Skoro do wykonywania pracy w biurze potrzebny jest tylko laptop, to dlaczego nie mielibyśmy dzięki technologii, która pozwala na szybką komunikację pomiędzy dowolnymi miejscami na świecie, być wolni i mieszkać tam, gdzie chcemy?

 

Tekst: Karolina Frydrych

 

Przepraszam, jeśli internet będzie trochę słaby, tak jest w całej Ugandzie, za tydzień będę już w Kenii, powinno być lepiej – mówię klientowi z Berlina, siedząc w kawiarni na campingu Nile River Explorers położonym dwa kilometry od źródła Nilu. W Niemczech jest 9.00 rano, tutaj już 11.00, więc przed pracą miałam czas na śniadanie i lekcję jogi z widokiem na rzekę. Otwieram aplikację, której używamy do zarządzania projektem, kątem oka obserwując małpy skaczące na pobliskim drzewie. Na chwilę wyciszam mikrofon, żeby klient nie słyszał ich krótkiej awantury. Omawiamy pracę na ten tydzień i poprawki do skończonego zadania. Jeśli dobrze zaplanuję pracę, to po południu pójdę ze wszystkimi odwiedzić dzieciaki z projektu 22stars. Na razie zamawiam smoothie z bananem i mango, zakładam słuchawki i zabieram się do pracy.

Pierwsi nomadzi

Cyfrowy nomad to osoba, która do wykonywania swojej pracy potrzebuje tylko laptopa i dostępu do internetu i zazwyczaj nie posiada stałego miejsca zamieszkania. Jeśli istniałaby biblia cyfrowych nomadów byłaby nią książka 4-godzinny tydzień pracy Tima Ferrisa. Wydana w 2007 roku podziałała na wyobraźnię pierwszego pokolenia, które zyskało dostęp do technologii takich jak smartfony z interaktywną mapą świata i aplikacji jak Airbnb, które bardzo ułatwiły podróżniczą logistykę. Tysiące osób zaczęło stosować jego wskazówki i przecierać nomadzkie szlaki. W 2014 roku Johannes Voelkner założył grupę na Facebooku Global Digital Nomad Network, która szybko urosła do pięciu tysięcy członków (dzisiaj 43 tysiące) i szukając towarzyszy podróży, wrzucił na nią link do rejsu statkiem wycieczkowym z podpisem Let’s go. Rejs zarezerwowało sto osób. Johannes zrozumiał, że ludzie podróżujący i pracujący zdalnie potrzebują wspólnoty, a on może przekształcić to w biznes – i założył Nomad Cruise.

Fot. Denise Motz

Nomad Cruise

Od tamtego czasu powstał cały nomadzki ekosystem. Jego centralnymi punktami są konferencje, takie jak  Nomad Cruise i Nomad Summit, które za każdym razem przyciągają setki osób. Niezwykłą cechą tych wydarzeń jest to, że w przeciwieństwie do tradycyjnych konferencji branżowych tutaj wspólnym tematem jest styl życia, a nie to, czym konkretnie się zajmujemy, a różnorodność perspektyw zawsze sprzyja powstawaniu kreatywnych pomysłów. Wykłady dotyczą wszystkiego, co może zainteresować permanentnych podróżników: marketingu, automatyzacji procesów, międzynarodowych podatków i sposobów na sprytne pakowanie plecaka. Podczas rejsu Nomad Cruise wieczory są zarezerwowane na meetupy, czyli spotkania na dowolny temat organizowane przez uczestników rejsu, przykładowo acro yoga czy warsztaty improwizacji. Brak internetu i zamknięcie na łodzi sprzyja integracji. Na pokładzie ósmym wieczorami regularnie zbierała się grupka osób, by pograć na gitarze i pośpiewać w kółku jak przy ognisku. Nie dziwi więc komentarz jednego z nomadów: Gdy ktoś pyta, czy nie tęsknię za domem, odpowiadam: Tak, tęsknię za Nomad Cruise.

Fot. Shellygraphy.com

Gdzie koczują nomadzi?

Jest kilka lokalizacji na świecie znanych z tego, że istnieje w nich społeczność nomadów. Najsłynniejsze to Chiang Mai w Tajlandii, Bali, Medellín w Kolumbii czy Lizbona. W takich miejscach jest zawsze przynajmniej jedna przestrzeń coworkingowa, a często również colivingowa, gdzie organizowane są spotkania towarzyskie i wykłady, żeby nowi przybysze szybko znaleźli przyjaciół. Do tej listy ciągle dołączają nowe miasta, próbujące przyciągnąć tę grupę podróżników. Przykładem może być Bansko – mały kurort narciarski w Bułgarii, które Matthias Zeitler i Uwe Allgäuer postanowili umieścić na nomadzkiej mapie świata. Otwarta przez nich przestrzeń coworkingowa w ciągu dwóch lat zyskała taką popularność, że kiedy odwiedziłam ją latem zeszłego roku, miała już stu aktywnych członków. To bardzo wysoka liczba jak na miasteczko, gdzie w sklepach nie sposób kupić brokuła, kalafiora czy sałaty, bo nie są popularne w Bułgarii.
Dla tych, którzy nie mają ochoty sami tworzyć swoich planów i chcą podróżować ze stałą grupą osób, powstały firmy takie jak Remote Year, Wifi Tribe czy Hacker Paradise. Pierwsza z nich organizuje dla swoich członków zakwaterowanie, przeloty i atrakcje przez cały rok trwania programu – w 12 miastach świata. Pozostałe mają „rozdziały”, do  których można dołączać i stać się częścią pracującej grupy ludzi, którzy razem poznają nowe miejsce. Wreszcie nomadzi organizują wyjazdy oferujące konkretne doświadczenie. Można dołączyć do grupy robiącej zdjęcia w Szwajcarii, żeglującej w Chorwacji, przemierzającej Portugalię kamperami w ramach Camper Retreats albo przejechać z Moskwy do Mongolii dołączając do Nomad Train.

Workation – czyli work and vacation

Do Ugandy przyjechałam na taki wyjazd zorganizowany przez Stellę Airoldi, założycielkę fundacji 22stars, która sponsoruje edukację dzieci. Stella, tak jak ja, jest cyfrową nomadką i kilka razy do roku zaprasza grupę nomadów na Social Impact Workation. Workation to połączenie słów work i vacation i oznacza czas, gdy robi się coś ciekawego, w tym samym czasie pracując. Dzięki Stelli i jej znajomości lokalnej społeczności mała międzynarodowa grupa nomadów ma okazję zobaczyć prawdziwą Ugandę. Jednocześnie o różnych porach, w zależności od strefy czasowej, uczestnicy wyciągają laptopy i pracują, a w czasie wolnym rozmawiają o nowych pomysłach biznesowych. Pamiętam, jak Carmen z Hiszpanii na śniadaniu w slumsach w Kampali, popijając kawę rozpuszczalną i jedząc rolexa (naleśnik chapati z warzywami i jajkiem), z zainteresowaniem słuchała o biznesie Larsa, który prowadzi niemieckojęzyczny blog o pożyczkach peer-to-peer. Szybko sprawdziła, czy coś takiego istnieje już w hiszpańskojęzycznym internecie. Nie istniało, więc tego samego dnia zarejestrowała domenę i z pomocą Larsa zaczęła budować własny blog na ten temat. Kilka miesięcy później blog zaczął przynosić pierwsze pieniądze. Ja z kolei zainspirowana wyjazdem Stelli zadałam sobie pytanie, dlaczego nie miałabym zorganizować czegoś takiego w Polsce? Dla wielu nomadów jest to przecież egzotyczne miejsce. Pół roku później razem z Carmen i szóstką innych nomadów zwiedzaliśmy kopalnię soli w Wieliczce i Auschwitz, jedliśmy pierogi i żurek, a ja miałam okazję zobaczyć nasz kraj z ich perspektywy. Było to tak ciekawym doświadczeniem, że zamierzam organizować Poland4Nomads co roku. Dowiedziałam się między innymi, że wyraz „faktycznie” z akcentem na pierwszą sylabę może być zaadaptowany na angielskie przekleństwo, a żeby poprosić o rachunek wystarczy niewyraźnie wymówić „wreck your neck”.
Te historie ilustrują, jak działa społeczność cyfrowych nomadów. Charakterystycznymi cechami ludzi, którzy decydują się na taki styl życia jest ciekawość, nieszablonowe myślenie i otwartość. Cały dobytek potrafią zmieścić w jednym plecaku i w ciągu kilku godzin w nowym kraju czują się jak u siebie. Są oswojeni z ryzykiem – nigdy nie są pewni, jak będzie wyglądało kolejne miejsce, do którego jadą, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem i nauczyli się to akceptować. Ufają swojej zdolności uczenia się i przystosowywania, nie przywiązują się do jednego sposobu robienia czegoś i nieustannie ćwiczą kreatywne rozwiązywanie problemów – samo przeliczanie walut i rozszyfrowywanie menu w obcym języku to codzienny trening umysłowy. Do tego otacza ich multikulturowa społeczność podzielająca te cechy. Ich styl życia odzwierciedla podejście do biznesu. Wiedzą, że aby przetestować nowy pomysł wystarczy rozejrzeć się po przestrzeni coworkingowej. Zawsze znajdzie się ktoś, z kim będą mogli go przedyskutować, ktoś, kto ma umiejętności, których im brakuje i chętnie ich tego nauczy albo dołączy do projektu. Dlatego, kiedy wpadną na pomysł na biznes, nie boją się po prostu spróbować wcielić go w życie. Z kolei ci, którzy są zatrudnieni w firmach albo pracują jako freelancerzy, są dobrzy w tym, co robią i nie mają problemu ze znalezieniem klientów.

I ty możesz zostać nomadem?

Bycie cyfrowym nomadem nie jest dla każdego. Ciągłe podróżowanie wiąże się z szeregiem wyzwań, jak brak stabilności, samotność czy niewygody. Nie musi być też planem na całe życie – wiele osób decyduje się na to na kilka lat, po czym wybiera stałą bazę. Jako life coach zawodowo pomagam ludziom w życiowych transformacjach i wiem, że zbudowanie takiego stylu życia wymaga dużo pracy i silnej motywacji – ale nie poznałam nikogo, kto by tego żałował. Sean Tierney w mowie otwierającej Nomad Cruise X porównał decyzję o zostaniu cyfrowym nomadą do defibrylatora zdolnego wyrwać ludzi z sennej egzystencji i przywrócić ich do życia. Tych, którzy czytając ten tekst zrozumieli, że zawsze drzemał w nich nomad gorąco namawiam, żeby spróbowali. Podcasty takie jak The Maverick Show with Matt Bowles, Badass Digital Nomads czy Nomad Podcast są pełne inspiracji, wskazówek i historii ludzi, którzy z powodzeniem robią to od lat.

Czy będzie nas więcej?

Nomadzi podkreślają, że chociaż jesteśmy awangardą cyfrowej wolności i szkolni przyjaciele często nie mogą się nadziwić, słuchając naszych historii, to „normalność” stoi po naszej stronie. Człowiek nie wyewoluował do życia w biurze. Ludzie z natury są nomadami – potrzebujemy ruchu, bycia na powietrzu i poznawania otoczenia. Powoli zaczynamy zdawać sobie sprawę, że dzięki technologii znów jest to możliwe. Naszym „otoczeniem” jest teraz cały świat, więc liczba cyfrowych nomadów będzie tylko rosła. |

Fot. Kanacia James
Karolina Frydrych – life coach, analityk biznesowy i cyfrowa nomadka. Skutecznie prowadzi swoich klientów do osiągnięcia zamierzonych celów w trakcie, jak przystało na nomada, zdalnych sesji coachingowych.
www.karolinafrydrych.com