Katarzyna Dyjewska – wulkan energii i Himalaje pracowitości. Idzie swoją drogą, a sukcesy, które po drodze osiąga, dają jej nie tylko satysfakcję, ale i pewność, że to właściwa droga.

 

Tekst: Beata Brzeska
Zdjęcia: Izabela Siemiątkowska

 

Dwa grzyby w sztukę

Uchodzi za osobę pracowitą i z pewnością coś w tym jest, bo na czwartym roku architektury na Warszawskiej Politechnice złożyła teczkę na ASP i studiowała równolegle dwa kierunki. Dyplomy broniła rok po roku. I to z sukcesem. Zawsze wiedziała, że chce malować, ale po maturze pragmatyzm wziął górę. Wśród posiadanych zdolności była też matematyka, a że w rodzinie byli już architekci, wybór wydawał się oczywisty. To studia wymagające dużo pracy i samodyscypliny, cech, które artystyczna dusza Kasi posiada niemal w nadmiarze. W twórczości Dyjewskiej malarstwo i architektura bardzo się wspierają i wzajemnie inspirują. Projektując, ma więcej luzu, szersze horyzonty i nieco inną perspektywę, którą daje malarstwo. Doświadczenie w projektowaniu – rozumienie przestrzeni, precyzyjność, myślenie kształtem, bryłą – widać z kolei w jej obrazach. Wykreśla projekty obrazów, do skomplikowanych układów geometrycznych wykorzystuje programy dla architektów.

W mieście bez miejsca

Architektura to jednak w twórczości Dyjewskiej dużo więcej niż technika czy warsztatowe eksperymenty. Jest zafascynowana miastem, budynkami, przestrzenią. Wychowała się w mieście, lubi włóczyć się po ulicach i patrzeć. Jest dobrym obserwatorem. Co widzi? Człowieka. To o nim opowiada i to on jest głównym bohaterem jej obrazów, choć czasem trudno go dostrzec. Miasto jest kontekstem, tłem, środowiskiem – przytłaczającym, wręcz opresyjnym. Geometryczne labirynty, struktury bez wyjścia. Zamknięci, wyizolowani ludzie przytłoczeni otaczającymi murami. Jeden z cyklu jej obrazów ma tytuł /bez/miejsca, co niesie wiele znaczeń. Każdy jest skądś, nie u siebie, zmienia miasta, mieszkania. Miasto pozostaje zawsze zewnętrzne, nieoswojone, żyje własnym osobnym życiem. Choć sama nie chce tego nazywać, skojarzenie z pokoleniowym doświadczeniem nasuwa się samo – Kasia jest głosem swojego pokolenia. Mówi: Większość moich znajomych żyje w ciągłej zmianie. Pędzel jest moim środkiem wyrazu i często nie umiem opisać słowami tego, co maluję. Dobra sztuka jest szczera, człowiek nie wymyśla, tylko maluje to, co widzi, czego doświadcza, co jest mu bliskie. Nawet prace prawie abstrakcyjne opierają się na tym, co było mi dane zobaczyć i przeżyć.

Przejścia II , 130×130 cm, olej i pasta woskowa na płótnie, 2019 r.

Warsztat form i treści

Maluje bardzo długo, nie spieszy się, obraz jest dokładnie taki, jak chce, jaki ma być. Sztuka współczesna jej zdaniem musi być balansem pomiędzy formą a treścią. Wypełniona samą formą nie trafia do współczesnego odbiorcy. I odwrotnie, w czasach ulotności informacji, zmienności, pogoni za nowością, niektórym propozycjom w sztuce brakuje solidnego warsztatu. Dlatego wybiera klasyczne malarstwo olejne na płótnie, na sztaludze, choć nie zawsze maluje pędzlem, eksperymentuje i eksploruje tę technikę. Farby nakłada warstwami, jak starzy mistrzowie niderlandzcy, ale stara się przekuć to na język współczesny. To taka trochę medytacja, joga, mantra, psychoterapia. Malowanie w ten sposób to świadomy wybór. Mogłaby robić wideo-art, ale swoim pracom chce nadać walor trwałości. Tylko wtedy warsztat i treść są spójne z tym, o czym chce powiedzieć. Warsztat daje jej nieskończenie wiele możliwości i jest ucieczką od tymczasowości. To jak zestawienie mebli z IKEI z szafą gdańską – mówi. Wszystko jeszcze w jej pracy ciągle dojrzewa, zmienia się. Na studiach doktoranckich w Gdańsku odkrywa nowe perspektywy, lepiej rozumie, co chce przekazać. Jeszcze nie wie, jak to wpłynie na jej malowanie, ale wie, że wpłynie na pewno. Zaczyna czuć farbę, może się nią bawić i nad nią panować.

Inspiracje

Czerpie z otaczającego ją świata, zbiera historie, informacje i zapisuje w pamięci. Historia nastolatki, która popełniła samobójstwo, po tym jak znajomi skrytykowali jej zdjęcie na Instagramie, Parasite – film, którym się zachwyciła, ławki w parku dla singli, teksty raperów. Obserwuje rzeczywistość. Ma też bardziej „klasyczne” źródła inspiracji. Maurits Esher, grafik o wyjątkowej wyobraźni geometrycznej i, co chyba nieprzypadkowe, najbardziej znany artysta w świecie nauki, posługujący się językiem matematyki. Oszczędny w środkach wyrazu David Hockney i największy, niedościgniony mistrz Pieter Bruegel – jego warsztat, nowatorstwo, odwaga poszukiwania nowych technik. Wspólnym mianownikiem wszystkich inspiracji jest aura niedopowiedzenia, metafora, tajemnica i nieograniczona przestrzeń dla indywidualnej interpretacji. Takie światy maluje, uruchamiając wyobraźnię widza i pozostawiając pełną swobodę interpretacji poruszonych emocji.

Wampiry budzą się nocą, 2x130x130 cm, olej i werniks na płótnie, 2018 r.

Hasło: Dyjewska. Odzew…

Podczas Nocy Muzeów miała wystawę w Łomży, na którą część gości trafiła przez czysty przypadek. To był najprawdziwszy kontakt z odbiorcą: Rozmawiając ze mną, używali słów, o których myślałam, malując. Mówili, że obrazy kojarzą się im z więzieniem, potrzaskiem, szkołą, że budzą niepokój, hipnotyzują. Był tam obraz przedstawiający chłopca grającego w piłkę na podwórku – studni. Na jednej ścianie była namalowana bramka (motyw wziął się z warszawskich Szmulek, gdzie wtedy mieszkałam, i zauważyłam, że z braku miejsca dzieciaki malują sobie takie bramki na kawałkach muru). Jeden z chłopców bardzo długo patrzył na ten obraz, w pewnym momencie odwrócił się i krzyknął do swojego brata: Tu jest jakieś wyjście! To było niemal magiczne przeżycie: poczuł ten potrzask, jednak znalazł wyjście. Nie ma lepszej recenzji niż spontaniczna, emocjonalna, szczera reakcja. I nie ma większej satysfakcji, niż odbiór zbieżny z tym, co  artysta chciał przekazać.
Nie lubi mówić o swoich obrazach. Chciałaby, żeby obrazy same się zawiesiły i mówiły za siebie. Komfort tworzenia dla siebie bez brania pod uwagę gustu potencjalnego odbiorcy jest ogromny. Kasia jest przekonana, że ta wolność artystyczna przyniosła jej wiele nagród, chociaż tworząc, w ogóle nie myśli o nagrodach i przyszłych wystawach. Ma mnóstwo propozycji. Czuje pozytywny odzew świata zewnętrznego.

Musi być duże

Obrazy Kasi Dyjewskiej atrakcyjnie wyglądają w internecie, ale trudno je sfotografować, bo skala reprodukcji nie oddaje całości. Muszą być duże. Duży format daje jej swobodę zabawy samym warsztatem. Mały format nie działa w takim opartowskim rozumieniu, nie buduje poczucia opresji, przytłoczenia. Po prostu nie współgra z Kasi zamiarem. Często ją namawiają, żeby odpuściła i malowała na mniejszych płótnach z czysto praktycznych względów, ale zawsze odpowiada: Chciałabym, żeby moje obrazy były jak torebki Louis Vuitton, ktoś, kto chce je mieć, po prostu je kupuje. Jak ktoś chce świetną szafę, to zamawia ją u stolarza, a nie szuka w sieciówce.

To nie raj 180×180 cm, olej , akryl, werniks na płótnie, 2019 r.

Kalambury

Tytuły są dla niej ważne, lubi grę słów, wieloznaczność, współgrającą z tym, co na obrazie. Ostatnio wystawiała w Galerii Bardzo Białej cykl Przejścia. Wszyscy zgodnie stwierdzili – widać, że to Dyjewska, chociaż tym razem spojrzała pod nogi, na chodnik i te białe ludziki oznaczające ciąg pieszych: pokiereszowane, wytarte, bez rąk albo nóg, z rozmytą głową, etc. Bardzo ją rozczuliły, jakby mówiły, że wszyscy mamy za sobą jakieś przejścia: w relacjach, ze sobą, w życiu w ogóle. Nabrały wieloznaczności. Doktorat, nad którym pracuje, będzie miał tytuł PUSTOSTANY, nawiązując do budynków i stanu duszy. Tytuł Wampiry budzą się nocą zainspirował Goya i Pezet. Inspiracje przychodzą z różnych stron.

Etat w korporacji

Od 8 lat w prywatnej szkole pomaga przygotować teczki na ASP albo architekturę, a w tym roku wygrała konkurs i zaczęła uczyć rysunku na rodzimej ASP. To inspiruje i nakręca do pracy. Robi to, co lubi i może dlatego wszystko udaje jej się połączyć i zorganizować. Uważa, i przetestowała to na sobie, że im więcej się robi, tym lepiej wszystko działa. Wszystko jest kwestią organizacji czasu. Maluję na zmianę z innymi aktywnościami. Zapisywałam kiedyś, ile czasu zajmuje mi namalowanie jednego obrazu. Okazało się, że tyle samo, co praca na etacie w korpo. Cel jest jeden – żyć z malowania. |