MIĘDZY NIEBEM A ZIEMIĄ

TEKST: MARIA LEWKIEWICZ
ZDJĘCIA: ALICJA SZULC, DOMOSLAVA

Pracownia Miłosławy Skoczek-Śliwińskiej wiele mówi o jej właścicielce.
Dużo tu form gipsowych, rzeźb, obrazów, biżuterii, pięknych przedmiotów.
Pachnie kawą i kadzidłem. Taka jest też nasza bohaterka, artystka
otwarta na wszelkie piękno.

Ukończyłaś ASP w Warszawie na Wydziale Rzeźby, ale zajmujesz się nie tylko rzeźbą. Malujesz, projektujesz biżuterię. Kiedy narodziła się w tobie pasja tworzenia?
Świat kreacji był mi bliski od narodzin – mój Tata był rzeźbiarzem. Rysunki, rzeźby były moim pejzażem. Tu smakowałam, wąchałem proces twórczy. Intrygujący i tajemniczy. To był świat magii, czyli transformacji, przemiany myśli w materię, farby, płótna – magiczne
przedmioty zaklinały rzeczywistość. Jako dziewczynka marzyłam aby ten świat, w przyszłości, był również moim. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć skąd pojawia się dar tworzenia. Wiele czynników ma niewątpliwie wpływ, jednak rdzeń, esencja pozostają
sekretem… na szczęście.

Patrząc z perspektywy lat, możesz już nazwać te najważniejsze wartości, które niezmiennie towarzyszą ci na drodze artystycznej?
Dom – pracownia, te dwa światy zawsze przeplatały się i łączyły. Zapach świeżo parzonej herbaty zmieszanej z zapachem farb olejnych i dymu z papierosa. Rozpalanie ognia w kominku, rozmowy przy wielkim stole w kuchni, który łączył dom z pracownią. Właśnie ten stół rodzinny stanie się później inspiracją do realizacji ceramicznego stołu Sol INVICTUS / Słońce Niezwyciężone. Dom nasączył mnie wewnętrzną prawdą, odwagą, szacunkiem do człowieka. Tak myślę, że kreacja to odwaga, bo obnażamy swoje emocje, wpuszczamy do swojego świata wzrok nieznajomych. Prawda wobec siebie to wewnętrzny nienaruszalny
pion. Innych oszukać można, siebie nigdy.

Wspomniałaś o SOL INVICTUS. Opowiedz o genezie tej pracy.
Na zajęciach ceramicznych w ASP jednym z tematów był sarkofag – miejsce wiecznego spoczynku. Pomyślałam, że zanim odejdziemy z tego świata, żyjemy. Przypomniało mi się też, że do niedawna zmarłych przed pochówkiem pozostawiano w domu, gdzie najczęściej leżeli na stole, który na ten czas pełnił rolę katafalku. Rodzina i najbliżsi czuwali przy
zmarłym, odmawiali modlitwy. Stół jest więc cichym świadkiem naszych dni, przy stole karmimy ciało i duszę, rozmawiamy, gramy w karty, rysujemy. Praca nad sarkofagiem – stołem była podróżą duchową, zgłębianiem znaczenia symboli, intuicyjnym poszukiwaniem
formy dla ponadczasowych treści. Nadałam mu kształt doskonały – okręg, początek i koniec. Centralnie umieszczone Słońce otaczają cztery kręgi podzielone na 12 elementów: dzień i noc, biel i czerń, przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, cztery strony świata, cztery żywioły.

Materiałem wielu twoich prac jest glina, dlaczego?
Glina to arche – początek, Matka-Ziemia. Ona nas niesie, czerpiemy energię dotykając jej stopami. Jest żywicielką, substancją pierwotną. Ciepła i miękka jak ciało ludzkie, które żyje, oddycha. Ogień ją wzmacnia i nadaje nową strukturę, od teraz może przetrwać wieki. Nasi przodkowie z gliny tworzyli naczynia, lepili urny na prochy zmarłych, na glinianych tabliczkach Sumerowie utrwalili pierwsze pismo. Lubię glinę, wosk, piasek, popiół, bo są ponadczasowe.

Proces twórczy to bardzo tajemnicze i skomplikowane zjawisko. Czego nie widzi odbiorca twoich prac?
Rzeźba to przestrzeń ciszy i kontemplacji. To chwila zespolenia z Ziemią. Zanim zacznie się rodzić w materii, bardzo długo noszę ją w sobie. Kreacja to nieustający strumień myśli. Pielęgnuję inspiracje, emocje, pomysły, rysuję je w głowie, wizualizuję. Do powstania konstrukcji niezbędne jest drewno, drut, gwoździe. Nieuniknione są skaleczenia. Zostawiam w pracy cząstkę siebie, kroplę krwi. Świadomie zanurzam dłonie w glinie aby otuliła ranę. To mistyczny, cichy pakt krwi, zespolenie na zawsze. Podczas pracy jestem w innym wymiarze. Bodźce docierają do mnie z inną intensywnością. Ciało dochodzi do granic wytrzymałości, oswajam, wchłaniam i akceptuję zmęczenie, które przekształca się w nową energię. Kreacja angażuje ciało i głowę, które funkcjonuje na podwyższonych obrotach. Lubię ten czas samotności, obecność innych obok jest zbędna, bo wymaga ode mnie przejścia z energii kreacji w energię komunikacji. Gdy rzeźba jest skończona błogosławię ją
pocałunkiem i okadzam pieśnią.

Pieśnią? Śpiewasz swoim rzeźbom?
Moje pieśni nie mają miejsca, czasu ani języka. Śpiew ma wymiar rytualny. Dźwiękom rodzącym się nie towarzyszą słowa, bo one nadają już określoną formę i barwę, a ja pragnę aby spełnienie realizowało się w sercu i duszy odbiorcy.

Czerpiesz z wielu źródeł, mieszasz je, opowiadasz historie łącząc wiele elementów. Skąd tyle inspiracji?
Ze snów, literatury, starożytności, mitów, gdy piję wino z przyjaciółmi, z podróży. Świat i życie inspiruje nieustannie, jednak to czujność pozwala te inspiracje dostrzec, zatrzymać – bez notesu nie wychodzę z domu.

Twoja największa inspiracja literacka?
Ach, Boska Komedia Dantego. Wędrówka przez Piekło, Czyściec i Raj w towarzystwie Wergiliusza wprowadziła mnie w świat wizji i alegorii, którego rdzeniem jest człowiek.
Potężny i kruchy, mądry i bezmyślny, przepełniony miłością i nienawiścią. Zatrzymałam się na dłużej w drugim kręgu Piekła, gdzie Dante umieścił grzeszących zmysłowością. Byli tutaj Franceska da Rimini i Paolo Malatesta, kochankowie uśmierceni przez męża Franceski. Patrząc na ich targane huraganem dusze dostrzegłam wieczny taniec kochanków. Obrazują go ich stopy. Wiszą w powietrzu, towarzyszy im moja pieśń. Złota Komnata – Paolo i Franceska. Wieczny Taniec Kochanków, taki jest tytuł pracy.

Niedawno był wernisaż twojej wystawy ISET – Między Niebem a Ziemią. Co kryje się w tej przestrzeni między?
ISET – bogini starożytnego Egiptu, czczona też w starożytnej Grecji i Rzymie, obecna w kulturze do dzisiaj. To pani Ziemi i Nieba, miłości, magii, władzy i mądrości. Była moim natchnieniem. Między niebem a ziemią jest kobieta, ona łączy dwa światy, jest filarem, łącznikiem. Czerpie energię Kosmosu przez włosy, a Ziemi przez stopy. Jest głównym bohaterem mojej twórczości. Widzę w niej pierwiastek boski. Każda z nas, jak ISET, posiada moc. Moja ISET jest w trzech kolorach gliny: czerwieni, bieli i czerni. Czerwień – kolor życia, namiętności, ściśle związany z krwią menstruacyjną, w starożytności i wcześniej, uważaną za świętą. System patriarchalny, religia, nazywa ten stan nieczystym, mając na celu umniejszenie kobiety. Kolor biały to czystość, wewnętrzne światło. Czerń, najpiękniejszy, to kolor przemiany, najwyższej świadomości, wiedzy, Czarnej Madonny,
Wiedźmy. Trzy stany ISET to trzy stany kobiety: Dziewica, Matka, Matrona. Wystawa opowiada o kobiecie, o jej podróży do siebie, źródeł, korzeni, intuicji. To nowe narodziny.

Motyw kobiety często wykorzystujesz również w swoich projektach biżuterii.
W biżuterii zaklinam symbol, sentencję, które są talizmanem. Taka jest kolekcja SIGNACULUM – to nieśmiertelniki, na których są myśl i wartości bliskie sercu. Talizman mówi o tym, co czujemy, a czego nie widać. Milarte to biżuteria z duszą, tworzona z intencją przekazywania z pokolenia na pokolenie. Tu zatrzymany jest czas.

Jesteś bardzo kreatywna na wielu polach. Planujesz nowe wyzwania artystyczne?
Chcę wejść w nową dla mnie przestrzeń: krótki film z moją muzyką. Będzie dużo koloru, energii żeńskiej, natury… ale cicho sza…