Puzon Waldorffa

Podobno imię wymyśliła Natalia Gałczyńska, twierdząc, że pies muzycznego krytyka musi mieć muzyczne imię. Dlaczego jednak Puzon nie wiadomo. Że to będzie jamnik zdecydował sam. Puzon towarzyszył mu zawsze – w radio, telewizji, na próbach, w kawiarni. Wraz z laską z pięknie rzeźbioną główką, którą jego pan zawsze trzymał w dłoni, Puzon był nieodłączną częścią swojego pana – Jerzego Waldorffa.

Puzona ożywiały podobno jedynie spacery. A, szkoda, bo nadstawiając ucha, mógłby zarazić się energią swojego pana i ludzi, którymi się otaczał. Bo jego pan był erudytą, miłośnikiem, znawcą i koneserem muzyki. Potrafił o niej opowiadać z pasją, i z pewnością nie słuchał niczego, co nie zaspokajało jego wyrafinowanego gustu. Znał wszystkich ważnych ludzi kultury i polityki. Bo jego pan, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, był aktywistą. Poruszał niebo i ziemię, kiedy działał w słusznej sprawie, a za taką uważał zawsze przywracanie pamięci, szacunek dla historii i dziedzictwa. Gdyby wsłuchał się w rozmowy swojego pana z partyjnymi dygnitarzami, lokalnymi aparatczykami, zrozumiałby, czym jest skuteczność. A kiedy był świadkiem, jak jego pan szukając pomysłu na odrestaurowanie warszawskich Powązek, w końcu krzyczy Kwesta! – mógłby radośnie pomachać ogonem i polizać go po rękach, zamiast domagać się spaceru. Bo jego pan dawał nadzieję, że nie wszystko zniszczy walec historii, że ocaleje to, co ważne, piękne, istotne. Jak willa Atma Karola Szymanowskiego czy warszawskie Powązki. Mógłby czasem zastrzyc uchem na celne riposty i bon moty, chwalić się, że często powtarzane zdanie Muzyka łagodzi obyczaje wymyślił jego pan (właściwie to Arystoteles, ale skrócił je, zachowując sedno). Bo jego pan miał niezwykłe poczucie humoru i cięty język, i odwagę mówienia tego, co myślał. W bardzo niesprzyjających temu czasach zachował niezależność i wolność. Puzon(y) (po śmierci pierwszego pojawił się drugi jamnik, o tym samym imieniu) być może wszystko to wiedział, i dlatego z pewnym nawet dostojeństwem siedział spokojnie na kolanach, kiedy jego pan udzielał wywiadów. Co jak co, ale klasę i elegancję wyniósł niejako z domu. |