Kiedy spotykamy się na kolacji po koncercie, okazuje się, że gra tak samo, jak je: z pasją i wyrafinowaniem. Na scenie daje absolutne poczucie, że jest główną siłą napędową całego zespołu. Angażuje, jest autentyczny i niezwykle świadomy wrażenia, jakie robią jego beaty na publice. Poznaj Damiona Reida – jednego z najbardziej utalentowanych i wszechstronnych perkusistów swojego pokolenia.

 

Tekst: Sylwia Ogrodniczak
Zdjęcia: Paweł Antonowicz

 

Właśnie zszedłeś ze sceny w nowojorskim klubie Mezzrow, na której grałeś z Markiem Shinem i Mattem Brewerem. Jak się czujesz?
Dzisiejsze granie sprawiło mi bardzo dużo przyjemności – są zarówno moimi ulubionymi muzykami, jak i wieloletnimi przyjaciółmi. Repertuarowo było to zdecydowane odejście od tego, co znasz z moich koncertów z Robertem [mowa o Robercie Glasperze, jednym z najlepszych współczesnych pianistów i kompozytorów, przyp. red]. Z nim gram mnóstwo wysmakowanych beatów i groove’owych tematów, które są pochodną improwizacji i sztuki komponowania. Z tymi muzykami jest wiele więcej miejsca dla osobistej ekspresji. Nie gramy ze sobą dość często, każdy z nas ma za sobą inne szkoły. Świetne jest to, że mamy podobne pomysły na idealne zgranie różnych elementów i tę samą odpowiedzialność podczas improwizacji. Cieszę się, że widziałaś mnie wcześniej z Robertem w Blue Note, a teraz w innym muzycznym kontekście. Dzięki temu doświadczyłaś mojej gry w różnych stylach.

Widząc cię ponownie dziś wieczorem, zastanawiałam się, jak to robisz, że brzmisz jak… solista. A przecież większość ludzi postrzega perkusistów jako tło dla innych muzyków. Pod twoimi filmami na YouTubie pojawiają się komentarze w stylu: On wyprzedza własną epokę, Unikalne, Nie jestem pewien, czy coś paliłem, czy nie, ale to było niesamowite!
Zabawne, że to mówisz. Myślę, że to wynika z faktu, że jestem wkręcony we frazowanie. Dziś właśnie miałem rozmowę z muzykami, których widziałaś na scenie. Granie z tak dobrymi instrumentalistami przynosi swobodę w sposobie grania każdego z nas i efekt końcowy jest wspaniały. Czuję, że moim obowiązkiem jest towarzyszyć im, dać najlepsze wsparcie i interakcję. I to jest moment, w którym frazowanie dochodzi do głosu, gdzie wtrącam rytmiczne, a nawet melodyczno-rytmiczne pomysły. To do mnie należy: napędzanie i wspieranie muzyki. Są momenty, kiedy jestem tłem – mogę to robić – ale zawsze lubię konwersację w zespole. Bardzo często miesiącami nie gram z muzykami koncertów, a potem po prostu siadamy razem i improwizujemy bez żadnych prób. Do tego potrzebna jest odpowiednia relacja między muzykami, synergia i wzajemne zaufanie. Kiedy ty nazywasz mnie solistą, muzycy myślą o tym tak: Zagram ten utwór, a Damion go wypełni. Jak czytałaś mi komentarze internautów, to ten ostatni szczególnie mnie rozbawił (śmiech).

Pozwól, że zacytuję krytyków muzycznych: Gra z kontrolowaną furią i ma mikroskopijne, złożone uderzenia. Ja bym do tego dodała: kiedy gra Damion, pojawiają się świadomie skomponowane, harmoniczne wyładowania elektryczne. Do tego robisz świetne, perkusyjne cardio! Jak byś przedstawił się muzycznie komuś, kto cię jeszcze nie zna?
Wow! Twoja wersja brzmi bardzo naukowo. Chciałbym być rozpoznawany jako muzyk, który gra wszystkie gatunki. Nie chcę szufladkowania, że na przykład gram tylko jazz. Naprawdę nie czuję, że to jest to, kim jestem. Zagram wszystko, o co zostanę poproszony. Jako Afroamerykanin jestem często postrzegany jako ktoś, kto może grać tylko R’n’B, gospel, hip-hop, jazz. I chociaż rock’n’roll został stworzony przez Afroamerykanów – ludzie w ostatnim czasie wydają się wcale tego nie dostrzegać. A ja bardzo chciałbym zostać częścią grupy heavy metalowej! Wiele osób mówi, łącznie z tobą, że chciałoby mnie zobaczyć w takim repertuarze. Myślę, że to by zadziałało. Jeśli ktoś lubi sposób w jaki gram i słyszę muzykę – pokażę, co mogę zrobić. Czuję, że w przemyśle muzycznym chcą, żebyś sam zdefiniował, kim jesteś.

Myślisz, że jazzu trzeba się nauczyć słuchać?
Jeśli ktoś twierdzi, że nie lubi jazzu, to znaczy, że nie znalazł odpowiedniego jazzu. Spróbuj różnych rzeczy, a odnajdziesz coś dla siebie. Ta muzyka jest niezwykle różnorodna i dlatego zgadzam się z tobą, że ważne jest, by nauczyć się słuchać.

Chciałabym dowiedzieć się więcej o twoich wrażeniach z pobytów w Polsce. Jak byłeś odbierany przez fanów muzyki? Jacy muzycy, miejsca były inspirujące?
Wszystkie podróże do Polski uważam za bardzo udane. Lubię Warszawę, naprawdę pokochałem Kraków. Publiczność przychodząca na nasze koncerty kocha muzykę. Odwiedziłem wiele miast z różnymi artystami. W całej Polsce jest mnóstwo pięknych pań (śmiech). Byłem w Bielsku-Białej na wspaniałym festiwalu jazzowym. Było też jedno miasto, gdzie czułem się mniej komfortowo z powodu incydentu, którego doświadczyłem na ulicy. Jednak ludzie, którzy byli na widowni gdziekolwiek grałem – byli bardzo podatni na muzykę! Analogicznie bywa w Stanach – są ludzie, którzy mają złe intencje, i jest grupa, która chce szczerze posłuchać muzyki. Dla mnie nie liczy się gdzie, tylko z kim – ludzie są dla mnie ważni. Mam przyjaciół na całym świecie – istotne jest towarzystwo i wspólnie spędzone wspaniałe chwile. Jeśli zapytasz mnie o polskie jedzenie – jest niesamowite! Polska w moich oczach zawsze przodowała pod względem jakości żywności. Wszystko smakuje tak naturalnie! To niezwykle fajne uczucie, kiedy siadając do śniadania, na talerzu nie znajdujesz jak zwykle jajek i bekonu, ale zielone smoothie i inne świeże produkty – myślę, że jedne z najlepszych na świecie! I ten rytuał z piciem szotów wódki, minimum dwóch pod rząd, żeby było na każdą nóżkę (śmiech). Jedna z moich ulubionych wódek to Żubrówka, ale to od ciebie dowiedziałem się, że można ją pić z sokiem jabłkowym, jak drinka.

Perkusiści mają wyjątkową koordynację – doskonale panują nad jednoczesną pracą wszystkich kończyn w różnych rytmach i tempach… To jest naprawdę wyzwanie!
(Damion zadaje mi pytanie: Co myślisz o dzisiejszym występie? Ja: Przypatrywałam się, jak pracują twoje nogi). Ta sfera jest najczęściej niezauważana. Perkusistą się rodzisz – albo masz to coś, albo nie, niezależnie od godzin ćwiczeń. Musisz być naprawdę dobry w utrzymywaniu tempa, mieścić się w czasie. Kocham moich rodziców za to, że pozwolili mi być sobą. Codziennie o nich myślę. Mój zestaw perkusyjny stał w salonie przy kominku i telewizorze. Kiedy zaczynałem grać, nikt nigdy nie mówił mi, żebym przestał. Mieszkaliśmy w domu, co ułatwiało sprawę, biorąc pod uwagę historie z sąsiadami (śmiech).

Masz swoje ulubione techniki grania?
Właściwie nie. Są dwie techniki: francuska i niemiecka. Ta ostatnia pozwala mieć więcej kontroli, dynamiki i przejrzystości. Wielu ludzi lubi francuską, bo możesz wtedy grać szybciej i doskonalić zręczność. Grając techniką niemiecką wciąż możesz być szybki i mieć prawie ten sam efekt, ale ona pozwala wyciągnąć pełniejsze brzmienie. Dla mnie nie ma znaczenia, której techniki używam. Obie są istotne dla różnych zastosowań. (Damion demonstruje mi nad stołem ułożenie dłoni przy omawianych technikach i omawia techniczne szczegóły).

Właśnie dałeś mi mini lekcję. Czy uczysz też innych gry na bębnach?
Teraz jest czas, by skupić się na moich własnych kompozycjach. Czuję, że uczenie powinno być zarezerwowane dla prawdziwych mistrzów perkusji, którzy już mają wyrobioną markę. Ja sam chcę się uczyć od kogoś, kto gra dużo dłużej ode mnie, ma szacunek środowiska i dokonania. Cały czas się uczę, jestem zajęty, robię rzeczy kreatywne i we własnym odczuciu nie jestem jeszcze gotowy na sprzedawanie wiedzy innym. Jeżeli cofniemy się do czasów Arta Blakey’go, którego lubisz, mógłby mnie szkolić zarówno Max Roach, Elvin Jones i Tony Williams. Miałem szczęście, że moim mentorem był Billy Higgins w czasach, kiedy mieszkałem w hrabstwie Los Angeles.

Skąd pomysł na te odlotowe koszulki, w których można cię zobaczyć na YouTubie? Podczas testowania sprzętu Meinl masz na koszulce kultowe zdjęcie Grace Jones. Jak bardzo świadomie myślisz o kreowaniu swojego wizerunku scenicznego?
Człowiek, który robi te koszulki, to Hebru Brantley – artysta grafitti z Chicago, który maluje, rzeźbi i ma również markę odzieżową. Tatsuyoshi Nakano tworzy ikoniczne rzeczy i też jestem jego fanem. Jeśli chodzi o mój wizerunek sceniczny, to należę do starej szkoły: ojciec powiedział mi, że powinienem się zawsze przyzwoicie prezentować. To ważna kwestia, trzeba włożyć w nią dużo wysiłku, bo sam dla siebie jesteś marką. W ten sposób okazujesz też dumę ze sztuki, którą uprawiasz. Jeden z moich mentorów powiedział mi kiedyś: Powinieneś zawsze wyglądać lepiej, niż ludzie, którzy przyszli cię zobaczyć.

Damion Reid grający w klubie Mezzrow, luty 2020 r.

Grałeś z wieloma muzykami – Stevem Lehmanem, Mattem Brewerem, Robertem Hurstem i Robertem Glasperem, wymieniając tylko kilku z całej listy. Czy pamiętasz jakieś szczególne chwile ze swoich występów?
W październiku w klubie Blue Note grałem z Robertem Glasperem. Mos Def (inaczej Yasiin Bey) pojawił się jako gość specjalny. Kiedy zagrałem jeden specyficzny beat – Yasiin uciszył wszystkich oprócz mnie (!), podszedł do końca sceny i rapował przez minutę. I to był ten moment wyłącznie dla nas obu. Czułem się fantastycznie, myśląc: Ten beat jest dla MC [ang. Master of Ceremony – raper, który zabawia publiczność, wymyślając swoje teksty często na poczekaniu, przyp. red.]. Usłyszał i zauważył mój muzyczny wybór, spotkaliśmy się muzycznie na scenie. On miał ogromną satysfakcję, że złapałem moment.

Gdybym zapytała twoich przyjaciół, jaki jesteś poza sceną – myślisz, że co by odpowiedzieli?
Pewnie to, że cenię sobie prywatność, że mam unikalne poczucie humoru, trochę czasem wykręcone. Jednak nie lubię dowcipów o perkusistach, bo są niesmaczne – wielu ludzi, jak już mówiliśmy, uważa, że perkusista jest tylko „jakimś tam wsparciem” dla zespołu. Myślę, że prawda jest taka, że perkusista zmienia brzmienie całej grupy. Przyjaciele powiedzieliby też o moich ksywkach: Gourmet-mion i Boutique. To pierwsze wynika z tego, że zawsze znajduję interesujące miejsca z dobrym jedzeniem i winem, które sprzyjają spędzaniu czasu w doborowym towarzystwie. To jest dla mnie ważne. To także, moim zdaniem, istota Nowego Jorku. Drugi przydomek podkreśla mój szczególny, wyrafinowany gust co do sprzętu perkusyjnego, ubrań i dodatków – wszystko mam dopracowane. Kiedy jestem w domu, lubię gotować potrawy z warzyw z dodatkiem protein. Lubię mieć pod ręką świeże warzywa i owoce. Przywiązuję dużą wagę do tego, co jem.

Masz swoją ulubioną playlistę?
Nie, mam nastroje na określone gatunki. Nie słucham dużo muzyki na co dzień. Czasem uczę się do niej, ale preferuję ciszę. Dużo czytam i jestem zapalonym graczem gier wideo. Lubię zupełnie czysty stan umysłu. Nie chcę pojawiać się na muzycznych wydarzeniach, mając z tyłu głowy inspirację innymi, kiedy to ja mam za zadanie kreować. Fajnie jest patrzeć na czyste płótno i powiedzieć sobie: Teraz chcę zrobić to i to! Taki stan mentalny jest wskazany dla każdego.

Nieustannie poszukujesz nowych beatów i można cię zobaczyć na wideo promujących perkusje określonych marek. Możesz opowiedzieć o tym coś więcej? Materiały, w których testujesz sprzęt TAMA czy Meinl, są bardzo inspirujące.
Bardzo lubię takie „wycieczki”. Nigdy nie wychodzę pierwszy z inicjatywą, robię to wtedy, gdy marka ma coś do zaproponowania. Lubię wspierające mnie marki, mam bardzo dużo szacunku dla ich technologii. Kocham sprzęt TAMA, to oni zaproponowali mi współpracę, dla mnie naturalnym jest bycie z ludźmi, którzy doceniają to, co robię. Jestem wdzięczny, że dzięki TAMA czy Menil mogę mieć unikalne brzmienie. Projekt z tymi markami jest symbiotyczny. Naprawdę lubię obie.

Nad czym pracujesz obecnie?
Gram na perkusji na nowym albumie Liberty Ellmana [album Last Desert ukazał się 27 marca dzięki wytwórni Pi Recordings, przyp. red.]. Będę też współpracował niedługo ze Stevem Lehmanem. Na pewno nadejdą nowe projekty z Trio Roberta Glaspera. Uwielbiam pracować nad nowym materiałem! |

Damion Reid i Sylwia Ogrodniczak w klubie Mezzrow, luty 2020 r.

 

Damion Reid – (1979 r.) Amerykański perkusista nominowany do nagrody Grammy. Absolwent Massachusetts New England Conservatory of Music w Bostonie, zdobywca prestiżowego stypendium Alana Dawsona. Kształcił się również w the Thelonious Monk Institute of Jazz (Uniwersytet Południowej Kalifornii), skąd ostatecznie przeniósł się do prestiżowej The New School w Nowym Jorku. W tym mieście zaczęła się na dobre jego przygoda z takimi nazwiskami jak: Greg Osby, Terence Blanchard, Miles Okazaki, Steve Lehman, Robert Glasper, Ravi Coltrane, Meshell Ndegeocello.