Inwestycja w sztukę to inwestycja także w siebie. Daje możliwość delektowania się pięknem i wzbogaca o nowe doznania estetyczne.

 

Tekst: Kama Zboralska

 

Jedyna taka wartość dodana

Szaleństwo zakupowe na dzieła sztuki trwa. Pandemia, galopująca inflacja i niepewność gospodarcza sprawiły, że część osób swoje oszczędności zaczęła lokować nie tylko w nieruchomościach, ale także w obrazach oraz rzeźbach i to zarówno artystów już uznanych, jak i debiutujących. Inwestowanie w klasyków porównywane jest do lokat bankowych – nie ma fajerwerków, ale nie można na nich stracić. Kupowanie młodych twórców, to jak wejście we wschodzącą spółkę giełdową. Można zarobić dużo albo nic. Jednak żadna inna inwestycja oprócz zakupu dzieła sztuki nie ma wartości dodanej, jaką jest możliwość obcowania z pięknem. A w przyszłości być może stanie się ekskluzywną pamiątką dla kolejnych pokoleń, być może bardzo wartościową.
Plusem czasów, jakie zgotowała nam pandemia koronawirusa, okazał się niesamowity ruch na aukcjach internetowych oraz młotkowych. Obrót w 2021 roku wzrósł prawie o 60 procent i wyniósł 600 milionów złotych. Odbyło się ponad pięćset aukcji. Byliśmy świadkami licznych rekordów aukcyjnych, między innymi Dwie mężatki Andrzeja Wróblewskiego zmieniły właściciela za 13,4 miliona złotych, a zestaw 50 figur Magdaleny Abakanowicz za ponad za 13 milionów. Można także zaobserwować wzmożone zainteresowanie licytacjami młodych artystów. Ceny wywoławcze 500-1000 złotych należą do przeszłości, domy aukcyjne proponują coraz lepszą i droższą ofertę.

Bez tytułu, 2021, pastel na płótnie, 180×120 cm

Moda na …

W sztuce najnowszej nie ma jednego obowiązującego trendu ani mody. Jest bardzo zróżnicowana, zarówno pod względem stosowanych technik, jak i poruszanych tematów. Na pewno chętnie eksplorowany jest wątek ekologiczny czy szeroko rozumiana tolerancja. Do głosu doszło też utalentowane pokolenie kobiet. Jeszcze sto lat temu miałyby u nas problem z podjęciem nauki w Akademii Sztuk Pięknych. Na świecie mogły już studiować, ale ich twórczości nikt nie traktował poważnie. Mieszkająca w Paryżu Tamara Łempicka czasem podpisywała swoje prace Łempicky, ukrywając w ten sposób płeć, żeby nie deprecjonować swojej twórczości. Nic dziwnego, że aktualnie w wielu pracach pojawiają się wątki feministyczne – stereotypy w postrzeganiu roli kobiety czy przemoc w rodzinie.

… sukces

Powstają też kompozycje w swym przesłaniu uniwersalne, metafizyczne, dotykające spraw związanych z naszą egzystencją, nawiązujące do własnych doświadczeń czy historii malarstwa. Część młodych twórców wypowiada się w języku abstrakcji, języku oddającym uczucia nieraz ekstremalnie przeżywane, trudne do wypowiedzenia w innej formie. Do tej generacji należy Marcin Jasik, rocznik 1990, absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Artysta, którego początki przypadły na czas ograniczeń związanych z pandemią. Trudny szczególnie dla twórców, którzy i tak zmagają się w samotności z własnymi wątpliwościami i emocjami, a do tego doszła jeszcze wszechogarniająca atmosfera przygnębienia. Jego zeszłoroczny debiut na rynku sztuki okazał się bardzo obiecujący, już pierwsza praca wystawiona na charytatywnej licytacji na rzecz Ukrainy została sprzedana za ponad sześć tysięcy złotych. Później było tylko lepiej. Po raz pierwszy w historii Warszawskich Targów Sztuki, w tegorocznej edycji (listopad 2021) w ciągu pierwszych paru godzin zniknęły ze stoiska Artinfo.pl wszystkie obrazy – były to kompozycje autorstwa Marcina Jasika. W krótkim czasie ceny wzrosły o ponad sto procent.Jego wielkoformatowe kompozycje, świetnie skonstruowane i wysmakowane kolorystycznie, dają możliwość, zwłaszcza w tych ciężkich czasach, obcowania ze sztuką refleksyjną, wyciszoną. Można było już je podziwiać w tak prestiżowych miejscach jak Muzeum Bolesława Biegasa w Warszawie, Muzeum Dobosa w Ostrawie i w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie. Niedawno też kolekcja mBanku – m jak malarstwo, skupiająca dorobek artystów do 35. roku życia – powiększyła swoje zbiory o obrazy Marcina Jasika. Znalazły się wśród czołówki innych młodych twórców. Jego abstrakcje wzbogaciły też kolekcję znanego czeskiego kolekcjonera Jana Svetlika. W tym roku artysta przeszedł do finału prestiżowego międzynarodowego konkursu Strabag Artaward International.

Bez tytułu, 2021, akryl na płótnie, 180×120 cm

W jego kompozycjach, także w tych o oszczędnej stylistyce, konsekwentnie pojawiają się te same symbole, a dominującym kolorem jest czerń. Często pojawia się też czerwony akcent. Marcin Jasik eksperymentuje, poszukuje nowych rozwiązań formalnych – do niektórych prac dodaje czarną albo przezroczystą folię, która w zderzeniu z naturalną płaszczyzną płótna daje efekt trójwymiarowości. Pojawiają się także litery, linie, koła, różne, czasem trudne do zidentyfikowania figury geometryczne. Jak przyznaje artysta, mnogość odbiorców powoduje mnogość sposobów odbierania także jego obrazów. Jeden odbierze czysto wrażeniowo, drugi zacznie analizować znaki w poszukiwaniu treści.

Ale zawsze najpierw jest wrażenie…

A co inspiruje Marcina Jasika? Inspiracje to cała masa zbieżności i w zasadzie każdej rzeczy, którą widzę, słyszę czy czuję. Najmniej inspirują mnie obrazy i rzeczy już przetworzone przez człowieka (im dalej to przetworzenie sięga moich własnych przetworzeń, tym silniej oddziałuje, to znaczy literatura, film, muzyka). To coś jak naczynia połączone. Niesprawiedliwością byłoby pominąć choć jedną rzecz, dlatego będę mówił ogólnikowo. Teraz na przykład inspiruje mnie grzejnik olejowy, który nabyłem (w zasadzie dwa). Myślę o jego konstrukcji, o tym, że olej się nagrzewa, zaczyna wypełniać i krążyć właśnie w tym układzie zamkniętym i że dokładnie do takiego samego zjawiska dochodzi w powietrzu. Zainspirował mnie pan w autobusie, który z kimś się kłócił przez telefon i powiedział: Jak mówię głośno, to znaczy, że mówię prawdę. Patrzę na grzejnik i uważam, że jest bardzo prawdziwy, a nie wydaje dźwięków. I nie wiem, kto ma rację. W tej chwili interpretuję fresk Giotta i nie sądzę, żeby on był dla mnie samoistną inspiracją, ale właśnie jednym z elementów, jedną ze składowych większej całości. I stawiam tu znak równości pomiędzy grzejnikiem i panem z autobusu – Giottem. Myślę, że dochodzi u mnie do sprzężenia dość niejasnych połączeń, które często się wykluczają, ale po odpowiedniej selekcji tworzą w gruncie rzeczy sensowny efekt, to znaczy wzajemnie ze sobą korespondują, a żadne z nich nie występuje samodzielnie, dzięki czemu mam bardziej złożony ogląd na konkretne zjawisko. To tylko przykład, bo na co dzień w zasadzie nie myślę i nie zastanawiam się, co mnie inspiruje. To jest, to się dzieje i pomaga patrzeć na wszystko swoimi różnicami, notorycznie obracać, zamieniać, wkładać, zdejmować… Odpowiedział Marcin Jasik. |