Ponad 90 procent Polski to tereny wiejskie, a mimo to zajmujemy się głównie problematyką miast. Tegoroczna wystawa w Pawilonie na Biennale Architektury w Wenecji miała to zmienić, ale jej organizacja z oczywistych względów napotyka problemy. Rozmawiam z Ewą Mielczarek z Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki, która organizuje Pawilon Polski.

 

Tekst: Przemysław Bociąga

 

Mieliśmy w planie rozmowę o polskiej obecności na Biennale Architektury w Wenecji, której otwarcie powinno się właśnie zbliżać. Tymczasem możemy zakrzyknąć jak radiowi komentatorzy sportowi: jaka szkoda, że państwo tego nie widzą!
Nowy oficjalny termin otwarcia to 29 sierpnia i działamy tak, jakby miało się odbyć. Ale cały czas trzymamy rękę na pulsie i czekamy na informacje od organizatora – Fondazione La Biennale di Venezia. Trudno uwierzyć, by mogło się obyć bez zmian, bo dużo produkcji w pawilonach rusza już wcześniej. Produkcja wystawy na ubiegłoroczne Biennale Sztuki zajęła nam kilka miesięcy, z czego ponad miesiąc spędziliśmy w Wenecji, pracując na miejscu.

Kuratorem tegorocznego Biennale Architektury jest Hashim Sarkis, a zaproponowane przez niego hasło przewodnie brzmi: Jak będziemy żyli razem?. Nie możemy opowiedzieć o wszystkich, zajmujących dużą część Wenecji, wystawach i wątkach. Powiedzmy sobie więc o tym, czego spodziewać się po Polskim Pawilonie. Tytuł naszej ekspozycji brzmi złowieszczo i proroczo: Trouble in Paradise – kłopoty w raju.
Roboczy tytuł brzmiał To, co znane, niekoniecznie jest poznane. Wieś, formy zamieszkania i produkcji. Wspólnie z autorami doszliśmy do wniosku, że lepiej zmienić tytuł na krótszy i bardziej chwytliwy. Tegoroczny projekt w Pawilonie odpowie na pytanie Sarkisa, przedstawiając wielowątkową opowieść o przyszłości wspólnotowego życia na wsi. Refleksje będą dotyczyć m.in. skutków klęski klimatycznej i globalnych kryzysów, także takich jak pandemia COVID-19.

Kim są ci autorzy?
Zespół Prolog +1 (Mirabela Jurczenko, Bartosz Kowal, Wojciech Mazan, Bartłomiej Poteralski, Rafał Śliwa i Robert Witczak) to młodzi ludzie. Mieszkają w różnych miejscach w Europie, mają różne doświadczenia. Jury konkursu zainteresowało to, że wśród zgłoszonych projektów był to jedyny, który podnosił temat wsi. To ciekawe, bo, jak zauważył Prolog +1 , według GUS-u 93 procent powierzchni Polski to tereny nazywane wiejskimi, tymczasem zazwyczaj to miasto przejmuje tę refleksję architektoniczną. Dlatego od początku jury zwróciło uwagę właśnie na ten projekt. Jeszcze jedna ciekawa rzecz to ta, że zwycięski zespół postanowił zaprosić też sześć zespołów z różnych krajów – trzy z Europy Wschodniej i trzy z Zachodniej, by spojrzały na sytuację polskiej wsi z zewnątrz. Oni proponują rozwiązania, jak może wyglądać polska wieś i jak w takich czasach światowych kryzysów może to być istotny element budowania nowej rzeczywistości.

Zagraniczne zespoły architektoniczne patrzą na polską wieś?
Oczywiście przychodzą do nas ze swoimi doświadczeniami, ale mają się odnosić konkretnie do polskiej wsi. Zastanowić się, jak mogliby użyć swoich doświadczeń, by, zupełnie puszczając wodze fantazji, zaproponować możliwe rozwiązania dla polskiej wsi. Wszyscy uczestnicy to zespoły architektów. Niektórzy mają zacięcie socjologiczne, niektórzy bardziej artystyczne, ale łączy ich architektura. Starają się zrozumieć specyfikę postsocjalistycznej Europy Środkowo-Wschodniej. Analizują trzy obszary zaproponowane przez kuratorów: terytorium, osadę i dom.


Wieś to rzeczywiście nieoczywisty kierunek refleksji. Już w tej chwili więcej mieszkańców Ziemi mieszka w miastach niż poza nimi, a ONZ prognozuje to jako trend w XXI wieku. Rosła będzie liczba megamiast, 50-milionowych i większych. Pytanie, czy wieś w ogóle ocaleje.
Ale są też zauważalne ruchy w drugą stronę: ludzie uciekają od miast. Mamy ruch ekologiczny, powrót do natury i korzystania z niej. A w mieście kooperatywy czy próby budowania wspólnotowości na grupach sąsiedzkiej wymiany. To właśnie takie rzeczy, które są zaczerpnięte z życia wiejskiego. Widzimy to nawet w kontekście epidemii: wielu ludzi ucieka na wieś – w takie miejsce, gdzie można się schronić, korzystać z dóbr naturalnych i uwolnić się od cywilizacji.

A nie jest to czasem nudna już trochę narracja: rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady?
Myślę, że współczesny świat będzie przed nami coraz częściej stawiał wyzwania. Ruchy w kierunku wsi świadczą o tym, że ujawnia się w nas potrzeba ucieczki od natłoku bodźców i nadmiaru informacji, które panują w mieście.

W ostatnim numerze rozmawialiśmy z prezeską fundacji Bęc Zmiana Bogną Świątkowską. Zachwalała miasto jako miejsce poszukiwania wspólnotowości. Na Biennale będziemy mieli coś na drugą nóżkę?
Na pewno, ale ten trend widać też w innych dzisiejszych wystawach: wieś jako temat powraca. W nowojorskim Guggenheim Museum mamy choćby wystawę Rema Koolhaasa zatytułowaną Countryside, The Future. Wprawdzie jej recenzje nie są entuzjastyczne, ale sam fakt, że Koolhaas, „architekt starej szkoły”, podejmuje się takiego tematu, o czymś świadczy.

Co możemy więc powiedzieć o polskiej wsi na podstawie planowanego pawilonu w Wenecji?
Zgodnie z harmonogramem właśnie spływają do nas projekty od pracowni zaproszonych do udziału przez Prolog +1. Pawilon zostanie podzielony na dwa obszary. Będzie go okalała kurtyna-panorama, na której znajdzie się kolaż z różnych elementów, które znajdują się obecnie na polskiej wsi. Projekt wykona w ściślej współpracy z kuratorami kolektyw fotografów i grafików: Michał Sierakowski, Paweł Starzec i Jan Domicz. Natomiast na środku stanie stół, gdzie efekty pracy zespołów będą przedstawione w formie makiet. Sam Prolog dokonał analizy stu lat polskiej wsi. Główne wnioski są takie, że to bardzo zaniedbany obszar, jeżeli chodzi o planowanie, a nawet refleksję architektoniczną. Jest porzucony, marginalizowany, izolowany. W architekturze wieś to niewygodna, niezrozumiana „inna” przestrzeń, która ma duży potencjał. Jest dużo obszarów, które można by poprawić, ale nie ma planistów, nie ma chęci, żeby tę wieś rewitalizować i starać się wspierać ludzi, którzy tam mieszkają.

Rozwiązania pokazywane na Biennale są często bardzo awangardowe. Zwykłem patrzeć na nie jak na pokazy mody – ciekawe, ale nie ma nic, co by można nosić na ulicy. Jaka jest szansa, że wystawa z Biennale Architektury zmieni nasze otoczenie?
Myślę, że celem kuratorów jest w ogóle podjęcie tej refleksji i zwrócenie uwagi na zjawisko, wypunktowanie problemów i pokazanie obszarów, w których można by zmieniać rzeczywistość. Ważne jest też to, żeby pokazać, że młodzi ludzie też chcą włączać tereny pozamiejskie do swoich rozważań.

Jeśli nie wieś, to co? Co możemy powiedzieć o projektach, które nie wygrały konkursu? Jakie dominowało w nich myślenie?
Większość odnosiła się do miasta. Poświęcone były dostępności miasta dla osób niepełnosprawnych, figurze polskich sklepów w ich wielopłaszczyznowym kontekście historycznym, czy umieszczenia w Pawilonie kolorowych parawanów z polskich plaż jako refleksji nad odgradzaniem się naszego społeczeństwa, barierami i dzieleniem przestrzeni. Był też projekt przeniesienia do Pawilonu witkiewiczowskiej chaty z Zakopanego.

W tej chwili nasz pawilon czeka, aż powstanie tam wystawa?
Tak, odkąd w grudniu opuściła go rzeźba Romana Stańczaka Lot, którą prezentowaliśmy na ubiegłorocznym Biennale Sztuki. Przygotowania na miejscu zaczynamy około miesiąca przed otwarciem imprezy, dlatego już niedługo powinniśmy mieć informacje o nowych planach, bo przecież jest jeszcze duża wystawa główna w Arsenale. To ogromna produkcja, dlatego przygotowania muszą się zacząć kilka miesięcy wcześniej.

Co to właściwie znaczy, że Polska ma w Wenecji swój własny pawilon?
Wystawa główna organizowana przez kuratora Biennale odbywa się w weneckim Arsenale. Nieopodal jest najbardziej prestiżowe dla imprezy miejsce – ogrody (Giardini). Tu mamy swoją siedzibę, murowany pawilon wybudowany w latach 30. przez polski rząd. Mamy to szczęście, że nie musimy wynajmować obiektów w przestrzeni miasta. Warto dodać, że ogród jest otwierany tylko na czas Biennale, a jako że Wenecja ma niewiele zielonych miejsc, ten park staje się celem spacerów wenecjan. Zazwyczaj czynny jest od maja do listopada, w tym roku o trzy miesiące krócej.

Może chodzi o to, żeby ruch odwiedzających Biennale przedłużył sezon po wakacjach, kiedy turyści i tak będą.
Ciężko sobie wyobrazić tak duży napływ ludzi z całego świata w tak krótkim czasie. W 2019 roku w ciągu sześciu miesięcy Biennale Sztuki odwiedziło 600 tysięcy gości, a w naszym pawilonie była ponad połowa z nich, co jest frekwencyjnym sukcesem.

A co, jeśli Biennale w tym roku w ogóle się nie odbędzie? Jest jakiś plan B?
Nie jest wykluczone, że wszystko się przesunie i Biennale Architektury odbędzie się dopiero w przyszłym roku. Co prawda jest już wybrana kuratorka Biennale Sztuki 2021 [jest nią Cecilia Alemani z Nowego Jorku – przyp. red.] i przygotowania wystawy na pewno ruszyły, ale trudno sobie wyobrazić, żeby tegoroczne Biennale Architektury w ogóle miało się nie odbyć.
Jesteśmy w końcowej fazie produkcji elementów wystawy i pracujemy nad katalogiem, żeby wyszedł zgodnie z pierwotnym, majowym terminem rozpoczęcia wystawy. Chcieliśmy przy tej okazji zrobić choćby symboliczne otwarcie i zorganizować wspólnie z Prologiem konferencję poświęconą terenom wiejskim oraz zaprosić na nią rozmaite środowiska związane z architekturą. Będziemy na bieżąco informować naszych widzów o sytuacji Polskiego Pawilonu w tej nieustannie dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. |

Ewa Mielczarek – historyczka sztuki i kuratorka w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki. Jest zastępcą komisarza konkursu na wystawę w Pawilonie Polskim i producentem samej wystawy. Zdjęcie: Grzegorz Wełnicki