O kulturze bez kompromisów

Jak to dobrze, że ktoś to wie za mnie – to pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po przeczytaniu książki Chwała supermanom. Przemysław Witkowski, doktor nauk humanistycznych i poeta, jest bowiem kulturoznawcą w najpełniejszym tego słowa znaczeniu – nie tylko zna się na kulturze, ale przede wszystkim zna kulturę. Dogłębnie. Osobiście. Bez kompromisów.

 

Tekst: Agata Czarnacka

 

Chwała supermanom to owoc tego znawstwa. Książka składa się z pogłębionych opisów filmów, seriali, prądów muzycznych i zjawisk kultury, które autor dobiera zarówno wedle ich popularności, jak i czerpiąc z klucza własnego zainteresowania. Omawia więc klasyki: W labiryncie, Miasteczko Twin Peaks, Z Archiwum X. Seriale Czas honoru czy Seks w wielkim mieście to współczesne odpowiedniki szkolnych lektur – z tak szeroką widownią były po prostu nie do pominięcia. Ale obok nich – perły z lamusa: Bank nie z tej ziemi (serial dla dzieci) czy Tygrysy Europy (serial satyryczny o nieuchronnym skutku ubocznym młodego kapitalizmu, czyli nowobogackich). Kolejne rozdziały opowiedzą o disco polo, gentryfikacji i hipsterstwie, a nawet o „moralnej panice” związanej z nagłą mediatyzacją zjawiska pedofilii. Popkultura w trzystustronnicowej pigułce. Jednak nie jest to wcale kolejny Przewodnik Krytyki Politycznej. Choć niezwykłe oko i ucho autora wystarczyłoby pewnie do stworzenia fantastycznej książki o popkulturze, Witkowskiego najbardziej interesuje, co wchłanianie takiej ilości importowanej i całkiem swojskiej produkcji kulturalnej robiło z mózgami pokoleń Polaków po przełomie 1989 roku. Autor jest bowiem przekonany, że oprócz funkcji typowo rozrywkowych czy estetycznych opisywane przez niego seriale i filmy niosły ze sobą znacznie więcej – przyswajaną podprogowo instrukcję obsługi nowej, kapitalistycznej rzeczywistości. Z kolei straszaki (pedofilia) lub trudny do wypełnienia etos (hipsterka) miały za zadanie przede wszystkim zaaferować nas na tyle, żebyśmy nie zwracali uwagi na niedoskonałości, jakie oczywiście przyniósł ze sobą nowy system. Jednym z motywów powracających w jego książce jest więc zadziwienie wszechobecnym w polskiej telewizji od wczesnych lat 90. „überkonsumpcjonizmem”. Ten budzi w Witkowskim prawdziwą wściekłość, choć przecież kąpiele w szampanie to tradycyjny sposób pokazywania, że ktoś odniósł sukces… A sukces jest dla telewizji po prostu atrakcyjny. Ale Witkowskiemu to wyjaśnienie nie wystarcza. Chce ustalić, czego opisywane przez niego zjawiska czy wytwory kultury nas nauczyły, aniśmy się obejrzeli. Czy przypadkiem nie patrzymy na politykę przez pryzmat opowieści, jak to inżynier Karwowski w Czterdziestolatku dwadzieścia lat później „zostaje wplątany w wybory do Sejmu jako kandydat aż z trzech list, ostatecznie nie zostając posłem z żadnej z nich”? Czyż to nie rzuca światła na wiele rozterek polskich obywateli? Albo, z innej nieco strony, jak wyglądałoby życie seksualne Polaków i Polek, gdyby nie Seks w wielkim mieście? Wszak serial ten „zaniósł pod strzechy tematy, aktywności i obiekty takie jak: dildo, trójkąty, seks dla przyjemności, równość w związku, świntuszenie w łóżku, udawane orgazmy, obrzezanie, dogging, fetyszyzm stóp, przedwczesną ejakulację, młodszych partnerów, filmy porno używane podczas seksu, testy na obecność wirusa HIV, transseksualne prostytutki i wiele, wiele innych. Aż trudno zliczyć wszystkie seksualne aspekty poruszone w serialu”. Kolejny taki przełom przyniesie dopiero Pięćdziesiąt twarzy Greya… Dla odmiany polskie seriale wydają się Witkowskiemu dla życia seksualnego Polaków raczej szkodliwe. W końcu, jak stwierdzają bohaterowie Pierwszego miliona, „zarabianie jest lepsze niż seks”. Może dlatego, że w mniejszym stopniu niż zagraniczne koncentrują się na konsumpcji, a w większym – na samej ciężkiej pracy? W tej konkurencji wygrywają Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler, czyli program, który nie zajmuje się niczym innym niż ciężka, uczciwa praca i równie ciężka, uczciwa kuchnia „jak u mamy”. Zadanie, jakie sobie postawił Witkowski, to wychwycenie szczególnych fantazji, które nie pojawiają się spontanicznie, ale na pożywce serwowanej przez popkulturę. Baloniki tych fantazji jakoś dostają się pod czaszkę, pęcznieją i pod tym ciśnieniem człowiek nie jest w stanie myśleć jasno, tylko bez zastanowienia dąży do tego, do czego powinien dążyć, żeby gospodarka kwitła: konsumpcji i zawodowego sukcesu za wszelką cenę. Ale co się stanie, gdy przekłujemy fantazmaty i z baloników z sykiem ujdzie ciśnienie? Nie wiemy. Witkowski chce to sprawdzić. I o tym właśnie jest jego książka. To nie jest odosobniony głos, podobne badania podejmuje ostatnio wielu zacnych autorów. Popkultura na dobre zagubiła niewinność, a my, użytkownicy, uczymy się czytać o jej ukrytych skutkach ubocznych, tak jak przyzwyczailiśmy się studiować listy składników, tabele wartości odżywczych i ulotki farmaceutyczne. Jeśli troszczymy się o to, co wprowadzamy do organizmu przez układ pokarmowy, to dlaczego nie tym, co przedostaje się do naszego wnętrza przez oczy i uszy? Już niebawem ukaże się zbiór felietonów Doroty Masłowskiej na ten sam temat, ciekawie będzie porównać obie książki. |