Zakończyły się konkursowe przesłuchania XVIII-ego Konkursu Chopinowskiego. Kończy się zatem jedno z najwspanialszych i najbardziej prestiżowych wydarzeń kulturalnych jakie organizujemy w Polsce od blisko 100 lat. Sam fakt, że Konkurs udało się przeprowadzić mimo ciągle trwającej pandemii jest sukcesem samym w sobie jednak z całą mocą należy podkreślić, że absolutnie w żadnym aspekcie nie przyćmiło to imponującego poziomu artystycznego tej najważniejszej na świecie rywalizacji pianistów.

Tekst: Jan Melloman

Jednym z najboleśniejszych braków jakie przyniosła pandemia było bez wątpienia odwołanie ubiegłorocznego konkursu Chopinowskiego. Szczególnie, że odbywa on się niezwykle rzadko (co 5 lat) i przypomina całemu światu, że człowiek, który wyniósł fortepian do rangi jednego z najważniejszych instrumentów muzycznych na świecie był Polakiem, urodzonym w podwarszawskiej Żelazowej Woli. Zamiast muzyki, która nizinnemu Mazowszu dodaje romantycznej magii równej najpiękniejszym, śródziemnomorskim klifom otrzymaliśmy lock down i zamknięte sale koncertowe – po prostu rozpacz, nie tylko dla melomanów, ale dla każdego, wrażliwego człowieka.

Dlatego oczekiwania wobec kończącego się właśnie, przełożonego o rok konkursu były wysokie i pełne obaw. Przed koncertami laureatów możemy odetchnąć: udało się! Organizatorzy bardzo napompowali atmosferę przed rozpoczęciem konkursu; nigdy aż tak nie celebrowano eliminacji, które zamiast w kwietniu rozpoczęły się w lipcu i wyłoniły 78-miu uczestników, do których dokoptowano 9-ciu pianistów – laureatów innych konkursów, którzy otrzymali dzięki temu udział w głównym konkursie bez eliminacji.

Od samego początku widać było wysoki poziom u wszystkich wykonawców. Przed szacownym jury, któremu od kilku edycji konkursowych przewodniczy jedna z najwybitniejszych pedagogów, przedstawicielka słynnej bydgoskiej szkoły pianistycznej profesor Katarzyna Popowa-Zydroń postawiono bardzo trudne zadanie. Tym bardziej, że – jak wiemy z przeszłości, decyzje jurorów często bywały kontrowersyjne a czasami zupełnie rozmijały się z oczekiwaniami krytyków i publiczności. Już wyniki pierwszego etapu wywołały sporo emocji i pytań, czy ponownie jurorzy nie pójdą własną, nie do końca zrozumiałą drogą. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że było to zagranie lekko makiaweliczne, gdyż odrzucając w pierwszej części rywalizacji wielu, znakomitych pianistów zrobiono sobie nieco przestrzeni na następne etapy, aby kolejna selekcja, w której pożegnano uczestników „teoretycznie gorszych” była bardziej oczywista. Wyniki dalszej części rywalizacji były mniej kontrowersyjne a ostateczne rozdzielenie nagród wśród laureatów można uznać za oczekiwane. Do ścisłego finału przepuszczono rekordową liczbę aż dwunastu pianistów. Powód wydawał się oczywisty od samego początku i chyba nikt go nie kwestionował; był nim nadzwyczajny poziom reprezentowany przez uczestników. I to zarówno w warstwie technicznej jak i interpretacyjnej – dosłownie fortepianowy „ogień”.

Prym wiedli Azjaci (chociaż reprezentowali często kraje spoza Azji) a kroku próbowali dorównać im europejscy pianiści. Od kilkunastu lat powszechnie uważa się azjatyckich muzyków za niedoścignionych pod względem technicznym. Gorzej bywało w aspekcie ich muzykalności. Jednak triumf Song-Jin Cho z Korei Południowej w poprzedniej edycji konkursu (2015) ostatecznie pogrzebał ten stereotyp. Azjatyccy uczestnicy tegorocznej edycji także zademonstrowali się jako dojrzali i uduchowieni artyści i wydaje się, że dokonali niemożliwego; jeszcze bardziej „podkręcili” poziom techniczny swojej gry. Ukoronowaniem takiej tendencji było bezapelacyjne zwycięstwo Kanadyjczyka Bruce’a Liu, który brawurowym, fragmentami zaskakująco odkrywczym wykonaniem koncertu fortepianowego e-moll de facto nie pozostawił jurorom wyboru: musiał wygrać i wygrał. To była także swoista „wisienka na torcie” tej niezwykłej rywalizacji, gdyż jak wspomniałem, każdy z finalistów reprezentował nadzwyczajny poziom a mimo to w samej końcówce Bruce Liu „pozamiatał”. Co ciekawe, zwycięzca nie otrzymał żadnej nagrody specjalnej (za najlepsze wykonanie mazurków, polonezów lub koncertu) co – jak przekonująco tłumaczyła przewodnicząca jury, wynikało z chęci wyróżnienia większej liczby finalistów a nie z gorszego wykonania któregokolwiek z utworów przez laureata pierwszej nagrody.

Zatem za najlepszego interpretatora mazurków uznano Jakuba Kuszlika z Polski, koncertu fortepianowego Martina Garcia Garcię z Hiszpanii (zagrał drugi koncert fortepianowy f-moll, zawsze rzadziej wybierany przez finalistów w każdej edycji konkursu) a sonaty Alexandra Gadijeva reprezentującego Włochy i Słowenię (ten sam pianista zajął w całym konkursie drugie miejsce ex aequo z Japończykiem Kyohei Soritą). Także czwarte miejsce rozdzielono i przyznano zarówno efemerycznej i zwiewnej Japonce Aimi Kobayashi, która w poprzedniej edycji konkursu (2015) także dotarła do finału lecz nie otrzymała wówczas żadnego wyróżnienia oraz wspomnianemu już Polakowi, Jakubowi Kuszlikowi. Trzecią nagrodę otrzymał Martin Garcia Garcia, piątą ognista Włoszka Leonora Armellini a szóstą zaledwie 17-to letni JJ Jun Li Bui z Kanady, który mimo młodego wieku zachwycił nie tylko technicznie. Nie przyznano nagrody za najlepsze wykonanie Poloneza co ponownie dość klarownie tłumaczyła przewodnicząca jury profesor Popowa-Zydroń; było tak wiele, tak świetnych interpretacji, że jurorzy nie mogli się zdecydować która była najlepsza. Tym samym można stwierdzić, że na przestrzeni dwóch konkursów najlepiej Poloneza (w tym wypadku As-dur) zagrał zwycięzca poprzedniego konkursu, Koreańczyk Song-Jin Cho z czym osobiście w pełni się zgadzam. Wszystkich, którzy już nie pamiętają tego nadzwyczajnego występu Koreańczyka odsyłam do bogatych zasobów organizatora (Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina) zgromadzonych na profilu YouTube.

 

Chopin multimedialny, 24 godziny na dobę

W tym miejscu koniecznie należy podkreślić super profesjonalną i pełną ofertę multimedialną konkursu. Od samego początku, każdy występ, każdego uczestnika był dostępny w bezpośredniej relacji „na żywo” zarówno z poziomu transmisji TVP Kultura, drugiego programu Polskiego Radia jak i kanału YouTube. A wszystko to w najwyższej jakości dźwięku i obrazu, z kilkunastu kamer i mikrofonów – jeszcze nigdy w sali koncertowej Filharmonii Narodowej nie widziałem tak gęstej sieci mikrofonów rozpiętych nad sceną. Efekt był wspaniały, wyraźnie słyszalny i wielkie słowa uznania nalezą się całej ekipie reżyserów dźwięku pracujących przy konkursie (zastrzeżenia do ich pracy może zgłaszać jedynie waltornista orkiestry symfonicznej warszawskich filharmoników towarzyszących finalistom, który miał problemy z poprawnym nastrojeniem swojego instrumentu co akurat w koncercie fortepianowym e-moll jest zawsze „boleśnie” zauważalne 😉 )

 

Steinway to nie wszystko

Kolejnym, bardzo interesującym wnioskiem płynącym z zakończonego konkursu jest pozycjonowanie marek fortepianów na których grali pianiści. Podobnie jak w latach poprzednich, znakomita większość z nich wybierała instrumenty uznanej, amerykańskiej firmy Steinwey & Sons. Jednak zarówno zwycięzca jak i czterech pozostałych laureatów „powygrywało” swoje wielkie nagrody na fortepianach konkurencji (japońskich Kawai oraz włoskich Fazioli). Steinweya wybrało zaledwie 3-ech laureatów co można uznać za swoistą porażkę słynnych, amerykańskich fortepianów. Na szczególne wyróżnienie w tym gronie zasługuje instrument wybrany przez zwycięzcę (Bruce’a Liu), laureata trzeciej nagrody, Martina Garcia Garcię i laureatkę piątego miejsca Leonorę Armellini. Będąca nieco w cieniu amerykańskiego lidera, włoska manufaktura przygotowała na tegoroczny Konkurs swój flagowy model F308, którego nazwa bezpośrednio nawiązuje do jego długości (instrument mierzy 308 cm i jest najdłuższym koncertowym fortepianem na świecie). Ponadto F308 Fazioli pokryty jest matowym lakierem, wykończony wewnątrz przepięknym palisandrowym drewnem i charakteryzuje się nieco metalicznym dźwiękiem słyszalnym szczególnie w wyższych rejestrach (prawej ręki). Może to mieć duże znaczenie przy koncertach fortepianowych granych z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej, gdyż pozwala wyraźniej zaznaczyć brzmienie fortepianu mimo orkiestrowego tutti (tutti – znaczy „wszyscy”, red.). Przy takiej charakterystyce fortepianu łatwiej pianiście zademonstrować wyrafinowaną artykulację co przy szybkim tempie gry potęguje efekt biegłości technicznej. Być może miało to wpływ na ocenę finałowego występu Bruce’a Liu, który przecież wygrał cały konkurs grając właśnie na tym fortepianie.

 

Zupełnie niezrozumiałe jest niemal całkowite zignorowanie tegorocznego konkursu przez wielkie media komercyjne. Przy oczywistej i pełnej świadomości, że od początku konkurs produkują i w całości transmitują media publiczne (co należy przyznać – wbrew obawom, zrobiły doskonale) kompletne pominięcie wydarzenia tej rangi przez innych zahacza o małostkowy bojkot i nie przystoi poważnym i uznanym markom medialnym. Wszak Chopin i jego muzyka wyrastają ponad wszelkie spory, są totalnie kosmopolityczne, łączą wszystkich wrażliwych ludzi w najodleglejszych zakątkach świata i tworzą unikalny międzynarodowy przekaz w którym od zawsze, magicznie i pięknie wpleciony jest pierwiastek polskości. Należy korzystać z tej magii i mówić o niej wszędzie, do wszystkich edukując i rozpowszechniając wiedzę i muzykę naszego romantycznego geniusza.

Nie mogę także zrozumieć potrójnych, identycznych koncertów laureatów organizowanych jakby kompletnie bezrefleksyjnie i bez obaw o nadmierne, fizyczne i psychiczne wyeksploatowanie nagrodzonych pianistów co najprawdopodobniej związane jest z brakiem w Warszawie dużej sali koncertowej mogącej pomieścić znacząco więcej chętnych podczas jednego koncertu niż malutka sala Filharmonii Narodowej. Ale przecież nie jest to wina pianistów więc zmuszanie ich do codziennej gry, przez trzy dni pod rząd, de facto poza konkursem, bezpośrednio po zakończeniu blisko miesięcznej rywalizacji zahacza o skrajną bezduszność. Szczególnie w przypadku zwycięzcy, który musi na każdym z tych wieczorów wykonywać potężny koncert fortepianowy co w połączeniu z ostatnim, konkursowym etapem daje łącznie 4 dni grania non-stop tej wymagającej formy muzycznej. Naprawdę można to rozwiązać bardziej humanitarnie.

 

Wielu pyta, czy taka ilość muzyki Chopina nie bywa przytłaczająca i nużąca? Ogromna popularność konkursu, jego wyśmienita oprawa, świetna organizacja (mimo małych niedociągnięć, które można i należy pominąć) jak i rosnące zainteresowanie praktycznie całego świata w finałowych fazach rywalizacji jednoznacznie rozwiewają wątpliwości: nie, nigdy dość Chopina! Na zakończenie i pocieszenie wypada dodać, że kolejny konkurs odbędzie się w roku 2025, czyli (już) za cztery, a nie za pięć lat.