Grudzień z definicji jest magiczny. Mikołajki, Boże Narodzenie, wirujące śnieżynki, czerwononose renifery i wspólnicy dobrotliwego dziadunia z srebrzystą brodą, uwijający się jak w ukropie przy pakowaniu dóbr wszelakich – w sreberka, celofany i ozdobne bibuły.

 

Ale, ale – nie depresjonujmy, ani nie deprecjonujmy listopada! Nie każdemu NOvember, musi kojarzyć się ze spisem 30 poniedziałków, chandrą spleenem i dworcowym kinem. Może być magicznie, nostalgicznie i pysznie!
Bardzo niekonwencjonalnie temat jesiennej, popołudniowej herbatki rozegrała jedna z londyńskich restauracji – Aqua Shard, która od września do listopada serwowała Mary Poppins Afternoon Tea, inspirowaną przygodami tytułowej bohaterki powieści dla dzieci P.L. Travers. Kinowa premiera filmu w gwiazdorskiej obsadzie w 2018 roku oraz reedycja 5 tomów powieści przez wydawnictwo Harper Collins w nowo zaprojektowanych okładkach, okazały się dla Brytyjczyków doskonałą okazją do wzniesienia toastu filiżanką herbaty, za zdrowie i odporność na przeciągi nobliwej niani.
Goście restauracji aqua shard, zaraz po zajęciu miejsc przenoszeni byli w świat wyobraźni, wspieranej ilustratorskim wysiłkiem Mary Shepard, gdzie menu prezentowano na oprawionych w złote ramy lustrach, co zapewne miało na celu nie tylko wywołanie skojarzeń z wizerunkiem dość zaprawionej w sztuce samouwielbienia niani, co w równym stopniu skonfrontowania gości z własnym obliczem, powodując szybką weryfikację, czy na pewno odpowiadają szablonowi – „praktycznie doskonali pod każdym względem”. Niezależnie od tego, co goście widzieli w lusterkach, z całą pewnością widok smakołyków na stołach rozjaśniał im lica!
Przysmaki w nostalgicznym stylu serwowano na specjalnie na tę okazję przygotowanych srebrnych paterach – z parasolką u szczytu i parą sznurowanych wysoko trzewików u podstawy. Kwintesencja brytyjskich popołudniówek – klasyki, które nigdy nie wychodzą z mody, niezależnie od tego z której strony wieje wiatr. Typowe finger food z nieco baśniowym twistem niosące smak tartinek z jajkiem z farmy Cackleberry i truflami, miodowej pieczonej szynki Dingley Dell z musztardą, oraz wariacji na temat farmerskiego Ploughman’s Lunch pod postacią kraba z Devon i brioche z ogórkiem) oraz crumpets – ulubionych mini racuszków Mary Poppins, podawanych na ciepło z wędzonym łososiem i twarogiem. Reszta była już tylko przeciągłym mhmmm zachwytu, balansowanym łykiem „Mary’s Tea” – egzotycznej mieszanki Darjeeling z Indii, Cejlonu ze Sri Lanki i Keemun z Chin, z elegancką nutą płatków róż, lub do wyboru „Bert’s Tea” – nieco dymnego połączenia mieszanki Souchong i Keemun z Chin, Ceylonu ze Sri Lanki z aromatem wanilii i chabra z Sussex.

Obrazek popołudniowej herbatki z nianią, która od przeszło 80 lat strofuje dzieci, mówiąc im wprost, co myśli na ich temat, nie byłby kompletny bez zapuszczenia żurawia w otchłań dywanikowej torby – znaku firmowego Mary Poppins, która co pewne, miałaby za nic barbarzyńskie wytyczne dotyczące bagażu podręcznego współczesnych linii lotniczych. Babeczki z rodzynkami Pani Brill, domowej roboty powidła ze śliwek i malin i kremowa śmietana, to wszystko nienaruszone, nie wstrząśnięte, ani nie zmieszane wnoszono na dach aqua shard w słynnej torbie.
Dzieci i kindersztuba to temat poważny, równie poważny jak starannie odmierzone porcje leku na całe zło i welt schmerz w smukłych szampanówkach, z których ulatywały w niebo miniaturowe latawce (nawiązanie do motywu literackiego z tomu pt. Mary Poppins Powraca, gdy po zagubieniu się na niebie żółtego i zielonego latawca, powraca Mary Poppins). Goście jako trochę tylko większe dzieci, mogli dodawać do swoich kieliszków „lekarstwo”, wybierając z trzech domowych likierów – Rum Punch, Lime Cordial i Strawberry, podawanych w typowych aptecznych buteleczkach. I tak znowu działa się magia, po zmieszaniu składników powstawał klasyczny, choć nieco bajkowy koktajl w stylu Kir Royale.
Sekcja słodka, która przepływa przez karty powieści i herbacianego menu, kryła w sobie m.in. słynny piernik dedykowany Pani Correy – tutaj w kształcie gwiazdki, jako nawiązanie do motywu z powieści, gdy Jane i Michael Banks trzymają gwiazdy przed panią Correy, by ponownie umieścić je na niebie. „Strike Me Pink Sponge”, kolejny ze słynnych cytatów Travers w jadalnej formie – biszkopt Królowej Wiktorii z powidłami, kremem, białą czekoladą i różowym lukrem królewskim. Każdy z gości mógł też cieszyć się własną czapką Mary Poppins z czarnym musem „Cherry Tree Lane”, pokrytej ciemną czekoladą, z jadalnym rondem kwiatowym i czarną wiśnią na szczycie.

Do tego jeszcze Golden Syrup Tart – przesłodka tarta, składająca hołd niedźwiadkowi w zoo, który nie mógł jeść syropu ze słoika. Zapiekana w puszce, przyozdobiona malinami i śmietaną w kępkach, podawana z przykrywką, aby goście sami mogli dobrać się do słodkiej zawartości wbijając w nią łyżkę. Insulinowy rajd na dachu pod niebem Londynu wieńczyła chmura malinowej waty cukrowej i trzaskające w zębach cukierki prosto z Candy Baru.
31 pietro aqua shard, dające widok na panoramę Londynu, rozciągającą się wzdłuż brzegu Tamizy od Parlamentu do St. Paul’s, obejmującą Most Tower, wieżowce City aż po Canary Wharf, zamiast w londyńskiej mgle, rozmywało się w wirujących w powietrzu drobinkach cukru i oparach słodkich wspomnień z dzieciństwa. Czy któremuś z gości udało się wjechać tam po poręczy schodów? Czy spaść prosto z nieba? A może wylądować z gracją trzymając parasolkę? Nie istotne. Kto był, ten zakosztował dzieciństwa ponownie i poczuł lato na progu zimy. A potem, potem wiatr zmienił kierunek na ten ze wschodu… |

 

Aqua Shard Level 31 The Shard 31 St. Thomas Street London SE1 9RY