Serbia, która właśnie weszła w fazę negocjacji akcesyjnych do Unii Europejskiej, to kraj pełen paradoksów, buzującej energii i nieoczekiwanego piękna. Stolica tego państwa, Belgrad, z dumą otwiera dziś – po dziesięcioletniej przerwie – podwoje słynnego w całym regionie Muzeum Sztuki Współczesnej.

 

Tekst: Agata Czarnacka
Zdjęcia: Museum of Contemporary Art – Belgrade

 

W przestronnym parku przy bulwarze nad rzeką Sawą stoi szalona konstrukcja – jakby ktoś połamał i przypadkowo posklejał przezroczyste plastikowe opakowanie. To gmach Muzeum Sztuki Współczesnej w Belgradzie, jeden z wybitnych przykładów regionalnej architektury późnego modernizmu i ukochany budynek belgradzkich studentów architektury. Budynek wspaniały, ale i trudny w konserwacji. Kiedy po wojnie, jaką pociągnął za sobą rozpad byłej Jugosławii, wreszcie zaprezentowano w nim pierwszą wystawę, bardzo szybko trzeba było budynek zamknąć – okazało się, że przeszklona konstrukcja rozszczelniła się i nie gwarantuje należytej ochrony cennych zbiorów.

Remont trwał dziesięć lat – i był to znaczący okres w rozwoju Serbii, która starała się stanąć na nogi po bombardowaniach i pozbyć się łatki wojowniczego awanturnika, prowodyra niepokojów w regionie. Ta dekada nie była łatwa. Na każdym kroku widać w Belgradzie ślady zmagania się z własną tożsamością, ale i jej brakiem. Dlatego właśnie otwarcie Muzeum to symboliczny krok w nową epokę. Kuratorzy nie zmarnowali okazji i zwiedzających wita monumentalna – i trafnie dydaktyczna – wystawa zajmująca wszystkie pięć (!) poziomów siedziby Muzeum: „Sekwencje. Sztuka Jugosławii i Serbii z kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej”.
W prawdziwej podróży przez wszystkie zawiłe poziomy budynku towarzyszy nam sztuka regionu, o której trzeba powiedzieć, że jest najwyższej próby. „Sekwencje” otwiera dział „Mieszczański modernizm”, w którym widać, jak kształtował się lokalny idiom artystów regionu, który przed pierwszą wojną światową śmiało pretendował do miana jednego z centrów industrialnego świata (i rzeczywiście, zamach na Arcyksięcia Ferdynanda w pobliskim Sarajewie był celnym ciosem w kruchą równowagę sił na całym świecie).
Kolejny dział, „Sztuka społeczna”, celebruje specyficzną dla Bałkanów lewicową wrażliwość. Tu komunizm nie odcisnął krwawego piętna, jak w Europie Środkowo-Wschodniej; Serbowie, Słoweńcy czy Bośniacy są dumni z prospołecznego dziedzictwa swojej kultury.

Trzecia sekwencja poświęcona jest malarstwu abstrakcyjnemu, które czerpało bardzo wiele z kolorystycznych eksperymentów w dorobku jugosłowiańskich modernistów. Czwarta z kolei przypomina o „zenityzmie”, prądzie nazwanym tak od tytułu czasopisma artystycznego „Zenit”, wychodzącego w Zagrzebiu. Środowisko z nim związane w przeciekawy sposób łączyło wpływy ekspresjonizmu i konstruktywizmu.
Kolejne dwie sekwencje ukazują zróżnicowanie lokalne – słoweński konstruktywizm i obecny głównie w Belgradzie surrealizm. Tu szczególnie interesujące okazują się zgromadzone w instalacji „Surrealist Wall” kolaże. Pełne ekspresji, jakby przepojone świadomością wagi gazetowych newsów. To nie są płoche żarty, jakie często zdarzały się surrealistom na zachodzie Europy – przez ich twórców były przeznaczone na użytek gazet, a nie postrzegane jako dzieła sztuki.

Ale tym, co rzeczywiście wydobywa wielkość jugosłowiańskiej sztuki współczesnej, jest to, co działo się tu na niwie artystycznej po wojnie. Temu poświęcone są sekwencje „Neo-awangardy” (tak, w liczbie mnogiej!), „Nowa praktyka artystyczna” poświęcona body artowi, instalacjom i performance’owi, „Nowa obiektywność”, „Abstrakcyjny krajobraz i rzeźba witalistyczna”, „Egzystencjalizm figuratywny” czy „Abstrakcja wysokiego modernizmu” bądź „Abstrakcja późnego modernizmu”…
Stylistyczna rozmaitość to naturalna konsekwencja ożywionego, bogatego i poddanego wielorakiej stymulacji życia artystycznego i umysłowego obszaru dawnej Jugosławii. Z absurdalnych powodów, takich jak bariera językowa, niemal nie znamy twórców z regionu sąsiadującego z naszym. Pamiętamy tylko wybijające się nazwiska, którym udało się dostać do zachodniego krwiobiegu: Marina Abramović, Ulay, Slavoj Žižek, Dubravka Ugrešić… A przecież Bałkany to obszar niesamowitej energii, której destrukcyjny aspekt – ten, który oglądaliśmy przed kilkunastu laty w wiadomościach telewizyjnych – uzupełnia fascynujący aspekt twórczy. Energię tę odnajdziemy nie tylko w przeszklonym belgradzkim muzeum, ale i w samym Belgradzie. |