Rzemieślnicze metody nie zginęły. I chociaż w porównaniu do drukarek 3D czy komputerowo sterowanych frezarek są przestarzałe i powolne, to wzbudzają zainteresowanie, praktykuje się je i odkrywa na nowo. Ręczna wytwórczość jest naturalną ludzką aktywnością, dlatego obroniła się i przetrwała.

 

Tekst: Katarzyna Chudyńska-Szuchnik
Zdjęcia: Michelangelo Foundation

 

Daje sprawczość samodzielnego wykonania rzeczy z precyzją i uważnością. Powrót do indywidualnej praktyki rzemieślniczej jest także sposobem na odreagowanie napięć dzisiejszego świata, sposobem na samorealizację, wyrazem oporu wobec masowej produkcji. Ręcznie wykonane przedmioty dają nam nie tylko piękno czy użyteczność. Wyrażają troskę o środowisko, wytwórcę i nabywcę. Brzmi radykalnie? To nie jest nisza, ale filozofia bliska trzem czwartym konsumentów w Wielkiej Brytanii. Tyle osób kupuje tam wyroby współczesnych rzemieślników. Największą popularnością cieszą się prace jubilerów, tkaczy i ceramików.

Praca manualna na cyfrowy detoks

Rosnącą popularność rzemiosła widać od 15 lat. Pokazały to… narzędzia cyfrowe – internetowe platformy sprzedaży wyrobów handmade, które zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Pierwszy był amerykański serwis Etsy o zasięgu międzynarodowym, a zaraz po nim między innymi polska Pakamera. Kryzys finansowy w 2008 roku sprawił, że u części konsumentów zmienił się system wartości i nastąpiło zainteresowanie wyrobami rzemieślniczymi. Zakup produktów lokalnych, wykonanych przez kogoś, kto nie jest anonimowy, stał się odtrutką na nadmiar rzeczy, które są złej jakości i szybko się psują. Z biegiem lat doszły nowe potrzeby jak cyfrowy detoks, sposoby radzenia sobie ze stresem. Okazało się, że praca manualna czyni cuda na skołatane nerwy i przynosi satysfakcję.

Jakość to kwestia etyczna

Wpływ produktów na kondycję ludzi świetnie wytłumaczyli Amica Dall i Giles Smith, artyści z londyńskiego kolektywu Ansamble. Na co dzień działają na polu architektury i designu. W podcaście The Sympathy of Things zrealizowanym dla Radia BBC zauważają, że globalna produkcja przestała być częścią powszechnej wiedzy. Nie ma w niej nic z romantyczności. Żyjemy w morzu obiektów bez historii i tożsamości, większość z nich możemy łatwo zastąpić innymi. Procesy produkcyjne są zbyt skomplikowane, by je zrozumieć. Trudno jest powiedzieć, jak i z czego powstają przedmioty, które mamy w domu. W efekcie nie przywiązujemy do nich wagi. Zauważamy je dopiero, gdy się zepsują i niestety jesteśmy wtedy zupełnie bezradni. Na przykład codziennie używany toster został zrobiony z kilkuset części i surowców wydobywanych w różnych częściach globu. A kosztuje niewiele i kiedy się popsuje, nie wiemy, co z nim zrobić. Trafia na śmietnik, a my kupujemy nowy. Są i konsekwencje społeczne – dowodzą londyńczycy. Im bardziej świat jest nieczytelny, tym trudniej jest nam wchodzić w relacje, co może powodować wrażenie alienacji. Te uczucia nie są nowe. W połowie XIX wieku, kiedy wynaleziono maszynę parową, John Ruskin z ruchu Arts and Crafts głosił, że industrializacja ma zły wpływ na zdrowie i środowisko, a wytworzone dzięki niej produkty nie są tego warte. Jakość to kwestia etyczna, bo źle wykonane przedmioty uszkadzają ducha i dobre samopoczucie tych, którzy je wytwarzają i tych, którzy je użytkują.
Podobieństwa między latami industrializacji a erą globalnej gospodarki i nowych technologii są uderzające. Trudno nie zgodzić się z kolektywem Ansamble, że piękne przedmioty wytworzone z precyzją łączą ludzi i stwarzają przyjazne warunki do życia społecznego. Kupując je lub wytwarzając, nabywamy pozytywne doświadczenia, których tak bardzo potrzebujemy.
Ruch Ruskina borykał się jednak z wysokim kosztem rzemieślniczego wytwarzania przedmiotów. Przez to były one nieodstępne dla tych, którym miały przynieść wsparcie – dla robotników. Dziś w Wielkiej Brytanii rzemiosło weszło do mainstreamu, czego efektem jest także to, że ceny wyrobów są zróżnicowane. Obok towarów luksusowych istnieje oferta bardziej dostępna, na którą stać również na przykład ludzi młodych.