Z aktorką Magdaleną Lamparską rozmawiamy o aktorstwie, poszukiwaniu własnej tożsamości i sile pozytywnego myślenia.

 

Tekst: Barbara Smorawińska

 

Sporo się dzieje w życiu Magdaleny Lamparskiej. W najbliższym czasie premierę będą mieć cztery projekty z pani udziałem: serial Niania w wielkim mieście telewizji Polsat, w kinach mamy komedię Porady na zdrady Ryszarda Zatorskiego, film The Zookeeper’s Wife oraz spektakl Hollywood w Teatrze WARSawy. Czy sama wytycza sobie pani cele, czy one wybierają panią?
Lubię, gdy w moim życiu dużo się dzieje. Staram się sama wytyczać sobie cele, choć oczywiście jestem również otwarta na niespodzianki, które do mnie przychodzą. Najważniejsze jest to, żeby być na nie gotowym. Moja zasada to: nie trać okazji! Dlatego, jak czasami przychodzą do mnie castingi ze Stanów Zjednoczonych, zazwyczaj w nocy, staram się jak najlepiej przygotować i nagrać swoją propozycję roli. Wiele razy nie wyszło, ale nie poddawałam się. Właśnie w ten sposób wygrałam rolę Wandy Englert w filmie The Zookeeper’s Wife z Jessicą Chastain i Danielem Brühlem w rolach głównych. W zawód aktora generalnie wpisane jest ciągle poszukiwanie nowych środków wyrazu. Wszystkie nadchodzące premiery moich projektów są bardzo budujące, bo mam poczucie, że mój rozwój aktorski jest widoczny. Główne role wymagają zaufania ze strony produkcji i reżysera. To motywuje do dalszej pracy.

Jak na młodą osobę ma pani na swoim koncie sporo osiągnięć, jednocześnie ma pani do siebie ogromny dystans. Czym jest dla pani sukces i czy uważa pani, że można już mówić o sukcesie?
Do sukcesu podchodzę z dużym dystansem. Staram się twardo stąpać po ziemi. Myślę, że w samym sukcesie zdecydowanie jest coś fikcyjnego. Nie wybrałam tego zawodu dla popularności. Na niej nie można się opierać. Mam nadzieję, że jestem jeszcze na początku mojej drogi zawodowej i jeszcze wiele fantastycznych spektakli, filmów przede mną. Dlatego myślę tylko o tym, by w danym momencie dawać z siebie wszytko. Najciekawsze jest ciągłe szukanie wyzwań, wychodzenie ze strefy komfortu, uczenie się. Dzięki temu czuję, że się rozwijam, to jest najważniejsze. Największym sukcesem w tym zawodzie jest możliwość poznawania fantastycznych, interesujących ludzi, twórców. Z tych spotkań powstają przyjaźnie na całe życie.

Co pani woli: film czy teatr? Może taniec czy śpiew? W czym najlepiej realizuje się pani najpełniej?
Praca na planie filmowym różni się od gry na deskach teatru. W filmie najważniejsze są emocje ukryte w oczach, bardzo autentyczne minimalistyczne środki wyrazu. Z kolei w teatrze trzeba umieć zagospodarować przestrzeń, myśleć abstrakcyjnie. Tu nie ma miejsca na duble. Są natomiast widzowie, z którymi wchodzimy w relację. Jednak uważam, że i w filmie, i w teatrze prawda jest jedna. Mam to szczęście, że mogę pracować się w obu miejscach. W dzieciństwie zakochałam się w teatrze i dlatego zostałam aktorką. W późniejszych latach przyszło kino, które niezwykle mnie fascynuje.

Pisze pani na swoim blogu o nieustannym szukaniu własnej tożsamości, próbach określania siebie. Czy aktorstwo w tym pomaga?
Aktorstwo to studiowanie człowieczeństwa. Ten zawód wymaga dużej wolności od swojego ego, swoich lęków, kompleksów. W pewnym momencie pojechałam na warsztaty do Berlina, przyjrzałam się sobie otwarcie, ale i krytycznie i podjęłam decyzję o zmianach, które musiałam dokonać w sobie. Postawiłam na edukację, bo wiedza i świadomość siebie dają mi większą pewność. Niezwykłe jest w zawodzie aktora to, że możemy poznać się w różnych sytuacjach, które nie są nasze, ale naszych postaci, które gramy. Uwielbiam również obserwować, rzeczywistość, która mnie otacza, podpatrywać ludzi. Podczas pracy nad spektaklem Klaps! 50 twarzy Greya w Teatrze Polonia obserwowałam bawiące się dzieci w parku, ich spontaniczność, energię, wrażliwość, co pomogło mi chwilę później tworzyć postać Natashy Wood.

Zdjęcie: Materiały prasowe

Podobno nie lubi pani oglądać siebie na ekranie. Dlaczego?
Niestety w przypadku filmu nie do końca od aktora zależy efekt końcowy. Po zdjęciach jest jeszcze postprodukcja, w której może się wiele wydarzyć. Na planie staram się dać z siebie sto procent. Zawsze od siebie wymagam bardzo dużo. Jednak obecnie uczę się również łagodności wobec siebie. Nauczyli mnie tego młodzi aktorzy w nowym serialu Niania w wielkim mieście, którzy z pewnością oglądając się na ekranie, nie będą myśleć, że mogli lepiej to zagrać (śmiech).

Pisze pani też o sile pozytywnego myślenia. Ludzie mają z tym problem, a pani? 
Jestem szczęściarą, ponieważ moja rodzina mieszka w Kalifornii. A trudno wyobrazić sobie bardziej pozytywne miejsce. Słońce, plaża i zawsze uśmiechnięci ludzie. To naprawdę poprawia nastój i daje dużo siły. Jeżdżę tam kilka razy do roku ładować baterie. Oczywiście jak każdy miewam gorsze dni. Wierzę jednak, że te trudne chwile mogą nas wiele nauczyć i są to bardzo cenne doświadczenia. Dlatego najważniejsze to nauczyć się wyciągać z nich wnioski. Pamiętam słowa Tadeusza Rolke: Coraz więcej rzeczy idzie w stronę obojętności.
Już wolałem się szarpać. To mnie przekonuje.

Pani ulubiony reżyser, film, sztuka, książka?
Nie umiałabym wskazać jednego ulubionego reżysera czy pisarza. Bardzo lubię filmy Andrieja Zwiagincewa, Sama Mendesa czy Paolo Sorrentino. Ale każdego cenię za coś innego, np. niezwykłą symbolikę filmową, umiłowanie piękna, autoironię czy umiejętność prowadzenia aktorów. Wśród polskich twórców na pewno w czołówce jest Roman Polański, który potrafi zrobić arcydzieło niezależnie od gatunku filmowego. Obecnie fascynuje mnie literatura Twardocha. Uwielbiam Teatr Nowy w Warszawie oraz Teatr Rozmaitości. Sztuka niezwykle na mnie wpływa, zmusza do refleksji, zmiany, zaskakuje, daje nadzieję. Poszukuję w niej zawsze rozwiązań dalekich od oczywistości.

Znajduje pani czas na życie prywatne? Czy aktorstwo to jedyna pasja w pani życiu?
Zdecydowanie staram się zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym. Każdą wolną chwilę spędzam z najbliższymi. Bardzo lubię babskie wieczory z przyjaciółkami połączone z gotowaniem i długimi rozmowami. A jeśli mam więcej wolnego czasu, to od razu myślę o jakiejś podróży, bo wtedy najlepiej wypoczywam. Jednak zawsze wybieram aktywny wypoczynek, czyli góry, trekking lub wielogodzinne zwiedzanie. Bardzo lubię aktywność fizyczną i to przyjemne uczucie zmęczenia. Dopiero wtedy czuję odprężenie. |