Sebastian Fabijański Studiował w Wyższej Szkole Komunikowania i Mediów Społecznych w Warszawie, w PWST w Krakowie i w Akademii Teatralnej w Warszawie, którą ukończył w 2015 roku. Popularność przyniosły mu seriale Tancerze i Misja Afganistan. Na 39.Festiwalu Filmowym w Gdyni otrzymał nagrodę za najlepszy profesjonalny debiut aktorski za filmy Jeziorak i Miasto 44. Również za debiut w tych filmach otrzymał nagrodę im. Andrzeja Konica na 29. Tarnowskiej Nagrodzie Filmowej. 

 

Tekst: Barbara Smorawińska
Zdjęcia: Bartek Barczyk

 

Co kręci pana dzisiaj? Nad jakim projektem pan pracuje? Gdzie można pana oglądać?

Dzisiaj kręci mnie wolność. Staram się czas poświęcać refleksji i codzienności, pracując nad tym, żeby się dowiedzieć, nad czym w niedalekiej przyszłości chcę pracować. Potrzebuję spokoju, żeby móc w następne projekty wejść z takim zapałem jak zwykle. Oglądać mnie będzie można od 2 października w serialu kryminalnym dla Canal+ Belfer, później, od 11 listopada, w nowym Pitbullu. Będzie też nowy sezon Paktu i jeszcze jeden film, którego premiera prawdopodobnie zimą.

Otrzymał pan nagrodę za najlepszy profesjonalny debiut aktorski. Jak to przeniosło się na pana karierę? Miasto 44 to film, który mógł przynieść sławę? Jak to wygląda z perspektywy czasu?

Nagroda była miłym epizodem, ale to chyba ważniejsze dla widzów niż twórców, bo ja tej nagrody naprawdę się nie spodziewałem. Jestem oczywiście bardzo wdzięczny, ale w dalszym ciągu uważam, że to był dość szczęśliwy zbieg okoliczności. Co do Miasta 44, to gdyby moja rola była większa, to może i by mogła przynieść sławę, ale nie zaobserwowałem wzrostu popularności po tym filmie.

Czym jest dla pana aktorstwo? Skąd wybór właśnie tej drogi w pana życiu?

Trudne pytanie, ale może tak… skoro ludzie płacą za to, żeby mnie oglądać, to znaczy, że muszę się im jakoś odwdzięczyć. W związku z tym aktorstwo to dla mnie poruszanie, a ja jestem poruszaczem. Staram się wiec jakoś… nie wiem… siebie, w danej roli dać ludziom. Masz mało czasu… trzeba dać świadectwo. Co do wyboru drogi to, szczerze mówiąc, nie mogę powiedzieć, że cokolwiek wybrałem, bo uważam raczej, że był to też dość szczęśliwy zbieg okoliczności.

Teatr czy film? Gdzie się pan realizuje? Jakie role są pana marzeniem?

Na dzisiaj film. Jest mi bliższy ze względu na większe możliwości narracyjne i inscenizacyjne. Myślę, że chodzi też o tzw. ekspozycję aktorską. Ona jest dużo bardziej subtelna w filmie. Dużo za mnie opowiada kontekst i sam film, więc ja muszę dostosować tak swoje działanie, żeby dać filmowi tyle, ile trzeba i nic więcej. Ekspozycja teatralna z kolei jest dużo wyrazistsza, a w takiej czuję się dość niepewnie. Być może dlatego, że w teatrze nie mogę za niczym się schować. No chyba że za kulisę…

Lubi pan grać w serialach?

Serial serialowi nierówny. W takich jak Belfer? Bardzo.

Ulubiony reżyser? Gatunek filmowy?

Kilku mam ulubionych – Scorsese, Tarantino, David O. Russell, De Palma, Coppola i jeszcze paru innych. Każdy jest ulubiony z innego powodu, ale mają wspólny mianownik – robią fascynujące kino. Gatunek? Nie mam ulubionego. Nie przywiązuję się do gatunków, bo klasyfikowanie to moim zdaniem zawężanie pola interpretacji.

Plany na przyszłość?

Człowiek planuje, a Bóg się śmieje. Raczej wolę obracać się w sferze marzeń i prób ich realizacji niż planów. Ale mam jeden plan… kiedyś muszę zabrać plecak i wyjechać do Tybetu.|