NASHE to firma powstała po tym, jak dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami. Agnieszka Kisiel założyła się wtedy z losem, że jeśli da jej drugą szansę, to zbuduje królestwo, w którym rządzić będzie według własnych zasad.

 

Wysłuchała: Beata Brzeska

 

Urzekła mnie babcina torebka, pamiętam ją jeszcze z dzieciństwa, kiedy razem z siostrą myszkowałyśmy po szafach, przebierając się w te wszystkie fatałaszki. Po śmierci babci ciągle ją miałam, jako nastolatka, na studiach. Nadal ją mam. Jest jak talizman, choć to może sentymentalne, ale taki mam charakter. To piękny dowód na to, że rzeczy mają swoją indywidualną wartość, emocje i zapisaną historię.
Czuję i wiem, że takie historie przynajmniej z częścią naszych klientek piszemy razem, pracując nad indywidualnym projektem. Zaczyna się od rozmowy, wymiany maili, wybieramy krój, rodzaj skóry, kolor, określamy jej funkcję. Ta praca powoduje, że torebka staje się idealna, jedyna i wyjątkowa. Trudno zrobić jeden model dla każdego. Dla każdego to jak dla nikogo.
Są dwie grupy klientów. Jedni chcą dużo, szybko i tanio, drudzy wolą mniej i na dłużej. Ci drudzy moim zdaniem mają trudniej. Szukają czegoś wow, wyjątkowego, trwałego, charakterystycznego. Stąd pewnie rosnące zainteresowanie wyrobami rzemieślniczymi i rzemiosłem w ogóle. Takie są moje klientki – dla nich jest ważne kto, jak i z czego zrobił jej torebkę. Robią zakupy przemyślane, nie pod wpływem impulsu. Poznają firmę, nawiązuje się pomiędzy nami relacja, często pozostaje na długo po sfinalizowaniu zakupu. Sądzę, że po zachłyśnięciu się dostępnością wszystkiego przychodzi czas na zmianę myślenia. Nie cieszy już dwadzieścia sukienek w szafie, rośnie świadomość skażenia planety i tego, jak wpływa na to kupowanie tanich i nietrwałych rzeczy. Wiem, że dla moich klientek ważne jest, że torebka NASHE wytrzyma więcej niż jeden sezon i nie wyląduje w śmieciach po roku.
Oprócz jakości skóry, precyzyjnego wykonania, trwałości, torebki mają klasyczne wzory, co zapewnia im ponadczasowość i niezależność od modowych trendów zmieniających się w zawrotnym tempie. Klasyczne proste formy z naszym charakterystycznym wzornictwem. Udało nam się wypracować spójny styl, można te torebki kompletować czy domawiać akcesoria.

Koszyk Oh My Kosh powstały we współpracy z Siostry Plotą

Wiele z naszych produktów powstało w odpowiedzi na konkretne potrzeby klientek. A to dodatkowa kieszonka na bilety, a to druga zamykana na dokumenty, torby dla prawniczek na akta i pękate teczki, torby dla lekarek z przegrodą na stetoskop, etui na mniejsze i większe laptopy – to wszystko powstaje pod wpływem sugestii klientek. Wszystko bierzemy pod uwagę, słuchamy, a klientki widzą, że naprawdę dbamy o ich potrzeby.
Wiem, bo wracają do nas, często wielokrotnie, polecają innym, zamawiają prezenty dla bliskich.
Teraz już mi czasu brak i szyję tylko drobne rzeczy. Torby są szyte w zaprzyjaźnionej pracowni kaletniczej pod czujnym okiem mistrza kaletnictwa i innych wspaniałych fachowców zajmujących się szyciem, składaniem, klejeniem. Samo szycie to zaledwie dwadzieścia procent czasu potrzebnego do wyprodukowania torby. Trzeba jeszcze pocienić brzegi, złożyć, a u nas brzegi toreb są zawijane, a nie krojone na surowo, więc i robota podwójna. Ale nawet gdyby firma rozrosła się do olbrzymich rozmiarów, nie oddałabym nikomu kontaktu z klientami – to daje satysfakcję i poczucie, że trzymam rękę na pulsie. No i tylko ja potrafię dopieścić moje klientki jak nikt inny. Bardzo to lubię.
Często słyszałam i nadal słyszę, że tak się nie prowadzi biznesu, tak się nie da, nikt tego nie kupi. Trzeba mieć wszystko skalkulowane, przeliczone, maksymalizować zysk. Robię po swojemu – wolę maksymalizować relacje. Znam kobiety i wiem, że potrzeba czasu na podjęcie decyzji, czasem decyzje się zmienia, a czasem chciałoby się mieć, ale… NASHE to rozumie (sama przecież jest kobietą) – można zwrócić torebkę, zapłacić na raty, doszyć kieszonkę albo zmienić zapięcie, zamówić według własnego projektu. Dla mnie ważne jest, że proponowany produkt powstał w zgodzie z moimi wartościami, które podzielają klientki. To nie tylko sprzedaż. Piszą do nas, że paczka przyszła, że jest piękna, że wow! To nie jest powszechne i bardzo mnie cieszy, że działając tak, jak chcę, sprawiam radość i sama mogę się spełniać.


NASHE to dla mnie osobisty plan na życie. Naprawdę się w tym realizuję, uwielbiam to robić, mam ogromną satysfakcję, że się udaje. To moja życiowa droga. Z pracy w poprzedniej mojej firmie wiem, że łatwiej się sprzedaje rzeczy tanie, ale dzisiaj rozumiem też, że dużo przyjemniej sprzedaje się rzeczy bardzo dobrej jakości, o których wiem, że lepiej nie można było ich zrobić.
NASHE, jak sama nazwa wskazuje, to nie tylko moja zasługa. Bez mojego męża Tomka nie byłoby firmy. To on był i jest największym wsparciem, wierzył we mnie i zrobił wszystko, żeby nam się udało. Bez Tomka nie wyszłabym na prostą. To NASHA firma, droga i życie.
Kilka lat temu zdarzyło mi się spore życiowe zawirowanie. Myślałam, że moje życie zawodowe się skończyło. Pomyślałam wtedy, że jeśli odzyskam zdrowie i sprawność, to zrobię coś wspaniałego, co będzie dokładnie takie, jak chcę. Bez kompromisów. Jeśli rynek tego nie podchwyci, to trudno – uznam, że to nie była moja droga i zrezygnuję. Zrobiłam NASHE i szczęśliwe udało się.
To, co wydawało się i było życiową tragedią, doprowadziło mnie do NASHE. Gdyby się nie wydarzyło, nie byłabym tutaj, gdzie jestem. |