunek do fotografowanych miejsc odczuwalny jest w każdej pracy, niezależnie od zachwytu nad techniką i możliwościami cyfrowej fotografii. Bo jak mówi Horowitz: Najważniejszą rzeczą jest końcowy rezultat, to, co dana osoba ma do powiedzenia. Nie sam warsztat decyduje, nie decyduje to, czy ktoś używa takiego czy innego aparatu, takiego czy innego obiektywu. To nie ma żadnego znaczenia.

Fotografie zostały zaprezentowane w ramach Kongresu Open Eyes Economy Summit. Wystawę oglądać można było do 1 marca w Nowohuckim Centrum Kultury. Polsko-angielski katalog z reprodukcjami fotografii oraz zdjęciami Anny Bogusz, żony artysty, przedstawiającymi kulisy jego pracy, można nabyć w sklepie Agencji Artystycznej GAP (Kraków, ul. Bandurskiego 58).