Głodna myśli i serca

Pracowała z mistrzami polskiego kina i teatru: Kieślowskim, Wajdą, Konwickim, Hanuszkiewiczem, Jarockim. Lista nazwisk jest długa. Dziś odsuwa aktorstwo na drugi plani poświęca się reżyserii. Za nami jej autorska wersja Halki Moniuszki w Operze Wrocławskiej,a w planach wielka, plenerowa inscenizacja Traviaty i film fabularny o Poli Negri. Oto Grażyna Szapołowska, kobieta, która nie boi się wyzwań i ciągle ma apetyt na nowe.

 

Tekst: Katarzyna Skorska, Jacek Górecki
Zdjęcia: Michał Zagórny

 

 

Czy potrzebne są nam szczęśliwe zakończenia?
Odpowiem jako człowiek sztuki, że wszystko wymaga baśniowego happy endu. Tęsknimy za bajkami, ale tak się stało, że te bajki ze szczęśliwym zakończeniem, które wpłynęły na moją dojrzałość i wrażliwość, się skończyły.
Nadszedł czas ich deformowania – wygrywa zło, śmierć, walka, a przegrywa szczęśliwe zakończenie. Kiedyś krasnoludki z bajek mogły być tylko dobre, dziś mogą być złe. Bajka została odarta z magii. I podobnie jest z naszym życiem. Przestaliśmy marzyć i wierzyć
w szczęśliwe zakończenie.

Halka to historia niespełnionych miłości i rozczarowań. Czy w pani przedstawieniu widz odnajdzie tę nadzieję na szczęśliwe zakończenie?
Dla mnie sztuka powinna nieść nadzieję na coś lepszego. Jeśli sztuka pozbawiona jest emocji, albo nie zawiera nadziei, to mnie nie interesuje. Oglądam bardzo dużo filmów, często są to obrazy nagradzane na całym świecie i jest w nich wszystko: dobre zdjęcia, ciekawy temat, efekty ale… brakuje uczuć. To jak oglądanie pustych kadrów. Nasz spektakl jest o emocjach i wierzę, że porusza głęboko skrywane uczucia. Nie zdradzę jednak zakończenia. Niech to będzie dla widza niespodzianka.

Podczas pierwszego spotkania z solistami wypowiedziała pani zdanie, które wydaje się kluczowe i spójne z pani wizją sztuki, która opiera się na emocjach. Powiedziała pani śpiewakom: Jesteście wszyscy niewinni.
Na pewnym etapie życia zawodowego uświadomiłam sobie, że jako aktorka już dawno utraciłam niewinność, że wiem jak panować nad publicznością, jakimi środkami się posługiwać. Człowiek rodzi się niewinny, a później doświadczenia życiowe powodują, że traci tę niewinność. Postanowiłam, że za wszelką cenę będę o tę niewinność walczyć, że tylko wtedy zachowam sens i wiarygodność mojej pracy. Wracając do naszych postaci: czy można winić Halkę za to, że nie kocha Jontka? Czy Jontek jest winny temu, że nie potrafi pokazać Halce jej błędów i że ta bezsilność czyni z niego – chwilami okrutnego – błazna? Czy winą Janusza jest to, że Halka, o której zapomniał, darzy go tak wielkim uczuciem? Że odnajduje go akurat podczas zaręczyn z Zosią? I czemu winna jest Zosia? Ze splotu tych niewinności wyłania się tragedia.

Na ile doświadczenie aktorskie pomogło pani prowadzić, reżyserować śpiewaków operowych?
Konwencja operowa, ze swoją sztucznością, pompatycznością, często nie pomaga uwierzyć w emocje bohaterów. Tak, aktorstwo w operze jest niejednokrotnie posągowe. Wzruszyłam się, kiedy aktorzy po pracy nad Halką podziękowali mi mówiąc, że nauczyłam ich więcej niż ktokolwiek inny. Dla mnie najważniejsze było, aby śpiewając, dostarczyli widzom wzruszeń. Podstawą jest zrozumienie emocji swojego bohatera, szukanie ich w sobie. To uwiarygodnia postać i jeżeli dojdzie do tego wspaniały głos, to uczta murowana. Tadeusz Łomnicki, mój profesor zawsze mówił, że aktorstwo jest jak wielki kocioł, który od momentu wejścia na scenę cały czas wrze i tylko od czasu do czasu pokrywa się podnosi i puszcza parę.

Recenzenci teatralni często sugerują, jak powinno się wystawiać, zwłaszcza znane, opery. Czy takie kryterium oczekiwań i powinności w ogóle ma rację bytu w sztuce?
Dla mnie w sztuce i w reżyserii najważniejsze jest tylko jedno kryterium. Kryterium wiarygodności. Nie ma znaczenia, czy dzieło zagramy do góry nogami. To jest kwestia interpretacji. Uważam, że zadaniem artysty jest dawać nadzieję, a zadaniem sztuki stawiać pytania. A reżyser jest od tego, żeby widz uwierzył bohaterom i ich emocjom.

W planach ma Pani realizację Traviaty Giuseppe Verdiego. Historia zatoczyła koło?
(śmiech) W czasach kiedy zdałam do Szkoły Teatralnej, trzeba było odbyć praktyki studenckie. Moje odbywały się w Operze Narodowej, w której przygotowywano Traviatę, w bardzo tradycyjnej, można powiedzieć oczywistej wersji. Nie wzbudzało to mojego zachwytu. Nie przekonał mnie również Robert Carsen, reżyser kanadyjski, który wystawił Rusałkę w Operze Paryskiej w… basenie. Potem zapanowała moda na granie w kaloszach i deszczu na scenach operowych. Bardzo efektowne pluskanie, ale czy wzruszające? Minęło 40 lat i polska opera jest na zupełnie innym poziomie inscenizacji, interpretacji.
Odnajduje się w różnych estetykach, plastyce, jest skupiona na poszukiwaniu znaczeń. To otwiera nowe drzwi i daje ogromne możliwości. Dlatego propozycja dyrektora Opery Wrocławskiej, Marcina Nałęcza- Niesiołowskiego, szalenie mnie ucieszyła. Moja Traviata to będzie apoteoza bogactwa możliwości, jakie niesie życie. Bogactwa przeżyć, emocji, zwycięstw i porażek. To też opowieść o zawiści i braku tolerancji.

Pani jest tolerancyjna?
Moim domem od zawsze był hotel. Granie w filmach, i związane z tą pracą podróże, nauczyły mnie tolerancji do drugiego człowieka. Miałam szczęście kręcić filmy w różnych miejscach na ziemi. Poznawanie ludzi różnych kultur, ale też różnych osobowości po prostu, rozmowy i dyskusje, różne kultury pracy, to wszystko nauczyło mnie tolerancji. W młodości, w liceum, szkole teatralnej, byłam bardzo zbuntowana, zamknięta na świat.
Uważałam, że powinien wyglądać tak, jak ja chcę. W ogóle wszyscy powinni wyglądać tak, jak ja chcę. Wszystko, co było odmienne od moich oczekiwań, wydawało mi się nieciekawe. Dziś jestem ciekawa odmienności i otwarta na nią. Dlatego w Halce, tak jak w innych dramatach, szukam wybaczenia, zrozumienia drugiego człowieka.

To niełatwe zadanie w czasach, w których dominują doraźne cele i gubią się wartości.
Wychowałam się na piosenkach Bułata Okudżawy, Mazowsza i harcerstwie. To zbudowało moją tożsamość i nauczyło tolerancji. Popieram wszystkie działania, które pozwalają odbudować w ludziach tożsamość, przywrócić pamięć o tym, kim są, kim byli ich dziadkowie. I proszę nie mylić tego z patriotyzmem. Chodzi o przywracanie pamięci o tych, których już nie ma. Naród, społeczeństwo bez tożsamości nie istnieje.

Potrafi pani dużo poświęcić dla obrony wartości, które są dla pani ważne. Odejście w 1983 roku z Teatru Narodowego nie było chyba łatwe?
Tak! To był protest przeciwko formie zwolnienia Adama Hanuszkiewicza, dyrektora Teatru Narodowego. Graliśmy wtedy Wesele Wyspiańskiego, ja grałam Marynę, on Poetę. I raptem Adam zaczyna mówić mój tekst, a więc ja mówię jego, i tak do końca sceny. Był całkowicie poza rolą. Po spektaklu Adam powiedział, że na chwilę przed nim, z telewizji, dowiedział się, że został zwolniony. To była ogromna strata dla Teatru Narodowego i jego tożsamości. Hanuszkiewicz jeździł po świecie, przełamywał konwencje. Teatr Narodowy istniał bardzo mocno na europejskiej mapie teatralnej – a to się wówczas nie podobało. Kiedy przyszłam do teatru rozwiązać umowę, zobaczyłam na dziedzińcu pana, który coś rąbał. Okazało się, że rąbał przepiękne ogromne zdjęcia Marka Langdy, naszego fotografa, na których byłam ja i moi koledzy: Daniel Olbrychski, Zofia Kucówna, Wojtek Pszoniak, pamiętna Bożena Dykiel w Balladynie. Ot, tak zabił tożsamość tego miejsca i wówczas zrozumiałam, że moja decyzja o odejściu jest słuszna.

Doświadczenie reżyserowania Halki ośmieli panią do nowych wyzwań? Może teraz film?
Od dwudziestu lat przymierzam się do zrobienia filmu o Poli Negri. Trzymam scenariusz w szufladzie i ciągle wierzę, że uda mi się go w końcu zrealizować. Mam to szczęście, że nikt inny nie ma tego, co jest zawarte w moim scenariuszu – rozmowy Poli Negri z Hitlerem. I żeby mieć to na wyłączność, umieściłam ją w mojej książce [Ścigając pamięć, przyp. red.], tak na wszelki wypadek, żeby udowodnić, że byłam pierwsza. Zapewniam, że to fascynująca rozmowa i materiał na film, który opowie o wielkiej legendzie kina, żyjącej w faszystowskich Niemczech tuż przed wybuchem wojny, właśnie przez pryzmat tej rozmowy. Jak mawiał mistrz, Andrzej Wajda: Pomysł na film bierze się z jednej sceny, dookoła której budujemy całą resztę. Jeżeli mamy tę scenę, to mamy cały film.

Czy jest taka scena, wokół której zbudowała pani swoją Halkę?
To scena, w której Zosia ubrana jest jak do ślubu: ma przepięknie zdobiony kostium, biżuterię, welon. Kiedy dociera do niej to, co wydarzyło się pomiędzy jej mężczyzną -Januszem a Halką, na naszych oczach zdejmuje to wszystko. I okazuje się, że pod spodem ma ubranie identyczne jak Halka. Chciałam pokazać, że Halka i Zosia, dwie kobiety jednego mężczyzny, to jedna kobieta. To lustrzane odbicie ma symbolizować kobiecość, współczucie, empatię, porozumienie. To jest scena, na której bardzo dużo ludzi wyciąga chusteczki i płacze. Na jednym z pokazów była pani ambasador z Wietnamu, która przyszła później do mnie bardzo przejęta i zapytała kiedy to się wydarzyło i czy to rzeczywiście prawdziwa historia. Odpowiedziałam, że to się wydarzyło sto pięćdziesiąt lat temu, ale to się wydarza w dalszym ciągu i na całym świecie. Widziałam niedowierzanie w jej oczach.

Z Wajdą kojarzy mi się kolejna walka o to, co dla pani ma wartość. W tym wypadku była to chęć zagrania w Panu Tadeuszu.
Rolę Telimeny miał zagrać ktoś inny, ale nie było jeszcze podpisanych umów. Mieszkałam wtedy w Los Angeles. Zadzwoniłam do mistrza i zapytałam go o tę rolę i usłyszałam, że nie pasuję do roli Telimeny i nie ma takiej możliwości, żebym ją zagrała. Poprosiłam go o próbne zdjęcia. Był zdziwiony, bo w Polsce nikt ich wówczas nie robił. One się w końcu odbyły, a ja otrzymałam tę rolę.

Pisze pani książki, scenariusze, teksty piosenek, reżyseruje. Aktorstwo już pani nie wystarcza?
Pozwolił mi na to czas, teraz mogę przysiąść, napisać opowiadanie, tekst piosenki, sięgnąć do starych listów miłosnych. Jestem ciągle ciekawa i głodna serca, emocji. Zresztą napisałam i nagrałam kiedyś piosenkę, w której jest taki fragment: Nakarm myślą głodne serce, nim przyprószy smutek nasz. Wypuść mnie ze złotej klatki, chcę skrzydłami dotknąć gwiazd. Jeżeli człowiek jest wciąż głodny serca i myśli, to wówczas jego życie nie jest nudne, przez to on sam nie jest nudny.

Ten głód pomógł pani podjąć decyzję o wyreżyserowaniu opery?
Opera była niezwykłym prezentem od losu, którego się nie spodziewałam. Prezentem, w którym pozwolono mi coś dać od siebie, przekazać dalej te doświadczenia zdobyte na wszystkich etapach mojego życia prywatnego i zawodowego, o których dziś rozmawiamy. Dodam, że najwięcej, a może i wszystkiego nauczyłam się od Adama Hanuszkiewicza i to ogromny dla mnie zaszczyt że mogłam podzielić się tym doświadczeniem z tak wspaniałymi artystami Opery. To są czarodzieje obdarowani niebiańskim czasem głosem.A ja wciąż mam ochotę na więcej. (śmiech). |

 

HUNGRY FOR THOUGHTS AND HEART

She worked with the masters of Polish cinema and theatre: Kieślowski, Wajda, Konwicki, Hanuszkiewicz and Jarocki. The list of names is long. Today, she sets acting aside and devotes herself to directing. Behind us is her original version of Halka by Moniuszko at the Wroclaw Opera, and now she plans to create a great en plein-air staging of La Traviata and a feature film about Pola Negri. Here is Grażyna Szapołowska, a woman who is not afraid of challenges and still wants more.

 

Text: Katarzyna Skorska, Jacek Górecki
Photo: Michał Zagórny

 

Do we need happy endings?
As a person of art I will that everything requires a fabulous happy end. We miss fairy tales with happy endings. Those which affected my maturity and sensitivity are over. Now it is time to deform them – evil, death, and fight win, and happy endings lose. Dwarfs used to be only good, now they can be really bad. There is no magic in fairy tales, and there is no magic in our lives. We stopped dreaming and believe in a happy ending.

Halka is a story of unfulfilled love and disappointments. In your performance, will the viewer find the hope for a happy ending?
For me, art should bring hope for something better. If art is devoid of emotions or does not give hope, I am not interested in it. I watch a lot of movies, they are often images awarded around the world and they everything what is necessary: good photos, interesting subject, effects but … they do not have feelings. It is like watching empty frames. Our performance is about emotions and I believe that it touches deeply hidden feelings. However, I will not reveal the ending. Let it be a surprise for spectators.

During the first meeting with the soloists, you said a sentence that seems crucial and coherent when it comes to your vision of art based on emotions. You told the singers: You are all innocent.
At a certain stage of my professional life, I realized that as an actress I lost my innocence long ago, that I know how to control the audience, what tools I should use to achieve the effect I want. Humans are born innocent, but we lose this innocence gaining life experience. I decided that I had to do my best and fight for this innocence as it is the only way to keep the sense and credibility of my work. Speaking of our characters: can you blame Halka for not loving Jontek? Is Jontek guilty of not being able to show Halka her mistakes and that this helplessness makes him – at times a cruel – a jester? Is Janusz guilty that Halka, whom he forgot about, has such a great feeling for him? That she finds him during his engagement with Zosia? And why is Zosia guilty? The tragedy emerges from this tangle of innocence.

How much your acting experience has helped you lead and direct opera singers. The operatic convention, with its artificiality, pomposity, often does not help to believe in the emotions of the characters.
Opera acting is often statuesque, it is true. I was moved when the actors after working on Halka thanked me saying that I had taught them more than anyone else. For me, the most important thing was to sing and give spectators thrills. The basis is to understand the emotions of your hero, look for them in yourself. This makes the character credible and if we add the amazing voices we get a feast for our souls, and senses. Tadeusz Łomnicki, my professor always said that acting is like a big cauldron. It’s been boiling since the first moment when an actor enters the stage, but the lid should be lifted only from time to time to blow off some steam.

Theatre critics often suggest how to stage, especially well known, operas. Do you find this criteria relevant when it comes to art?
When we talk about art and directing there is only one relevant criterion. Credibility. It does not matter if we stage it upside down, or not. This is a matter of interpretation. I believe that the artist’s job is to give hope and the main purpose of art is to ask questions. And the director’s job is to make spectators believe in characters and their emotions.

You are going to work on Traviata by Giuseppe Verdi. History has come full circle?
(laughs) In the days when I was applying to the Theatre School, I had student internships at the National Opera, in which Traviata was being prepared, in a very traditional one, one can say the obvious version. It did not arise my interest or admiration. I was also not very convinced by Robert Carsen, a Canadian director who staged Rusalka at the Paris Opera in …. pool. Then came the fashion for playing in rain boots and rain on opera stages. Effective, but is it touching? Forty years have passed and the Polish opera is on a completely different level of staging and interpretation. It finds itself in various aesthetics, art, and it is mainly focused on searching for meanings. It opens a new door and gives great opportunities. That is why the proposal of the director of the Wrocław Opera, Marcin Nałęcz- Niesiołowski, made me very happy. My Traviata will be an apotheosis of the abundance of opportunities that life brings. Variety of experiences, emotions, victories and defeats. It is also a tale of envy and lack of tolerance.

Are you tolerant?
My home has always been a hotel. Playing in movies, and travelling involved in this work, taught me tolerance for another human being. I was lucky enough to make films in various places on earth. Getting to know people of different cultures, but also different personalities. Conversations and discussions, different work cultures, all these things taught me tolerance. In my youth, in high school, theatre school, I was very rebellious, closed to the world. I thought the world should look like I want it to look. In general, everyone should look like I want. Everything that was different from my expectations seemed uninteresting. Today I am curious about the otherness and open to it. Therefore, in Halka, as in other dramas, I am looking for forgiveness, understanding of another person..

This is not an easy task in times where immediate goals dominate, and values get lost.
I was raised on the songs of Bulat Okudzhava, Mazowsze and scouting. It built my identity and taught tolerance. I support all activities that allow people to rebuild their identity, restore the memory of who they are, who their grandparents were. And please do not confuse it with patriotism. It’s about bringing back memories of those who are gone.

A nation, a society without identity does not exist. You can sacrifice a lot to defend values that are important to you. Leaving the National Theatre in 1983 was probably not easy?
It wasn’t. It was a protest against the form of dismissal of Adam Hanuszkiewicz, director of the National Theatre. We played Wyspiański’s Wedding then, I played Maryna, he was the Poet. Suddenly Adam starts to speak my text. He was completely out of role. After the performance, Adam said that just before the show, he learned, from tv, that he had been fired. It was a huge loss for the National Theatre and its identity. Hanuszkiewicz travelled around the world, breaking conventions. The National Theatre existed very strongly on the European theatre map – and that was not what he liked at the time. When I came to the theatre to terminate the contract, I saw in the courtyard a man who was chopping something with an axe. He was chopping beautiful pictures taken by Marek Langda, our photographer, in which was I and my colleagues: Daniel Olbrychski, Zofia Kucówna, Wojtek Pszoniak, memorable Bożena Dykiel in Balladyna. He just killed the identity of this place, and then I understood that my decision to leave was right.

The experience of Halka will embolden you to new challenges? Maybe it is time for a movie?
For twenty years I have been trying to make a film about Pola Negri. I keep the script in a drawer and I still believe that I will be able to achieve it in the end. I am lucky that no one else has what is included in my scenario – conversations of Pola Negri and Adolf Hitler. And to have this exclusive, I put it in my book [Chasing the memory, editorial note], just in case, to prove that I was first. I assure you that this is a fascinating conversation and material for a film that will tell you about the great legend of cinema living in fascist Germany just before the outbreak of war, precisely through the prism of this conversation. As the master Andrzej Wajda said: The idea for a film comes from one scene, around which we build the rest. If we have this scene, then we have the whole movie.

Is there a scene around which you built your Halka?
This is the scene in which Zosia is dressed as for a wedding: she has a beautifully decorated costume, jewellery, veil. When it comes to what happened between her man Janusz and Halka, she takes it off in front of our eyes. And it turns out that underneath it she has clothes identical to Halka. I wanted to show that Halka and Zosia, two women of one man, are actually one woman. This mirror image is meant to symbolize femininity, compassion, empathy, understanding. This is a scene where a lot of people pull out tissues and cry. After one of the shows the ambassador of Vietnam, came to me and asked when the story happened and if it is real story. I told her that it had happened one hundred and fifty years ago, but it happens all over the world. I saw the disbelief in her eyes.

When we talk about I think about another fight for what is precious to you. I mean In the desire to play in Pan Tadeusz.
The role of Telimena was to be played by someone else, but no contracts were signed yet. I lived in Los Angeles then. I called the master and asked him about this role and I heard that I do not fit the role of Telimena and there is no way I can play it. I asked him for trial photos. He was surprised, because in Poland no one was doing them then. Trial photos finally took place, and I received this role.

You write books, scripts, lyrics, directs. Acting is not enough for you?
I have time for that, now I can sit down, write a story, lyrics, reach for old love letters. I am still curious and hungry for heart, emotions. Besides, I wrote and recorded a song once, in which you can find a fragment: Feed the hungry heart with your thoughts before it sprinkles the sadness of ours. Let me out of the golden cage, I want to touch the stars with my wings. If a man is still hungry for heart and thoughts, then his life is not boring, because he is not boring.

This hunger helped you decide to direct the opera?
Opera was an extraordinary gift from fate which I did not expect. A gift in which I was allowed to give something from myself, to pass on those experiences gained at all stages of my private and professional life that we are talking about today. I would like to add that I had learned most, or maybe even everything from Adam Hanuszkiewicz and it is a great honour for me that I could share this experience with such wonderful artists of the Opera. They are wizards gifted with a heavenly voice. And I still want more. (laugh). |