Miasto jest moim żywiołem. Tu są teatry, opery, filharmonie i kluby. Nigdy nie lubiłem prowincji i wszelkie wyjazdy na tak zwaną „działkę” kojarzyły mi się od małego z nudą i stratą czasu. Jednak z wiekiem zacząłem coraz bardziej pragnąć ciszy, odosobnienia, oddechu od wielkomiejskiego życia i rekreacji blisko natury. Zatem, czy zepsuty mieszczuch może z radością wyjechać na daleką prowincję, ani na chwilę nie rezygnując z wielkomiejskich wygód?

 

Tekst: Jan Melloman

 

W naszym redakcyjnym cyklu Swoją Drogą postaram się pokazać, że zdecydowanie może.
W kilku artykułach opiszę wybrane butikowe hotele i szlaki do nich wiodące, które moim zdaniem, są niezwykłym połączeniem walorów miejsc, w których leżą, osobistych pasji właścicieli lub fundatorów oraz ich wizją udanego wypoczynku na najwyższym poziomie. Będą to miejsca położone z dala od popularnych dróg szybkiego ruchu, więc dotrzeć do nich można de facto jedynie samochodem i to najlepiej posiadającym podwyższone zawieszenie, aby drogi gruntowe, które często napotkamy podczas podróży, nie były wyzwaniem. Ponieważ sama podróż często zajmuje kilka godzin nasz samochód z większym prześwitem powinien gwarantować równie wysoki komfort, co hotel, do którego zmierzamy. Dlatego do uroczych i odległych miejsc zabierze nas Renault Espace. Oprócz podwyższonego komfortowego zawieszenia i kompletnego wyposażenia jest bardzo przestronny i nigdy nie zabraknie nam miejsca ani na dodatkowych pasażerów, ani na bagaż. Zatem spakowani bez żadnych ograniczeń stawianych przez transport publiczny, kierowani przez nawigację naszego Renault Espace, wyruszamy Swoją Drogą by odkrywać nowe szlaki, piękne obiekty, by odpoczywać, bawić się, relaksować w najdalszych rejonach naszego kraju, nigdy nie rezygnując z wygody, a czasem pozwalając sobie na luksus.

Pierwszym obiektem, który wybrałem, jest hotel Narie położony na wzgórzu obok jeziora o tej samej nazwie. Hotel Narie leży w miejscowości Wilnowo w gminie Morąg. Naprawdę niełatwo tu trafić, chociaż z centrum Warszawy oddalony jest zaledwie o 250 kilometrów.
Gdy zjedziemy z autostrady A1, zaledwie po kilkunastu kilometrach nawigacja kieruje nas na wąską drogę w kierunku Morąga, na której z trudem zmieszczą się obok siebie dwa samochody. Wokół szpaler gęsto posadzonych drzew, co w letni dzień czyni ten szlak nadzwyczaj urokliwym. W nocy zaś, szczególnie zimową porą, bajkowa droga przypomina raczej gościniec znany z naprawdę strasznych horrorów. Ponieważ do Narie wybraliśmy się w połowie grudnia, gdy zmierzch zapada bardzo szybko, mieliśmy okazję podróżować w niesprzyjających okolicznościach. Bardzo pomocne okazało się wyższe zawieszenie naszego Renault Espace oraz bardzo jasne, ledowe światła drogowe, które w trybie automatycznym same redukują się do poziomu świateł mijania, gdy czujnik dostrzeże samochód jadący z przeciwka lub przed nami. Taka droga wije się w mroku przez blisko 50 kilometrów i doprowadza nas do Wilnowa. Aby dotrzeć do samego hotelu musimy pokonać dość stromy i długi podjazd. Wszak Narie to nie tylko hotel, ale i resort. To modne i często nadużywane określenie do Narie pasuje idealnie, bowiem wokół hotelu rozpościera się duża, stuhektarowa przestrzeń należąca do obiektu. Jest tu między innymi prywatna plaża, zagroda zwierząt hodowlanych, korty tenisowe i rozległe łąki przystosowane do jazdy konnej. Gdy na kilka minut wyszliśmy z samochodu, zatrzymując się przed bramą wjazdową, uderzył nas wręcz obezwładniający mrok, wilgotny chłód i kłująca w uszy cisza. Błyskawicznie wracając do naszego Espace, uświadomiliśmy sobie jak ważnym elementem takich podróży jest komfortowy, bezpieczny i niezawodny samochód oraz jak jego przytulne wnętrze potrafi skutecznie odizolować od świata zewnętrznego i pozwala zapomnieć o ekstremalnych warunkach grudniowej nocy. Co ciekawe, po dotarciu pod wejście do hotelu, przez chwilę nikt z nas nie kwapił się, aby ponownie wyjść z samochodu. Przestronne, nowocześnie oświetlone wnętrze Renault Espace, w którym beztrosko podróżowaliśmy od blisko trzech godzin, stało się miejscem, którego w późnojesienną noc nie chcieliśmy opuszczać, choćby na moment. Podróż dobiegła jednak końca i po kilku minutach zameldowaliśmy się w hotelowej recepcji.


Pierwsze wrażenie, które jest dominującą aurą tego miejsca, to intymność: tu nigdy nie ma tłoku. Jeśli drażnią Was potężne, szeroko reklamowane w telewizjach, wielkie hotele dla dzieci, rodzin, dalszych rodzin, zwierząt i wszystkiego, co generuje mnóstwo hałasu, to Narie jest stworzone dla Was. Każdy detal wystroju budynku jest laboratoryjnie doskonały. Począwszy od designersko, pod nieregularnym kątem, wbudowanych w sufit korytarzy lamp, po ogromne tafle z numerami pokoi i małymi lobby w łącznikach ciągów komunikacyjnych, w których można spotkać się i porozmawiać (nigdy zapalić – na terenie całego obiektu obowiązuje całkowity zakaz palenia). Wrażenie czystości i solidności jest przemożne, być może kosztem polotu i artyzmu. Dla mnie taka proporcja we wnętrzach hotelu jest optymalna i wręcz pożądana. Wyposażenie pokoi to zdecydowanie najwyższa półka. Jakość wszystkich sprzętów jest topowa; począwszy od mebli, w szczególności łóżek wyposażonych w elektryczne, oddzielnie sterowane dwa materace, włoską mozaikę w łazienkach, sprzęt RTV marki Bang&Olufsen (łącznie z kanałowymi, oddzielnie zamontowanymi głośnikami), aż po klimatyzację, barek z ekspresem do kawy lub herbaty, pełny asortyment tekstyliów (mięsiste i przytulne szlafroki, kilka rodzajów poduszek, ręczniki, koce, jednorazowe kapcie), akcesoria łazienkowe i kosmetyki marki Hermes. Rozszerzony pakiet mediów dostępny jest dla wszystkich gości w standardzie i obejmuje szerokopasmowe Wi-Fi bez ograniczeń i telewizyjne kanały premium (wszelkie mutacje HBO, Canal+ i podobnych kanałów, które w innych hotelach są przeważnie odpłatne). Pokoje są utrzymane w jasnobeżowych barwach (sosnowe wybarwienia mebli + beżowe wykładziny i obicia). Wszystko oczywiście sterylnie czyste i stwarzające idealne warunki do wypoczynku. Takich pokojów jest w hotelu Narie łącznie 24 (w tym 11 apartamentów o większej kubaturze). Dodatkowo, dla najbardziej wymagających, są oddzielne Mazurskie Domy z prywatną sauną i ogrodem. Wyjątkowa jest hotelowa strefa rekreacji; oprócz trzech gabinetów kosmetycznych oferujących zabiegi i masaże, świetnie wyposażonej siłowni i sauny jest przede wszystkim basen. Takiego basenu nie ma wiele hoteli, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jest bardzo duży (18 x 8 metrów) i wysoki (zajmuje 3 kondygnacje i stanowi zwieńczenie tylnej bryły hotelu), wyposażony w przeciwprądy umożliwiające bardziej wyczynowe pływanie oraz we wspaniałą galerię z leżakami i brodzikiem. Hotel Narie posiada także dwa kryte korty (z kurtynowym zadaszeniem, pozwalającym w okresie zimowym na grę w warunkach halowych, a w lecie nawet w deszczowe dni). Co ciekawe, oba posiadają nowoczesną nawierzchnię syntetyczną (a nie, tak popularną w Polsce, a na świecie odchodzącą do lamusa, nawierzchnię ziemną) i oddzielne zaplecze sanitarne (szatnie i natryski). Jeśli chcecie poczuć się jak na kortach w Melbourne Park podczas Australian Open, prawdopodobnie jedynym miejscem na całych Mazurach i Warmii, gdzie będzie to możliwe, będą korty hotelu Narie. Aktywny wypoczynek zapewnia stadnina koni, pływająca wyspa (tzw. Houseboat), czyli luksusowo wyposażony mały statek pływający po jeziorze Narie, cumujący przy plaży należącej do hotelu, do której jednak należy kawałek dojść, a najlepiej dojechać samochodem (przy plaży jest parking). Na plaży znajduje się także duży stacjonarny bar i garaże jachtowe, w których można przygotować się do żeglugi. Co ważne, okolica jeziora Narie jest objęta ustawową tzw. strefą ciszy, co oznacza, że wszelkie aktywności na samym jeziorze lub jego okolicach nie mogą się odbywać z wykorzystaniem hałaśliwych napędów spalinowych (statek Houseboat, jak i hotelowa motorówka dostępna dla gości, mają ciche i ekologiczne napędy elektryczne).
Jeśli taki pakiet aktywnego wypoczynku nie jest dla kogoś wystarczający, zawsze można wsiąść do samochodu i udać się na wycieczkę krajoznawczą w dowolnie wybranym kierunku. Którąkolwiek stronę świata wybierzemy zawsze towarzyszyć nam będą urokliwe mazurskie wzgórza, jeziora, mniejsze lub większe przystanie i kręte drogi, czasem o wymagającej nawierzchni, z którą nasz wyżej zawieszony Renault Espace radził sobie bez problemów.

Gdy po dniu pełnym atrakcji zgłodniejemy, do dyspozycji gości jest restauracja oferująca dość standardowe menu częściowo ubarwione lokalnymi przysmakami, takimi jak np. zioła i warzywa pochodzące z własnej uprawy. Do restauracji przylega przeszklone patio, dzięki któremu za dnia możemy podziwiać piękne połacie okolicznych wzgórz i lasów, a wieczorem konsumować przy świecach (latem nie martwiąc się owadami).
Wracając do domu, w którąkolwiek stronę ruszymy, musimy pamiętać, że blisko 50 pierwszych kilometrów przejedziemy wąskimi, krętymi drogami często biegnącymi wśród gęstych lasów. Najlepiej zatem wyruszyć za dnia. W naszym przypadku, wspomniany grudniowy dzień skończył się, zanim ruszyliśmy w drogę powrotną do Warszawy. W takich warunkach wybitnie przydaje się pewna cecha centralnego systemu nawigacji Renault (oprócz Espace, także w modelach Megane i Talisman). Chodzi o pionowo zamontowany ekran, dzięki któremu w ciemnościach, na nieznanych i krętych drogach, z dużym wyprzedzeniem można zobaczyć zbliżający się zakręt, skrzyżowanie lub inne  uwarunkowania drogi wymagające większej uwagi kierowcy, nie rezygnując przy tym z przybliżonego widoku mapy. W tym miejscu należy pochwalić system nawigacji oferowany w samochodach Renault, opracowany i dostarczony przez holenderską firmę TomTom. Jest przyjazny i prosty w obsłudze i mocno intuicyjny, przede wszystkim przy wprowadzaniu adresu; po prostu wpisujemy go za pomocą klawiatury ekranowej jak w każdym smartfonie lub tablecie. Nie bez kozery podkreślam tę banalną czynność, gdyż wielu producentów chciało za wszelką cenę uprościć tryb wprowadzania danych, co w większości przypadków kończyło się źle. Oczywiście byłoby optymalnie, gdyby aktualizacje map były szybsze, ale akurat w tym względzie nawet nawigacje aut segmentu premium mają wiele do nadrobienia, zatem tę z Renault możemy uznać za całkiem aktualną. Gdy dojechaliśmy wreszcie do ciągle przebudowywanego węzła z autostradą A1, mogliśmy nieco swobodniej rozsiąść się w wygodnych skórzanych fotelach i przy dźwiękach ulubionej muzyki szybko i wygodnie dotrzeć do stolicy. Zamiast podsumowania mogę przytoczyć zdanie z początku mojej relacji z Narie; co jest największą zaletą tego luksusowego i butikowego hotelu?
Zdecydowanie jego niedostępność. Jeśli chcecie ukryć się przed światem, zakosztować dzikiej przyrody i absolutnie nie uznajecie kompromisów w dziedzinie hotelowych standardów i aktywnego wypoczynku, wsiądźcie do samochodu i przyjedźcie do Narie. Wówczas, po przebyciu zaledwie 250-ciu kilometrów, nabierzecie znacznie większego dystansu do pracy, życia, codziennego wielkomiejskiego zgiełku, a przede wszystkim do samych siebie. |