Portretował się z otwartością, wrażliwością młodości, odkrywał swą duszę i uczucia. Jego życie i dzieło są nierozerwalnie związane; to opowieść o artyście rozdartym pomiędzy polskością i żydowskością, szukającym własnej tożsamości, narodowej i artystycznej. Od 2021 roku jego wspaniały Autoportret w stroju polskiego szlachcica ma swoje godne miejsce w Muzeum POLIN.

 

Zdjęcia: Muzeum POLIN

 

Obraz, znajdujący się w zbiorach prywatnych, od 2021 roku staraniem Muzeum POLIN zajął miejsce w Galerii Wyzwania nowoczesności (1772–1914).
Jednym z najważniejszych tematów narracyjnych Galerii jest integracja Żydów ze społecznościami wśród których żyli, akulturacja, przede wszystkim językowa, oraz asymilacja – kolejna droga, którą niekiedy wybierali. Zryw niepodległościowy lat 1861–1863 ukształtował środowisko „Polaków wyznania mojżeszowego”, jak określali siebie ci, którzy zachowując żydowską religię, narodowo i kulturowo chcieli być Polakami. Ta elitarna, stosunkowo niewielka grupa w społeczności żydowskiej zostawiła trwały ślad w polskiej historii, kulturze, nauce, życiu społecznym. To głównie im poświęcona jest ekspozycja, ilustrująca ideologię żydowskiego integracjonalizmu o orientacji polskiej i dlatego właśnie tutaj prezentowany jest obraz Maurycego Gottlieba.

Jestem Polakiem i Żydem i chcę dla obu, gdy Bóg da, pracować.

Te słowa Maurycego Gottlieba w pełni oddają jego artystyczne i życiowe credo. Kiedy umierał, miał 23 lata. Żył krótko, ale niezwykle intensywnie. Zostawił kilkanaście portretów własnych świadczących o poszukiwaniu siebie. Pierwszy z nich – Autoportret w stroju polskiego szlachcica (1874), cytując Mieczysława Wallisa można nazwać marzeniem o samym sobie. Nie dziwi strój, wszak w XIX w. uważano, że naród to szlachta, warstwa panująca w przeszłości i nadal dominująca w życiu kraju. Wybrany strój świadczyć miał o przynależności artysty do narodu polskiego. Nie widać jednak radości na twarzy, Gottlieb przeczuwał być może, że nie dane mu będzie zostać Polakiem.
Maurycy był najstarszym z jedenaściorga rodzeństwa. Jego ojciec, Izaak Gottlieb, właściciel rafinerii w Borysławiu postanowił dać mu świecką edukację i w 1863 r. zapisał syna do prowadzonej przez bazylianów szkoły z językiem wykładowym niemieckim. O Gimnazjum Realnym im. Franciszka Józefa w Drohobyczu malarz notował: Stało się. Zapisano mnie do gimnazjum. Wprawdzie jeszcze i inni ojcowie też zapisali swych synów do gimnazjum, tworzyliśmy jednak taką mniejszość, że się nam chrześcijanie porządnie dawali we znaki.
Już w szkolnych latach, jak pisał, jego sława jako ryso­wnika była w naszym mieście ojczystym ugruntowania: Nawet chrześcijańscy koledzy poniżali się do zapraszania mnie.
Rodzice, a zwłaszcza ojciec, wspierali aspiracje artystyczne syna. W czasie nauki we Lwowie Maurycy miał prywatne lekcje u profesora Michała Godlewskiego.

Mistrz i wzór – Jan Matejko

W latach 1872–1874 Gottlieb był uczniem Karla Meyera w wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych. To w Wiedniu po raz pierwszy zobaczył obrazy Jana Matejki: Rejtan, Batory pod Pskowem, Kazanie Skargi. Dzieła Matejki były dla początkującego malarza olbrzymim przeżyciem. Podziwiał maestrię techniczną, biegłość i precyzję malowania, przede wszystkim jednak zachwyciła go maniakalna miłość wszystkiego, co było kształtem narodowej przeszłości. Oglądając płótna Matejki zrozumiał, że malarstwo historyczne nie jest zwykłą ilustracją dziejów, ale wedle słów mistrza Jana – artystycznym dziejopisem, sędzią niejako i faktu samego i wszystkich działających w nim sił i pierwiastków.
Po przyjeździe do Krakowa, zafascynowany Matejką, Polską, jej dziejami i kulturą – uczy się języka polskiego. Do najbliższej mu wiekiem siostry Anny, powierniczki jego myśli i marzeń pisał do po polsku: Najdroższa siostro! …Bardzom Ci zobowiązany za przesłane mi książki |…a użytek, który z nich miałem poznasz, gdy do rodziców na kilka tygodni przyjadę, aby w ciszy małego miasteczka wypocząć i z Tobą jak Polak po polsku mówić będę. Kłaniam Ci się i Guście Ciebie kochający brat. To w Krakowie namalował Autoportret w stroju polskiego szlachcica, tutaj także okrutnie przypomniano mu o jego pochodzeniu: Gorzkie opamiętanie mną owładnęło, gdy jeden z kolegów, z którym się poswarzyłem, wyrzucił mi brutalnie, żem Żyd z rodu, nazwał mnie pariasem społeczeństwa, nędznym robakiem, którego każdy, komu się tylko podoba, może rozdeptać, który powinien być wdzięczen za to, że mu w prochu pełzać pozwalają.

Maurycy Gottlieb, Autoportret w stroju polskiego szlachcica, 1874 r.

W roku 1876, zaopatrzony w list polecający Matejki, wyjeżdża do Monachium, by w tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych kontynuować naukę pod kierunkiem cenionego pedagoga i malarza historycznego Karla von Piloty`ego. W Monachium zaczął malować jedno z najważniejszych swoich płócien Żydzi w synagodze w Dzień Pojednania (Jom Kipur), 1876–1878 (obraz w zbiorach Museum of Art w Tel Awiwie). Tam też przeczytał Historię Żydów Heinricha Graetza. Ta lektura odkryła przed Gottliebem nie tylko wielką przeszłość ludu Izraela, ale stała się także źródłem nowego spojrzenia na judaizm i chrześcijaństwo. Zainspirowała powstanie dwóch obrazów: Chrystus przed sędziami, 1877 (obraz w zbiorach Muzeum Izraela w Jerozolimie) i Chrystus wygłaszający kazanie w synagodze w Kafarnaum, 1879 (obraz w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie).
Portrety (i autoportrety) są najciekawszą częścią dorobku Gottlieba, mimo iż malarz pozornie nie przywiązywał do nich większego znaczenia. Portrety Gottlieba tworzą zamkniętą całość. Zajmowała go przede wszystkim psychika, wewnętrzne życie portretowanej osoby. Nie interesowały go urzędy, zaszczyty czy pochodzenie modela. Kiedy malował Ignacego Kurandę (1878) swego protektora i mecenasa, prezesa gminy żydowskiej w Wiedniu, powstał skromny, lecz dobitny wizerunek starego, zmęczonego mężczyzny (obraz w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie). Malarz zauważył każdą zmarszczkę, zwiotczenie skóry, podpuchnięte oczy czy duży, mięsisty nos modela.

Sny o Polsce

W październiku 1878 r. Gottlieb wyjechał do Rzymu. Tam ponownie spotkał Matejkę, poznał Henryka Siemiradzkiego, został przez nich serdecznie przyjęty. Znów pojawiła się nadzieja, że Polska mogłaby stać się jego ojczyzną. Z Rzymu 14 grudnia 1878 pisał do Waleriana Krycińskiego: Nieprawdaż, że to dość nieskromne pretensje, że czuję się powołanym na apostoła? Jeśli nawet siły nie mam dostatecznej, by celu dopiąć, to przecież sympatia, okazana mi przez ziomków i opisy mojej osobistości w polskich dziennikach ukazują, że co najmniej jestem na właściwej drodze do osiągnięcia celu.
Wiosną 1879 r. Gottlieb powrócił do Krakowa, by kontynuować studia pod kierunkiem Matejki, który ze swoją wizją dziejów Polski i odpowiedzialnością artysty wobec społeczeństwa był dla artysty prawdziwym mistrzem.
Nagła, dramatyczna śmierć Gottlieba nocą z 16 na 17 lipca 1879 r. była szokiem. Matejko, w liście do żony napisał: Szkoda go. Był oprócz niezwykłych zdolności człowiekiem pełnym szlachetnych popędów, natury ujmującej dobrocią i bezinteresownością.
Pogrzeb Gottlieba odbył się w piątek, 19 lipca 1879 r. na nowym cmentarzu żydowskim w Krakowie. Matejko pisał: Pierwszy raz byłem w życiu na pogrzebie żydowskim – widziałem tam ojca, starego Gottlieba. Biedak płakać nie mógł, zdrętwiały. (…) Deszcz z piorunami, jakiego nie pamiętam dawno, zakończył smutny obrzęd. Przerwano mowy, uczestnicy pogrzebu rozpierzchli się. Do końca pozostali tylko Matejko i Siemiradzki.
Urodzony w Drohobyczu, w zaborze austriackim, Gottlieb postanowił zostać polskim artystą po zetknięciu się z malarstwem Jana Matejki. Później doświadczenie antysemityzmu, ale też lektura Historii Żydów Graetza, skierowały go ku tematyce żydowskiej. Jednak w jego malarstwie wątki polskie i żydowskie stale się przeplatają, bo jak pisał: Jakże chętnie wytępiłbym nienawiść … jakże chętnie pogodziłbym Polaków z Żydami, przecież historia obu narodów jest historią cierpień! Na wystawie stałej Muzeum POLIN Gottlieb jest przykładem akulturacji, zbliżania się do polskości bez porzucania religii i świata żydowskiego, szukania własnego miejsca w kulturze i sztuce Europy. |