Konkursy muzyczne są jak igrzyska. Poza muzyką przyciągają sportowe elementy: międzynarodowe współzawodnictwo, faworyci, spekulacje, kto okaże się najlepszy, sędziowie wydający werdykt i podest dla zwycięzców w postaci nagród. Liczą się tylko pierwsze. Drugą i trzecią można się chwalić, ale niewiele się nimi nie zdziała. Tylko pierwsza jest trampoliną wyrzucającą na estrady świata.
Na świecie istnieje kilkadziesiąt konkursów, ale te liczące się można policzyć na palcach. Należy do nich Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina organizowany w Warszawie od 1927 r.

 

Tekst: Alina Ert-Eberdt

 

VIII Konkurs – 1970

Konkursami chopinowskimi zainteresowałam się, oglądając telewizyjną transmisję koncertu laureatów VIII Konkursu w 1970 r. Byłam wtedy w szóstej klasie podstawówki. Brałam prywatne lekcje gry na fortepianie, więc zasiadłam przed telewizorem, mimo że sama nie miałam zadatków na pianistkę. Czas spędzany przy instrumencie odczuwałam jako torturę.
Oglądałam tę transmisję oczami dwunastolatki, której zaczynali podobać się chłopcy. Zwycięzcy – wysokiemu, przystojnemu, 22-letniemu wówczas Garrickowi Ohlssonowi – nie można było odmówić uroku osobistego. Zachował go zresztą do dzisiaj.
Do ósmego konkursu zgłosiła się liczna i świetnie przygotowana grupa pianistów amerykańskich, która szturmem zdobyła konkursową publiczność, czego dowiedziałam się już później. Poza tryumfatorem Ohlssonem, na czwartym miejscu znalazł się Eugen Indjic, a ulubieńcem publiczności był niedoceniony przez jurorów Jeffrey Swann. Ale nie wyjechał z niczym. Dostał liczącą się nagrodę dziennikarzy. Sympatyczny Emanuel Ax, przyznający się do polskich korzeni, otrzymał wyróżnienie.
Laureaci sześciu głównych nagród (z wyjątkiem piątej) stali się wybitnymi pianistami. Japonka Mitsuko Uchida (II miejsce) wystąpiła w 2006 r. w Salzburgu podczas uroczystego, transmitowanego na cały świat koncertu z okazji 250-lecia urodzin Mozarta, co świadczy o jej wysokiej klasie. W Polsce Piotr Paleczny (III miejsce) i Janusz Olejniczak (VI miejsce) to nazwiska, które same mówią za siebie. Ohlsson i Indjic to kariery światowe. Obaj do dziś chętnie występują w Polsce i jurorują w ostatnich konkursach chopinowskich; Paleczny i Olejniczak tak samo.

Piotr Paleczny Nokturn fis-moll op. 48 nr 2

Wkrótce obejrzałam świetny dokument Mariusza Waltera Pierwszy. Szósty. Od pierwszego etapu do ogłoszenia wyników kamera podążała za Ohlssonem i Olejniczakiem, który był najmłodszym uczestnikiem. Dramaturgię stworzył konkurs. Z jednej strony absolwent najsłynniejszej nowojorskiej uczelni muzycznej, obyty z estradą pianista, który wygrał wcześniej dwa inne konkursy; z drugiej nieśmiały osiemnastolatek, dla którego udział w finale był pierwszym w życiu występem z orkiestrą. Widziałam ten film ponownie w roku Chopinowskim (2010) – nic nie stracił z atrakcyjności.

IX Konkurs – 1975

W czasie IX Konkursu byłam w szkole średniej. Mieszkałam wówczas poza Warszawą i nie miałam dostępu do telewizora, dzięki czemu stałam się radiosłuchaczką. Przy grającym radiu budziłam się, odrabiałam lekcje i zasypiałam. Z transmisji radiowej, o drugiej w nocy, dowiedziałam się, że IX Konkurs wygrał Krystian Zimerman. Rzecz jasna, od początku był moim idolem. Po każdym etapie, wyczekiwałam komunikatów, jak mu poszło. A po konkursie „polowałam” z magnetofonem na jego wypowiedzi radiowe, wycinałam z gazet wywiady prasowe. Zaczęłam interesować się wszystkim, o czym mówił. Zimermanowi zawdzięczam moją pasję do muzyki. Najpierw dzięki niemu poznałam i pokochałam Chopina, a potem innych kompozytorów muzyki poważnej, których utwory Zimerman miał w repertuarze. Gdy przyjechałam na studia do Warszawy, od razu stałam się bywalcem filharmonii.
Prawie w każdym konkursie chopinowskim wybucha mniejszy lub większy skandal. W 1975 r. sprawcami awantury była część publiczności, a jej ofiarą polska finalistka konkursu Elżbieta Tarnawska, która na skutek szykan załamała się nerwowo i zrezygnowała z udziału. Szczegółów nie znam, więc stawiam w tym miejscu kropkę.
W szranki dziewiątego konkursu stanęła też znana dziś jako ceniony pedagog Katarzyna Popowa-Zydroń. Dotarła do półfinału i otrzymała wyróżnienie. Świat dowiedział się o niej w 2005 r., gdy w Konkursie tryumfował jej uczeń Rafał Blechacz. Wychowankiem prof. Popowej-Zydroń jest też Krzysztof Herdzin.

X Konkurs – 1980

X Konkurs obserwowałam już na sali Filharmonii Narodowej. Gdy rozpoczęłam studia w Warszawie, moim najważniejszym celem (niemającym nic wspólnego z kierunkiem studiów) było znalezienie się na widowni konkursu chopinowskiego.
Pilnie obserwowałam eliminacje, które wyłoniły uczestników reprezentujących Polskę. Zgłosił się na nie też Waldemar Malicki. Jaki mi po latach opowiadał, zrobił to z ciekawości, żeby się zorientować w poziomie pianistów. Nauczył się utworów tylko do pierwszego i drugiego etapu, nie sądząc, że wejdzie do trzeciego. A wszedł i szkoda, że nie był przygotowany.
Szóstkę pianistów z polskiej ekipy do dziś mam przed oczami z tamtego czasu. Jeździłam do Żelazowej Woli na ich recitale, podczas których „ogrywali” konkursowy program. Najbardziej kibicowałam Jerzemu Sterczyńskiemu, koledze Zimermana z tej samej uczelni i od tego samego profesora – Andrzeja Jasińskiego. Ewa Pobłocka podobała mi się jako osobowość. Miała klasę. Gustownie się ubierała. Pamiętam wszystkie jej konkursowe sukienki; z etapu na etap coraz bardziej wytworne. Z sympatią wspominam Pawła Skrzypka. Po latach dowiedziałam się, że jest on ojcem Agnieszki Skrzypek, czyli Agi Zaryan.
Najdalej zaszła Pobłocka – V nagroda ex aequo z Francuzem Erikiem Berchotem, moim rówieśnikiem, który był też moim faworytem. Przed warszawskim konkursem wygrał trzy inne liczące się konkursy.

Dang Thai Son, zwycięzca X Miedzynarodowego Konkursu Chopinowskiego

Zwycięzcą w 1980 r. w Warszawie został Wietnamczyk Dang Thai Son, ale bohaterem X Konkursu był Jugosłowianin Ivo Pogorelić. Wyróżniał się wszystkim: indywidualnym podejściem do muzyki Chopina, ubiorem i zachowaniem. Na przykład, żuciem gumy na estradzie.
Pamiętam jego występ w trzecim etapie, w którym grał Sonatę b-moll (tę z marszem żałobnym). Udało mi się zdobyć miejsce w pierwszym rzędzie. Przede mną na podłodze siedział ciasny szereg dziewczyn, które po wybrzmieniu ostatniej poderwały się i zgotowały Pogoreliciowi taki aplauz, jakiego nie miał żaden inny uczestnik tego konkursu. Jurorzy jednak nie przepuścili go do finału. Martha Argerich na znak protestu opuściła jury, a międzynarodowi krytycy muzyczni i opinia publiczna podnieśli larum, co bardzo pomogło jugosłowiańskiemu pianiście zaistnieć na estradach świata.

XI Konkurs – 1985

Faworytem w polskiej drużynie był Krzysztof Jabłoński, student Andrzeja Jasińskiego. Po zwycięstwie Zimermana, przez kilka kolejnych konkursów, każdy podopieczny prof. Jasińskiego wzbudzał zainteresowanie. Po wygranej Rafała Blechacza w 2005 r. kredyt zaufania otrzymują wszyscy wychowankowie prof. Katarzyny Popowej-Zydroń.
Krzysztof Jabłoński nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. W XI Konkursie otrzymał Brązowy Medal. W następnych latach potwierdził swoją klasę. Występuje z orkiestrami z całego świata, godnie reprezentując polską pianistykę. Od 1998 r. mieszka w Kanadzie, ale powraca do Polski z występami. Złoty Medal zdobył Stanisław Bunin, Rosjanin z polskimi koneksjami. Jego dziadek Harry Neuhaus, pianista i pedagog, był kuzynem kompozytora Karola Szymanowskiego. Parę lat po konkursie przeczytałam, że Bunin porzucił studia w moskiewskim konserwatorium, mieszkał na zmianę w Japonii i w Niemczech i nagrywał pod batutą Herberta von Karajana.
Ten konkurs był jedną z moich pierwszych przygód dziennikarskich. Byłam świeżo po studiach, dwa miesiące wcześniej rozpoczęłam staż w „Filipince”, dla której teraz miałam przygotować relację z konkursu. Wielokrotnie udawało mi się usiąść w pobliżu Jerzego Waldorffa. Waldorff miał w filharmonii stałe miejsce: 13 fotel w 13 rzędzie. Prawie każdy konkursowy występ komentował swoim tubalnym głosem. Aż się prosiło, by zapisywać jego sformułowania, wyrażane zawsze obrazowym językiem. Oceniając Bunina, powiedział: „ma talent, ale nie wszystko zagrał dobrze. Polonez w jego interpretacji zabrzmiał jak marsz gladiatorów po zabiciu dwudziestu lwów, a walcem smyrgnął, jakby mysz do dziury wleciała”.
W trakcie konkursu ukazała się książka Jerzego Waldorffa Wielka gra. Rzecz o konkursach chopinowskich. Nazajutrz po ogłoszeniu werdyktu XI Konkursu odbyło się spotkanie z Autorem, na które poleciałam jak na skrzydłach. Waldorff barwnie przypomniał historię konkursów chopinowskich i podsumował właśnie zakończony, a ja zyskałam materiał na ciekawy tekst.

Krystian Zimmerman, zwycięzca XI Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego

 

XII Konkurs – 1990

Z dziesięciorga polskich uczestników tylko jeden nasz reprezentant, Wojciech Świtała, wszedł do półfinału. Wszyscy na niego liczyliśmy. A on nie wytrzymał tego nerwowo i nie zdołał udźwignąć ciężaru spoczywającej na nim odpowiedzialności. Rano w dniu, w którym miał grać w trzecim etapie, wsiadł do pociągu, którym wrócił do macierzystej uczelni w Katowicach. (Niedługo potem przystąpił do Konkursu im. Marguerite Long i Jacques’a Thibaud w Paryżu i zajął w nim drugie miejsce, a także otrzymał nagrody: publiczności i dla najlepszego pianisty Europejczyka).
Ogólny poziom XII Konkursu oscylował w strefie stanów średnich. W trakcie przesłuchań pierwszego etapu co rusz wiało nudą. Dopiero czwartego dnia pojawił się pianista, który zelektryzował całą salę. Był to Brytyjczyk Sam Haywood. Bardzo swobodnie wszedł na estradę, zeskakując ze schodków prowadzących na scenę. Błyskotliwie zagrał pierwszy utwór, ładnie zaczął drugi, ale go nie dokończył. Zemdlał i został wyniesiony za kulisy. Okazało się, że przyczyną omdlenia była za ciasna muszka, która uciskając tętnice szyjne doprowadziła do niedokrwienia mózgu. Haywood wystąpił ponownie na końcu pierwszej rundy. Publiczność powitała go gromkimi brawami. Przeszedł do drugiego etapu, ale w półfinale się nie zmieścił.
27-letni Amerykanin Kevin Kenner wyraźnie wyróżniał się ze wszystkich. Było to już jego drugie podejście do konkursu chopinowskiego. Poprzednio startował dziesięć lat wcześniej. Już wtedy zwrócił na siebie uwagę i otrzymał wyróżnienie. Wówczas był najmłodszym uczestnikiem, teraz jednym z najstarszych. Zakasował konkurentów dojrzałymi, przemyślanymi interpretacjami. W oczach jurorów nie miał sobie równych, ale konkursu nie wygrał, jury bowiem nie przyznało pierwszej nagrody. Formalnie Kenner zajął drugie miejsce.

XIII Konkurs – 1995

Anna Maria Jopek, którą poznałam na początku 1995 r. wspomniała mi o swoim koledze ze studiów pianistycznych, szykującym się do XIII Konkursu. Chodziło o Filipa Wojciechowskiego, którego znamy dziś jako pianistę jazzowego, tworzącego razem z Pawłem Pańtą i Cezarym Konradem Filip Wojciechowski Trio. Od razu wpadałam na pomysł reportażu, wzorowanego na filmie Pierwszy. Szósty (patrz VIII Konkurs 1970). Przeprowadziłam z Wojciechowskim wywiad jeszcze przed konkursem. Jego spojrzenie od wewnątrz było dla mnie niezwykle cenne, otworzyło mi oczy na rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Z ust Wojciechowskiego po raz pierwszy usłyszałam nazwisko Aleksiej Sułtanow (dla anglojęzycznych: Alexei Sultanov).
26-letni Sułtanow sześć lat wcześniej wygrał Konkurs Vana Cliburna w USA. Na Chopinowski zgłosił się, żeby go wygrać. Pochodzący z Uzbekistanu pianista od pierwszego do ostatniego etapu elektryzował publiczność swoją grą. Ja też uległam jej czarowi. Strażnicy wzorca wykonawstwa muzyki Chopina byli jednak odmiennego zdania. Przede wszystkim mieli Sułtanowowi za złe, że „dopisywał” Chopinowi nuty i grał za bardzo po swojemu. Jury XIII Konkursu, zdominowane przez «strażników», nie przyznało pierwszej nagrody. Sułtanow otrzymał drugą ex aequo z francuskim pianistą Philippem Giusiano. Przypuszczam, że odebrał to jako dodatkowy policzek. Dał temu wyraz, nie przychodząc na uroczystość wręczenia nagród. Przekazał publiczności króciutki list, w którym prosił ją o zrozumienie, zapewniając, że powróci do niej najszybciej, jak będzie mógł.
Nie pierwszy to już raz jury Konkursu Chopinowskiego spostponowało pianistę wybijającego się ponad przeciętność, premiując mieszczącego się w pewnej średniej. Philippe Giusiano zwrócił moją uwagę cierpiętniczymi minami nad klawiaturą, a jego gra nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
Ale za piętnaście lat, na festiwalu Chopin Open w Warszawie (pierwszej w Polsce odsłonie Szalonych Dni Muzyki), Giusiano mnie zachwycił. Jego nocny recital chopinowski w przyciemnionej sali Teatru Narodowego zaliczam do najpiękniejszych koncertów na jakich byłam.
Sułtanow do czasu swojej choroby koncertował na całym świecie, występował też wielokrotnie w Polsce. Los był wobec niego bezwzględny. Artysta doznał serii udarów mózgu. Zmarł w 2005 r. w wieku 35 lat. C’est la vie.

Kevin Kenner – II miejsce, XII Międzynarodowy Konkurs Chopinowski

XIV Konkurs – 2000

Na progu XXI wieku konkurs zdominowali Chińczycy i Japończycy. Nie zabrakło też uczestników z Korei Południowej. I ten trend utrzymuje się do dzisiaj. Gra tych pianistów olśniewa sprawnością techniczną, wręcz na granicy prestidigitatorstwa, ale często brakuje w niej przeżycia, refleksji, duszy – jakkolwiek by tego nie nazwać. Ilekroć słucham wykonawcy z tego kręgu, przypomina mi się określenie, którego użył pewien recenzent w odniesieniu do Lang Langa: „Lang Lang potrafi zagrać wszystko. Z wyjątkiem piano”.
Zwycięzcą XIV konkursu został Chińczyk Yundi Li (wkrótce zaczął występować jako Yundi). Moja faworytka, Ingrid Fliter z Argentyny, zajęła drugie miejsce. Nie potrafiłabym rozsądzić, kto z tych dwojga bardziej zasługiwał na wygraną i tę część werdyktu akceptowałam, natomiast pozostali finaliści byli dla mnie nie do przyjęcia. Odstawali o parę klas od pianistów, którzy powinni znaleźć się w finale, a zostali odrzuceni przez jurorów. Najtrudniej, nie tylko mnie, było się pogodzić z niedopuszczeniem do finałowej rozgrywki niepospolitego talentu – rumuńskiej pianistki Mihaeli Ursuleasy (przedwcześnie zmarłej w 2012 r.).
W rezultacie tego niezrozumiałego werdyktu zostaliśmy skazani na wysłuchanie Koncertu e-moll w interpretacjach niegodnych tego konkursu, co mocno nadszarpnęło jego prestiż, już naruszony w dwóch poprzednich konkursach nieprzyznaniem pierwszych nagród.
Z polskich uczestników najdalej (do półfinału) doszedł Radosław Sobczak. Ledwie dwoje Polaków zagrało w drugim etapie. Pozostali odpadli po pierwszym.
Podsumowując – konkurs rozpoczął się obiecująco, ale zakończył w minorowym nastroju.

XV Konkurs – 2005

Dla tych, którzy znali Rafała Blechacza był on faworytem zanim konkurs się zaczął. Dwudziestoletni Blechacz miał już w dorobku główne nagrody w wielu konkursach w Polsce oraz w japońskim Hamamatsu. Bezpośrednio przed wielkim turniejem w Warszawie wygrał międzynarodowy konkurs w Maroku.
Ja także miałam okazję usłyszeć Blechacza wcześniej, na Festiwalu Chopinowskim w Dusznikach-Zdroju. Nie pomnę, co grał, ale doskonale pamiętam wrażenie, jakie zrobił na publiczności. Po ostatnim akordzie Piotr Paleczny, dyrektor festiwalu, pierwszy poderwał się, by bić brawo na stojąco. Natychmiast po nim wstała cała widownia dusznickiego dworku, która zgotowała pianiście żywiołową owację.
Gdy konkurs wkroczył w finałową rozgrywkę, przebywałam we Francji. Nie miałam mobilnego Internetu (2005 rok). Poprosiłam znajomą o SMS z werdyktem jury. Wiadomość odebrałam przed północą: Pierwsza nagroda – Blechacz. Drugiej – nie przyznano. Trzecia ex aequo – dwaj pianiści z Korei Południowej. Czwarta ex aequo – dwaj Japończycy. Piąta – nieprzyznana. Szósta – Chinka z Hongkongu.
Blechacz pozostaje do dziś najbardziej utytułowanym pianistą w historii Konkursu Chopinowskiego. Zdobył nie tylko pierwszą, ale także wszystkie nagrody specjalne: za najlepsze wykonania mazurków, koncertu, poloneza i sonaty. Do tego worek nagród pozaregulaminowych. Dorota Szwarcman wszystko zawarła w tytule swojej relacji dla „Polityki” – «Cała chwała dla Rafała».
Tuż przed pandemią koronawirusa słyszałam Blechacza na antenie radiowej Dwójki. Opowiadał o swoich ostatnich występach, nagraniach i mówił, co przed nim. Światowa kariera. Zachował przy tym swoją piękną cechę charakteru. Niezmiennie ujmuje skromnością.

Rafał Blechacz zwycięzca XV Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego

 

XVI Konkurs – 2010

Już po pierwszym etapie objawił się kandydat do pierwszej nagrody – Austriak Ingolf Wunder, student Adama Harasiewicza, zwycięzcy V Konkursu w 1955 r. (W jury szesnastego zasiedli laureaci poprzednich Konkursów Chopinowskich, w tym pięcioro zwycięzców).
Wunder należy do całkiem sporej grupy „recydywistów” Konkursu Chopinowskiego. Już pięć lat temu był typowany do jednej z głównych nagród, ale w drugim etapie zagrał poniżej swoich możliwości i na nim wtedy zakończył udział. Teraz z etapu na etap grał coraz lepiej. Publiczność go pokochała, szczególnie młodsza część żeńskiej widowni.
Rosjanka Julianna Awdiejewa (dla anglojęzycznych: Yulianna Avdeeva) również miała grono swoich zwolenników, ale nie tak liczne jak Wunder. Mnie bardziej od gry Awdiejewej zapadł w pamięć jej świetnie skrojony garnitur z dobrze dobraną bluzką i butami (szpilkami). Ktoś całkiem trafnie porównał styl tej pianistki do George Sand.
Kiedy Waldemar Dąbrowski, pełniący funkcję koordynatora roku Chopinowskiego (2010), po zakończonych późną nocą obradach jury ogłosił, że w XVI Konkursie zwyciężyła Julianna Awdiejewa, oczekujący na werdykt wydali z siebie okrzyk zaskoczenia i sprzeciwu. Rozległy się gwizdy i buczenie. Drugą nagrodę ex aequo otrzymali Wunder i litewsko-rosyjski pianista Lukas Geniušas. Po nazwisku Wundera nastąpiły burzliwe oklaski, wyrażające jednocześnie dezaprobatę dla kolejności laureatów. Oburzenie wywołało sklasyfikowanie dopiero na trzecim miejscu DaniiłaTrifonowa, który w opinii wielu obserwatorów zasługiwał na pierwsze. Wśród głównych nagród nie było Polaków. Szóstej nagrody nie przyznano, co jeszcze bardziej pogrążyło polskich pianistów.
Spektakularny gest wykonała wytwórnia płytowa Deutsche Grammophon, która z każdym zwycięzcą konkursu chopinowskiego zawiera kontrakt. Nie zaproponowała go Awdiejewej. Podpisała go z Wunderem. Niezadowolenie werdyktem okazała też publiczność gali wręczenia nagród i koncertu laureatów. Podziwiałam odporność psychiczną Awdiejewej, która musiała zagrać, mając przeciwko sobie znaczną część słuchaczy.
Czas studzi emocje. Awdiejewa jest częstym gościem warszawskiego Festiwalu Chopin i jego Europa. Ma w Warszawie swoją wierną publiczność. Wundera słyszałam na Festiwalu Ogrody Muzyczne w 2018 r. Pawilon koncertowy na dziedzińcu Zamku Królewskiego wypełnił się do ostatniego miejsca. Na warszawski występ Trifonowa, już w aureoli zwycięzcy Konkursu im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie, zabrakło biletów dla wszystkich chętnych. Tamta konkursowa klasyfikacja przestała mieć dziś znaczenie.

XVII Konkurs – 2015

Świadomie nie zwróciłam się o akredytację. Już w poprzednim konkursie chodziłam na wybrane przesłuchania, pozostałe śledziłam w Internecie lub w TVP. Polubiłam studio koncertowe, w którym recenzenci muzyczni, pianiści, pedagodzy, czyli też pianiści na gorąco komentują występy. Konfrontacja ich opinii z własnymi odczuciami jest dla mnie bardzo ciekawa. W poprzednich latach słuchałam podsumowań redaktorów muzycznych w radio, ale studio telewizyjne bardziej wciąga.
W transmisji widzi się zbliżenia twarzy i rąk, co też odgrywa rolę w słuchaniu muzyki. Zapadła mi w pamięć bransoletka, którą zawsze miała na ręku ulubienica publiczności XVII Konkursu Kate Lu (III nagroda). Siedząc na widowni, nie dostrzegłabym tej delikatnej ozdoby.
Oczywiście, są minusy. W sali dźwięk brzmi inaczej niż przetworzony w przekazie telewizyjnym czy internetowym. Przed ekranem nie da się być tak skupionym, jak na widowni filharmonii, a zajęcia, które mamy w domu, często wygrywają z siedzeniem kamieniem przed telewizorem. W moim wypadku tak się stało, że zwycięzcę XVII Konkursu – Południowokoreańczyka Cho Seong-jin usłyszałam po raz pierwszy dopiero w koncercie laureatów.
W finałowej szóstce znowu nie było polskiego pianisty. Z perspektywy dziewięciu konkursów chopinowskich, które obserwowałam, stwierdzam, że ostatnie coraz mniej emocjonują. I chyba wiem, dlaczego. W 1975, 1980 i 1985 r. uczestnicy byli mniej więcej w moim wieku i identyfikowałam się z nimi. Z następnymi pokoleniami nie czułam już takiej więzi emocjonalnej. Rosnąca z każdym konkursem przewaga uczestników o azjatyckiej urodzie sprawia, że wiele twarzy mi się zlewa, a pamiętanie nazwisk staje się problemem. Do dziś nie mogę zapamiętać nazwiska zwycięzcy ostatniego konkursu.
I jest jeszcze jeden powód, bodaj najważniejszy. Mając w pamięci już tyle wybitnych interpretacji niemal każdego utworu Chopina, szkoda mi godzin, które trzeba poświęcać na wysłuchanie przeciętnych wykonań, by wyłowić spośród nich kilka robiących wrażenie – które się mogą zdarzyć lub nie. Bo do tego w gruncie rzeczy sprowadza się śledzenie konkursów.

Finał XVII Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego
XVIII Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina miał się odbyć w dniach 2–23 października 2020 r. w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Pandemia koronawirusa przekreśliła te plany. Termin został przesunięty na 2–23 października 2021 r.