Z pozoru łączy je niewiele. Zupełnie inne doświadczenia zawodowe, dwie bardzo odmienne drogi życiowe. Proste stwierdzenie, że Magdalena Kot-Kyriazis i Anna Wojczyńska zajmują się rynkiem dóbr luksusowych też niewiele wyjaśnia.


Tekst: Katarzyna Skorska
Zdjęcia: Luka Łukasiak

 

Bo czy wysokiej jakości, ręcznie szyta kołdra jest naturalną potrzebą, czy kosztowną zachcianką? A robione na zamówienie wyrafinowane szafki, lustra albo stoły jakich nie znajdziesz w żadnym, najbardziej ekskluzywnym domu meblowym – to zbyteczny zbytek? O tym wszystkim rozmawiamy w showroomie na Koszykowej 24 w otoczeniu zaskakujących mebli, przepięknych lamp, niezwykłych bibelotów i tkanin.

Od razu po wejściu poczułam się tu po prostu dobrze. Nic tu nie przytłacza, jak to niekiedy bywa, gdy wkraczamy w świat wypolerowanego luksusu.
Anna Wojczyńska: Właśnie tak masz się poczuć, naturalnie i swojsko – choć otaczają nas przedmioty bardzo wysokiej jakości. Nie chcieliśmy budować tymczasowej atmosfery sklepu meblowego. Choć sprzęty są ekskluzywne i drogie, to jednak całe wnętrze nie powoduje onieśmielenia. Jesteśmy w jednej z nielicznych warszawskich kamienic, która nie była zbombardowana i zachowało się w niej wiele oryginalnych dekoracji. Znalazłam to mieszkanie, wyremontowałam i stworzyłam miejsce będące połączeniem showroomu i naturalnego mieszkania. Można tu po prostu pobyć, popatrzeć i spróbować zrozumieć jak w danej przestrzeni działają wyrafinowane tkaniny, faktury, wykończenia i – co bardzo ważne – dzieła sztuki.

Jesteś czynnym architektem wnętrz i robisz spektakularne projekty. Zastanawiam się więc co skłoniło cię, by zabierać się za kolejny, z pewnością bardzo pracochłonny i nowatorski projekt?
A.W.: Chcemy pokazać różnorodność kolorystyczną i stylistyczną. Po trzydziestu latach pracy stwierdziłam, że wciąż polega ona bardziej na cenzurowaniu się niż na kreacji. Polscy klienci wciąż boją się oryginalnych tkanin, żywych kolorów. Chcą, by było „neutralnie i bezpiecznie” – czyli beżowo. Właśnie dlatego postano- wiłam stworzyć wnętrze, które utuli, zaskoczy i zainspiruje, w którym niecodzienne detale, rzemieślni- cze faktury i sploty tkanin wykreują nastrój i udowod- nią, że nie ma się czego bać. Chcemy tu rozmawiać o luksusie, o sztuce dekoracyjnej, rzemiośle, fakturach i kolorach. Bolączką wszystkich projektantów wnętrz jest strach klientów przed stosowaniem jakichkolwiek kolorów, wzorów i faktur na ścianach, zasłonach czy obiciach mebli. To dziwne, bo gdy podróżujemy jako turyści po dalekich krajach, zachwycamy się przecież tamtejszymi egzotycznymi barwami.

Anna Wojczyńska – architekt wnętrz. Założyła przed laty galerię wzornictwa ZOOM, wprowadzając do Polski nieznane wcześniej marki. Od wielu lat prowadzi studio projektowe VIS A VIS. Jest mistrzynią w zakresie ergonomii i psychologii użytkowania wnętrza. Wyjątkowe rozwiązania przestrzenne, odkrywanie czy wymyślanie nowych faktur, materiałów, tkanin czy wzorów to jej znak rozpoznawczy. Uznawana za prekursorkę luksusowego designu w Polsce, tworzyła wnętrza dla najbardziej wymagających klientów, jednocześnie wytyczając ścieżkę dla kolejnego pokolenia polskich projektantów.

 

Niesamowite jest to lustro w ramie z popękanego szkła…
A.W.: To jest lustro naszego projektu, wykonane przez polskich rzemieślników, a szkło może być złote, czerwone, lub w wybranym innym kolorze. Mamy wspaniałych wykonawców, możemy zaadaptować dowolny pomysł w dowolnym rozmiarze. Prezentuje- my kunszt, polot, umiejętność zapanowania nad proporcjami, nad stylem, prezentujemy przeróżne faktury, mogące idealnie wpasować się do zarówno ekstremalnie nowoczesnego, jak też bardzo tradycyjnego wnętrza. W Polsce nikt się tym nie zajmuje, czy może nie umie tego stosować. A to są obecnie mega wyrafinowane techniki wykorzystywane w świecie luksusu. Te faktury są trochę nieopanowane, czuje się tu zawsze dotyk ludzkiej ręki, a nie maszynową doskonałość. Czuje się za tym tego człowieka, rzemieślnika, artystę – to jest taka moja prywatna krucjata, że idealne i piękne niekoniecznie znaczy bardzo gładkie i równe. Staramy się pokazać, że nie wszystko musi być perfekcyjne, byśmy się w tym dobrze czuli. Ludzkie przestrzenie i przedmioty są nierówne, niedoskonałe, czasami zużyte, mają historię…

Każde pomieszczenie jest inspirujące. Każdy pokój jest inny, w każdym panuje zupełnie inny klimat.
A.W.: No właśnie. Gdyby klienci mogli zobaczyć to, co mamy do zaoferowania jedynie na zdjęciu czy w próbniku, to nie wiadomo czy by się zdecydowali. Większość naszych marek jest bardzo ekskluzywna, rzadka. Nie są powszechnie znane, ponieważ są luksusowe i wyrafinowane. A poza tym by docenić jakość materiału, wykonania, tekstury czy barwy, trzeba tego dotknąć, potrzymać w ręku, usiąść na fotelu i pogładzić poręcz, dotknąć skóry obicia, zobaczyć jak układa się tkanina i dostrzec niuanse jej barwy pod różnym kątem. Wiele współczesnych, wyrafinowanych materiałów zmienia kolor przy zmianie kąta patrzenia, ma elementy migotliwe z metalu, szkła, jest półprzejrzysta, prześwitująca, opalizująca etc. Tego wszystkiego nie można dostrzec nawet na najlepszym zdjęciu. Trzeba to zobaczyć, docenić i zachwycić się osobiście na miejscu.

Pośród tkanin leżą dość wyjątkowe, jak wszystko tutaj, kołdry z logo MyAlpaca.
A.W.: Marki MyAlpaca ani jej sukcesu z pewnością nie byłoby, gdyby nie podejście Magdy do koncepcji tego, jak dana firma powinna wyglądać i jak powinna działać. Sam pomysł na firmę nie wystarczy. Nie spotkałam dotąd nikogo, kto tak kompleksowo myśli o marce. W MyAlpaca wszystko jest na poszczególnych szczeblach bardzo spójne. Dla mnie jest to mega istotne.

Magdalena Kot-Kyriazis – ekspertka w dziedzinie marketingu i budowania marek. Szerokie doświadczenie wyniosła z 24 lat pracy przy zarządzaniu markami w różnych branżach i na wielu rynkach (między innymi Volvo, Marlboro, M&M’s, Snickers, Orbit, Extra). Zajmowała stanowiska lokalne, regionalne i globalne w międzynarodowych korporacjach. Współpraca z globalnymi markami oraz najlepszymi w branży designu i reklamy pomogły jej w stworzeniu marki MyAlpaca. Jej pasją są luksusowe tekstylia i dekorowanie wnętrz. Obecnie pracuje również jako konsultantka strategii budowania marek.


Jak się poznałyście?

Magdalena Kot-Kyriazis: To było w 2003 roku, gdy zostałam klientką Ani. Robiła wystrój willi, należącej do młodej i bardzo odważnej polskiej agencji reklamowej. Nie mieliśmy dużego budżetu, ale chcieliśmy zaprezentować się efektownie, zrobić wrażenie, ale niekoniecznie za gigantyczne pieniądze. Ania prowadziła wtedy VIS a VIS i Zoom, który był pierwszym miejscem w Polsce, gdzie można było zasmakować międzynarodowego designu. Pełna obaw odważyłam się poprosić Anię o projekt, myśląc, że w życiu nas nie będzie na to stać. Ale okazało się, że nasza determinacja była tym kluczowym i inspirującym dla Ani elementem…

Pamiętasz tamten fioletowy fotel albo poduszki wypełnione sianem włożonym w transparentny materiał?
A.W.: Ta wasza agencja była szalenie progresywna… owe poduszki, w których było widać siano, były kompletnie szalone, a ponieważ jestem takim freakiem, który stara się być na bieżąco, non stop szuka nowych produktów i pomysłów to przyznaję, że kilkanaście lat temu to, co wspólnie zrobiliśmy, było bardzo odważne.
M.K.-K.: Potem wyjechałam za granicę, nie miałyśmy ze sobą kontaktu i trafiłyśmy znów na siebie kilka lat temu – gdy zaczęłam tworzyć MyAlpakę. Zaczęłyśmy znów więcej rozmawiać o Ani filozofii, o jej podejściu do projektowania, i gdzieś w tym wszystkim znalazłyśmy wspólną drogę, a w momencie kiedy powstał showroom na Koszykowej, znalazło się w nim miejsce na moje alpakowe kołdry.

Właśnie, powiedz proszę dlaczego właściwie twoje kołdry są szyte ręcznie?
M.K.-K.: Pierwotny pomysł był taki, że chcieliśmy się wyróżnić na rynku. Szybko odkryliśmy, że ręczne szycie kołder to zamierające rzemiosło. Pozostała już garstka mistrzów tego zawodu, nie szkoli się nowych czeladni- ków. Udało nam się dotrzeć do pani, która podjęła się wyszkolić w Krośnie grupę dziewcząt mających umiejętności, ogromną cierpliwość i precyzję. Szycie takiej kołdry trwa bowiem od 8 do 25 godzin. Okazało się, że kołdra szyta ręcznie jest bardziej trwała. To, co jest niesamowite w tym procesie ręcznego szycia, to sposób prowadzenia ściegu, dzięki któremu nie powstają tak zwane zimne punkty, którymi ucieka ciepło. To taki bardzo istotny detal.

Blisko, jak najbliżej natury, wyjątkowość, najwyższa jakość, dbałość o szczegóły – to właśnie jest ten wasz udomowiony luksus.
M.K.-K.: Tak, udomowiony, bo nie na pokaz, tylko dla nas samych. Tworzy się segment klientów, ludzi, którzy są gotowi zainwestować w siebie i w lepszą jakość życia każde pieniądze; coraz większa grupa ludzi, którzy chcą korzystać z życia pełną piersią, na wszystkich frontach czuć się światowo. Tym samym przesuwają granice percepcji. Wygodne łóżko za kilkadziesiąt tysięcy złotych oznacza zdrowy sen i wygodniejsze życie. Podobnie kołdra czy poduszki z włókna alpaki dają nam wyjątkową jakość i komfort snu. Włókno alpaki należy do najbardziej ekskluzywnych włókien naturalnych na świecie, jest wyjątkowo lekkie, a przy tym sześć razy cieplejsze od wełny owczej, oddychające. Taka kołdra dostosowuje się do temperatury naszego ciała podczas snu i nie przegrzewamy się, nie pocimy. Istny cud natury. Kołdry i poduszki MyAlpaca są zatem połączeniem najlepszych materiałów naturalnych z tradycją rękodzieła doskonaloną od pokoleń.

Ostatnia kolekcja MyAlpaca HAMPTONS nagrodzona została właśnie Złotym Medalem Targów Poznańskich.
M.K.-K.: To ogromna przyjemność być docenianym za nasze wzornictwo. Dostaliśmy też nagrody must have w Łodzi i Dobry Wzór z Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. W ciągu czterech lat sprzedaliśmy kilka tysięcy kołder i poduszek. Nie tylko w Polsce. W naszej pościeli śpią ludzie w RPA, w Japonii i w Stanach.

Po ponad 20 latach w korporacjach odkryłaś pasję do tekstyliów?
M.K.-K.: Zawsze lubiłam architekturę wnętrz, urządzałam własne mieszkania, a było ich kilka, bo los rzucał mnie po świecie. Ania była i jest dla mnie inspiracją, chciałam nawet pójść na studia dla dekoratorów, ale udało mi się znaleźć złoty środek. Cudownie jest robić zawodowo to, co nam w duszy gra. |