Moim celem jest pracować przy filmach dobrych, bo właśnie te wyciągają ze mnie najlepsze dźwięki – mówi Mikołaj Stroiński, polski kompozytor w Hollywood.

 

Tekst: Kuba Wojtaszczyk

 

Kiedy postanowił pan zostać kompozytorem filmowym?

To, że mógłbym komponować, świtało mi w głowie już od wczesnych lat dziecięcych, mniej więcej od 10. roku życia. Natomiast długo otwartą sprawą pozostawał rodzaj kompozycji, do czasu gdy na studiach w bostońskim Berklee College of Music obok fortepianu jazzowego wybrałem film scoring jako równoległy kierunek studiów.

Czy wyjazd do Hollywood był zaplanowany od początku nauki?

To był naturalny wybór po skończeniu studiów w Bostonie. Co prawda poza Hollywood mogłem jeszcze wybrać bliższy cel: Nowy Jork. Jednak hollywoodzka magia zrobiła swoje.

Jest pan już w Los Angeles. I co dalej? Przed przyjazdem miał pan jakiś plan?

Berklee dobrze przygotowuje do tego, aby umieć pokazać się z jak najlepszej strony. Starałem się to robić od samego początku. Odpowiednio wcześniej zebrałem numery telefonów do nauczycieli i po prostu dzwoniłem. Wiele prób nie zadziałało, ale kilka tak. Ważne było to, aby się nie poddawać.

W jednym z wywiadów przeczytałem, że przez jakiś czas był pan ghostwriterem. Czy w świecie kompozytorów taka praca wygląda podobnie jak w światku literackim?

Co do grona literackiego ciężko mi się wypowiadać, ale jeśli chodzi o Hollywood, taka sytuacja jest na porządku dziennym. Kompozytorom, którzy mają nadmiar pracy, pomagają nie tylko asystenci, ale nawet sprawdzeni w fachu koledzy.

Jaki był pierwszy projekt, który podpisał pan własnym nazwiskiem?

To był film akcji klasy B, lub nawet C, zatytułowany Hired Gun. Muzykę skomponowałem bez żadnego honorarium. Zaletą tej sytuacji było to, że występował w nim Michael Madsen – gwiazdor znany m.in. z filmów Quentina Tarantino, np. Reservoir Dogs, Pulp Fiction czy Kill Bill. Dobre nazwisko przy projekcie pomaga wszystkim zaangażowanym. Następny był pełnometrażowy film dokumentalny Modjeska – Woman Triumphant o Helenie Modrzejewskiej.

Pasja stała się zawodem?

Nie było innego wyjścia. Nie chcę, aby zabrzmiało to górnolotnie, ale to ona wysłała mnie na drugi koniec świata, do Stanów, i zmieniła mnie na zawsze. To mój zawód i życie.

Co kompozytor otrzymuje od producenta, reżysera przed rozpoczęciem komponowania? Scenariusz? Czy może wystarczy opis klimatu produkcji?

Czytanie scenariusza to jedna z rzeczy, których staram się unikać. Owszem, opowiada on historię zawartą w filmie, jednak jest w istocie dość „suchy”. Dużo bardziej inspirująca jest rozmowa z reżyserem. Obserwując jego ekspresję i sposób, w jaki opowiada o filmie, jestem w stanie wyłapać to, co jest dla niego najważniejsze w całej stworzonej przez niego historii. I to już jest dla mnie inspiracja i wskazówka, która pomaga w stworzeniu pierwszych wyobrażeń o tym, jak powinna brzmieć tworzona przeze mnie muzyka. Na podstawie takich muzycznych obrazów pracuję dalej.

Czy ulubiony gatunek filmowy jest wyznacznikiem wyboru projektu?

Nie mam ulubionych gatunków filmowych. Myślę, że poza kilkoma wyjątkami, każdy film można określić jako dobry, średni bądź słaby. Tak samo jest z grami wideo lub serialami. Oczywiście moim celem jest to, by pracować przy filmach dobrych, bo właśnie te wyciągają ze mnie najlepsze dźwięki. Następuje wtedy sprzężenie zwrotne, symbioza muzyki z obrazem.

Jest pan fanem Sapkowskiego? Skąd muzyka do gry Wiedźmin w pana dorobku?

Tak, jestem fanem zarówno świata, który stworzył Sapkowski, jak i jego poczucia humoru. Kiedyś w samolocie do Stanów czytałem Narrenturm i miałem – podejrzewam, że ku zdziwieniu współpasażerów – okrutny atak śmiechu, trwający dobre pół godziny. Wiedźmin to był projekt moich marzeń już od pierwszej części. Wiedziałem, że będę mógł przysłużyć się swoją muzyką i wyjdzie z tego coś wartościowego. Wyzwaniem było dotarcie do decydentów, ale na szczęście odpowiednie demo spełniło swoją funkcję.

Czym różni się komponowanie dla kina i telewizji od tworzenia na potrzeby gier?

Jedno i drugie medium ma swoje ograniczenia i zalety. W przypadku gier mogę bardziej swobodnie operować emocjami gracza, budując nastrój muzyką. Z drugiej strony muszę pamiętać o tym, że w przypadku gier mamy do czynienia z alternatywnymi scenariu-szami rozgrywki, wynikającymi z wyborów podjętych przez gracza w trakcie gry. W kilka chwil klimat gry może się całkowicie zmienić, i to też muszę przewidzieć. W przypadku filmów nie ma tej interaktywności i elastyczności w kreowaniu nastrojów. Tutaj wszystko dzieje się wedle scenariusza oraz wizji reżysera, której trzeba się trzymać i którą należy wspierać muzyką. Filmy stanowią dla mnie większe wyzwanie i tym większa satysfakcja, gdy efekt końcowy jest zadowalający.

Który projekt zza oceanu uważa pan za najistotniejszy w swojej karierze?

Chyba momentem przełomowym był projekt na pierwszy rzut oka niepozorny. To trailer do gry Dark Souls 2. Otworzył mi on drzwi do świata gier, a ich producenci dostrzegli, że jest ktoś taki jak Mikołaj Stroiński. To, że miałem okazję komponować do trzeciej części Wiedźmina, jest również pokłosiem sukcesu muzyki do wspomnianego trailera.

A z Polski?

Myślę, że to był serial HBO „Bez tajemnic”. Niszowy projekt, który zaangażował prawdziwych artystów i miał jeszcze jedną istotną zaletę: im bardziej ambitna treść się w nim pojawiała, tym bardziej zyskiwał on w oczach widzów. To jest cecha, którą bardzo w projektach lubię.

Czy dostrzega pan różnice komponowania dla filmu w Polsce i Ameryce?

Jak najbardziej. To jakby trochę inna dyscyplina pracy – w USA weekend jest kwestią umowną i nie wysyła się tam rzeczy, które są ukończone w połowie – one muszą być kompletne. W Polsce w tym zakresie panuje nieco większy luz. Poza tym kino amerykańskie jest mocno komercyjne, a w Europie nadal mamy kino reżyserskie.

W jakiej nadchodzącej produkcji będziemy mogli usłyszeć pana muzykę?

Niedługo na światło dzienne wyjdą dwie gry: Kursk i Attack of the Earthlings. Na trwającym właśnie festiwalu Gamescom w Kolonii premierę miała kolejna część Gwinta, gry karcianej powstałej jako pokłosie Wiedźmina i wydanej przez tę samą firmę. Poza tym prowadzę rozmowy na temat kilku nowych projektów, ale wolę nie zapeszać. |

 

Mikołaj Stroiński – mieszka i pisze muzykę w Los Angeles, dorastał w Warszawie, a urodził się w Nairobi. Jedną z jego ostatnich realizacji jest kompozycja do produkcji HBO „Bez tajemnic” (reż. A. Holland, W. Smarzowski, M. Lechki, K. Adamik, A. Kazejak, J. Borcuch, A. Glińska). Stworzył także muzykę do seriali „Paradoks” (reż. B. Lankosz i G. Zgliński) oraz „Zbrodnia” (reż. G. Zgliński), wyprodukowanych przez studio Opus Film. Obok muzyki telewizyjnej i filmowej twórczość Mikołaja obejmuje także kompozycje ścieżek do gier wideo. Zdobył tytuł „Wybitny Polak za granicą” (w dziedzinie kultury) w 2014, nadany przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska” we współpracy z Biurem Prezydenta RP i Senatem RP.