Rozmowa z dyrektorem Teatru Powszechnego Pawłem Łysakiem i zastępcą dyrektora Pawłem Sztarbowskim o tym, czy działania artystyczne można oddzielić od społecznych, jak odbiór spektaklu odzwierciedla czasy, w których jest grany, jak robić teatr przyjazny publiczności oraz czy teatr może przekraczać bariery ekonomiczne, społeczne i intelektualne.

 

Tekst: Barbara Smorawińska
Zdjęcia: Krzysztof M. Krawczyk

 

Czym powinien być teatr dla widza dzisiaj?
Paweł Łysak: Zarówno teatr, jak i kultura mają, zwłaszcza dzisiaj, olbrzymią rolę do spełnienia. Żyjemy w czasach trudnych, czasach podziałów, zmian i przełomu. Rolą kultury jest stawianie tego wszystkiego, co dzieje się w polityce, mediach czy ostatnio na ulicach, w szerszym kontekście, po to, żeby te przemiany rozumieć, wiedzieć, jak powinno być, dokąd zmierzamy i dokąd zmierzać chcemy. Myślę, że bardzo ważny jest kontekst antropologiczny. Cała wiedza zgromadzona w kulturze, w tekstach teatralnych, sztukach, wszelkich dziełach, pomaga nam zrozumieć rzeczywistość, jest nauką, inspiracją i nadzieją na przyszłość.

W którymś z wywiadów mówił pan, że kontekstów artystycznego i społecznego nie da się rozdzielić. Czy pod tym kątem dobierany jest repertuar w Teatrze Powszechnym?
P.Ł.: Teatr jest bardzo współczesną sztuką. Powieść, obraz czy film to dzieła, które pozostają, zawsze możemy do nich wrócić. Tymczasem żywot przedstawienia teatralnego jest dosyć krótki i bez względu na to, jak bardzo twórcy są oderwani od rzeczywistości, ona jednak silnie na nich oddziałuje – zarówno poprzez „zaplecze kulturowe” widzów, ich sposób odbioru, jak i poprzez realia, w jakich żyją twórcy.
Paweł Sztarbowski: Myślę, że dziś zbyt mało jest przestrzeni, które byłyby wspólne, gdzie ludzie mogliby się spotkać i podzielić swoimi doświadczeniami. Wysłuchać, odnieść się do czegoś. Teatr jest w swoim podstawowym znaczeniu przestrzenią społeczną, czyli miejscem, w którym zbiera się grupa ludzi wymieniających się pewnym komunikatem. Mamy w repertuarze spektakl Każdy dostanie to, w co wierzy. W czasie spektaklu widzowie są aktywnymi uczestnikami, są przepytywani i głosują za pomocą specjalnych urządzeń. Bardzo baliśmy się, czy ktoś będzie przychodził na tego typu przedstawienie. Jednak okazało się, że to, czego widzowie najbardziej pragną, to uczestnictwo w żywym doświadczeniu. Tego żadne inne medium nie daje.

W jaki sposób myślicie o teatrze?
P.Ł.: Teatr powinien brać udział w debacie publicznej, nadawać jej szerszy kontekst, zajmować stanowisko w pewnych kwestiach, inicjować tematy, mówić o współczesności. W tej koncepcji ważne jest zamawianie nowych tekstów, ale naszą nauczycielką jest też
literatura klasyczna. Biorąc na warsztat jakieś dzieło sprzed lat, zastanawiamy się, co ono mówi nam dzisiaj.

Na przykład Fantazy dzisiaj?
P.Ł.: Fantazy w reżyserii Michala Zadary był projektem dowartościowania mieszczaństwa, które w Polsce jest klasą zagubioną, niedookreśloną. Lilia Weneda Zadary mówi z kolei o czasach powojennych, o tym, co z wojny w naszych czasach wynika i jaka jest o niej pamięć.

Gracie też spektakl Wyspa poruszający problem uchodźców i spektakl o kobietach Strachu NIE MA… Tematy bardzo na czasie.
P.Ł.: Strachu NIE MA w reżyserii Łukasza Chotkowskiego to koprodukcja z partnerami z Indii: Teatrem Kasba Arghya i organizacją Maitri. Jest częścią polsko-indyjskiej współpracy kulturalnej rozwijanej przez Instytut Adama Mickiewicza w ramach działań w Azji. Spektakl oparty jest na wywiadach z wdowami z Vrindavan, przeprowadzonych podczas warsztatów zorganizowanych przez twórców spektaklu w Indiach. Twórcy chcieli pokazać indywidualne historie życia wdów, ich codzienność, miłość, śmierć, Boga, który jest dla nich wybawieniem. Chcą, by kobiety mówiły własnym głosem, którego nie chce się słyszeć. To dla mnie temat ważny, a spektakl jest uniwersalny. Pod koniec 2015 roku zrealizowaliśmy też spektakl Gwałt. Głosy w reżyserii Agnieszki Błońskiej, poświęcony – często wykluczanym i zapomnianym w Polsce – ofiarom gwałtów.
P.S.: Myślę, że w naszym kraju Strachu NIE MA, przywołujący nieco egzotyczne dla polskiej kultury realia, zostanie odebrany w kontekście statusu kobiet i działań polityków wobec ich praw.

Teatr Powszechny – sama nazwa zobowiązuje. Jak działacie w tym kontekście?
P.Ł.: Jesteśmy jedną z głównych instytucji kulturalnych na warszawskiej Pradze. Cała nasza działalność jest zorientowana na to, żeby otwierać się na lokalną publiczność, historię i życie współczesne tej dzielnicy. W tym roku zrealizowaliśmy interdyscyplinarny projekt: Miasto szczęśliwe. Festiwal Sztuki i Społeczności. To był cykl szeroko zakrojonych działań, które trwały od maja do sierpnia. Festiwal miał zrealizować kilka celów, przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, jak sztuka może być pożyteczna dla społeczności, w jaki sposób myślimy o wartościach wspólnych dla każdego rodzaju sztuki, takich jak: wolność, wspólnota, partycypacja. Zaprosiliśmy mieszkańców do rozmowy o tym, jak wyobrażają sobie miasto, w jaki sposób jest ono tworzone, jakiego miasta chcemy.

To dosyć nietypowe działanie dla teatru?
P.S.: I tak, i nie. Jeżeli popatrzymy na rozwój teatru w XX wieku, możemy zaobserwować, w jaki sposób stopniowo angażuje on widza w swoje różnorodne działania. To zaczęło się w teatrach kontrkultury amerykańskiej i poprzez alternatywne działania teatralne, na przykład polskich teatrów studenckich w czasach komunizmu. Później te pomysły zaczęły przenikać do działań instytucjonalnych. Naszą ideą i obowiązkiem jest sprawdzać, jak mogą funkcjonować różne nowe formy teatralne, np. inicjatywy partycypacyjne zakładające aktywny udział widzów w nietypowych przedsięwzięciach. Zaczęło się od festiwalu Otwarta Ząbkowska, w tym roku odbyła się jego druga edycja. Coraz więcej ludzi na Pradze uważa nasz teatr za swoje miejsce.
P.Ł.: To pomysł zmierzający do tego, by naruszyć nieco barierę między samym teatrem a ludźmi. Teatr w świadomości ludzkiej funkcjonuje jako sztuka wyższa, elitarna. Teatr ma drzwi, bileterów, stereotyp nakazuje bardzo elegancki ubiór widza. My chcemy znaleźć w tym wszystkim nieco luzu, ułatwić widzom kontakt ze sztuką współczesną. Stąd też inicjatywa Ogrodu Powszechnego, gdzie można usiąść, coś zjeść, uczestniczyć w debacie, wziąć udział w warsztatach teatralnych czy wysłuchać koncertu. W Parku Skaryszewskim podczas wakacji zrealizowaliśmy Park-Operę Wojtka Blecharza, czyli operę w plenerze, powstało też słuchowisko o Pradze we współpracy z Komuną//Warszawa. Teatr może wyjść na ulicę, być bliżej ludzi, trochę ich z tej ulicy zagarnąć.

Praga jest dla was bardzo ważna. Jesteście z Pragi?
P.Ł.: Nie, nie jesteśmy, ale uważamy, że ponieważ działamy na Pradze, ciążą na nas z tego tytułu pewne obowiązki. Jest w tym też coś fascynującego, bo jesteśmy trochę dalej od centrum miasta, a Praga jest bardziej wspólnotową częścią aglomeracji. Zależy nam, żeby mieszkańcy Pragi poczuli, że ten teatr jest ich miejscem.
P.S.: Dwa podstawowe cele, które w Teatrze Powszechnym chcemy realizować, to właśnie powszechność i współpraca. Powszechność, czyli upowszechnianie, jest jednym z podstawowych celów państwowych instytucji kultury. Współpracę zaś rozumiemy bardzo szeroko. Z jednej strony jest to współpraca ze stowarzyszeniami i organizacjami praskimi, lokalnymi, z drugiej – z instytucjami międzynarodowymi, dużymi teatrami, festiwalami. Teatr Powszechny nie jest teatrem dzielnicowym. Nigdy nie był.
P.Ł.: Tak, z jednej strony Otwarta Ząbkowska czy Miasto szczęśliwe, a z drugiej Kongres Kultury 2016, czyli duże wydarzenie ogólnopolskie dotyczące kultury, przedsięwzięcie partycypacyjne. Jego program tworzyło 2400 uczestników. Hasło kongresu było wyzwaniem: Zbierzmy się!. Wciąż chcemy w jak najszerszym gronie rozmawiać o tym, dokąd zmierza kultura i pracować nad działaniami naprawczymi dla rozmaitych środowisk.
P.S.: Wracając do powszechności. Jeszcze w Teatrze Polskim w Bydgoszczy mieliśmy wrażenie narastającej alienacji elit w Polsce. Konstruowane były skomplikowane narracje skierowane tylko dla pewnego grona ludzi. Jak teatr może przekraczać bariery ekonomiczne i społeczne czy intelektualne, nie przechodząc na stronę teatru czysto rozrywkowego? To zawsze jest kwadratura koła. Codziennie ją rozwiązujemy. I widzimy, że godzenie tych sprzeczności jest możliwe.

Jakieś wnioski nasuwają się po Kongresie Kultury? Dokąd zmierza kultura?
P.Ł.: Nie ma jednego My. Są archipelagi, rozrzucone w różne strony. Należy szukać porozumienia między nimi oraz inwestować w narracje i bardziej wspólnotowo budować tożsamość.
P.S.: Ale warto sobie też uświadomić, że różnorodność jest ogromną wartością. A wyzwaniem pozostaje to, jak możemy w niej tworzyć obszary wspólne.
P.Ł.: To jest niezwykle istotne. Zwłaszcza w kontekście politycznych zawirowań, prowadzenia wszystkiego w jednym kierunku, pod dyktando konkretnej grupy.
P.S.: Dlatego tak ważne jest krzewienie różnorodności, pokazywanie, jak fascynująca jest inność, to że wszyscy jesteśmy różni, jeśli chodzi o poglądy polityczne, społeczne i filozofię życia oraz jak wiele twórczych aspektów może z tego wyniknąć. To także jest cel teatru.
P.Ł.: Z drugiej strony ważne jest szukanie porozumienia, punktów wspólnych i pola dla spokojnej debaty. Przepraszam, właśnie przygotowujemy spektakl o Jacku Kuroniu, z muzyką Stefana Węgłowskiego, więc mocno w tym siedzę…

Właśnie o tym spektaklu też chciałabym porozmawiać.
P.S.: Zamówiliśmy nowy tekst u świetnej dramatopisarki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Nie będzie to spektakl biograficzny czy dokumentalny, ale ponadczasowa opowieść o losach charyzmatycznej jednostki – nieco dzisiaj zapomnianej – która zderza się z wielką historią i brutalną realnością postprawdy. Pytamy o ideową spuściznę Kuronia. Chcemy przywołać cenne dla niego wartości (wspólnotowość, empatia, równość, tolerancja), które w dzisiejszej debacie publicznej są wypierane, a które być może okazałyby się bardzo przydatne. Kiedyś Teatr Powszechny kojarzył się ludziom przede wszystkim ze wspaniałym aktorami, teraz bardziej z tematami….
P.Ł.:
Mam nadzieję, że nadal kojarzy się z dobrym aktorstwem. Kiedyś bardziej ze znanymi twarzami. Jedno nie wyklucza drugiego. Teraz zespół jest złożony z dosyć młodych ludzi, bardzo dobrych aktorów teatralnych, często nagradzanych. Nie jesteśmy teatrem gwiazd, ale teatrem spraw.

Teatr, który się wtrąca, jak mawiał założyciel, Zygmunt Hübner…
P.Ł.: Tak. Teatr gwiazd to teatr z drogimi biletami, w którym chodzi o szybki sukces. My bardziej stawiamy na tematy, kontakt z widzem i działania długofalowe. Pracujemy za pieniądze społeczno-publiczne i dlatego chcemy być otwarci dla wszystkich.

Co zobaczymy w Teatrze Powszechnym w najbliższych miesiącach?
P.S.: Spektakle, które odniosły sukcesy w ubiegłym sezonie: Juliusz Cezar nagrodzony za najlepsze przedstawienie szekspirowskie w ubiegłym roku na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku, Księgi Jakubowe wg Olgi Tokarczuk, szalenie aktualne w kontekście dzisiejszych wydarzeń, Krzyczcie, Chiny!, też polityczny spektakl nawiązujący do legendarnej inscenizacji Leona Schillera, poświęcony nierównościom społecznym. W repertuarze jest też Wściekłość w reżyserii Mai Kleczewskiej na podstawie tekstu Elfriede Jelinek, odnoszący się do tematu uchodźców. To bardzo mocna wypowiedź w sprawie współczesnej Europy, faszyzmu, rasizmu, terroryzmu. Dużą popularnością cieszy się spektakl Nieznośnie długie objęcia Iwana Wyrypajewa. Czekają nas też premiery: wspomniany już Kuroń. Pasja według św. Jacka i Klątwa bazująca na sztuce Wyspiańskiego, w reżyserii głośnego chorwackiego reżysera Olivera Frljicia. To wszystko jest bardzo silnym punktem wyjścia do dyskusji o tym, co dzieje się na styku polityki, religii i relacji społecznych tu i teraz. Będą jeszcze Chłopi na motywach noblowskiej powieści Reymonta w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego, bardzo ważna dla nas produkcja, poświęcona poszukiwaniu wypartej polskiej tożsamości.

Ile lat pracujecie razem?
P.S.: Około 7 lat.

Jak powstaje repertuar?
P.S.: W mękach.

A skąd aktualność, perfekcyjne wstrzelanie się z repertuarem w to, co akurat zajmuje ludzi? Przecież repertuar powstaje co najmniej kilka miesięcy wcześniej?
P.Ł.: Tak, program przygotowujemy wcześniej, żeby zaplanować budżet. Jednocześnie sytuacja na świecie jest bardzo dynamiczna. Jeżeli się mówi o współczesności, to istnieje obawa, że nie trafi się w punkt. Gdy planowaliśmy repertuar na ten rok, sytuacja była zupełnie inna.
P.S.: Premiera Juliusza Cezara odbyła się wtedy, kiedy odbywała się jedna z pierwszych manifestacji KOD-u. Wielu widzów przyszło do teatru prosto z manifestacji na bardzo polityczny spektakl, który opowiada o państwie w stanie wstrząsu. Nagle tekst Shakespeare’a odbierany był świeżo i dosadnie. Również spektakl Każdy dostanie to, w co wierzy na podstawie Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa nabrał innego wymiaru.
Jest w nim wiele nagrań wideo, zrealizowanych w galerii handlowej, na ulicy, podczas manifestacji. Nagle inaczej odbiera się rzeczywistość.

Czego panom życzyć na nowy rok?
P.S.: Żeby to, w co wierzymy, czyli skuteczność teatru i sztuki, ciągle stawało się realne. P.Ł.: Żebyśmy mieli dobry kontakt z widownią. Żebyśmy potrafili łączyć archipelagi i docierali z naszymi komunikatami do jak najszerszego grona. |