Tytuł artykułu i wstęp pochodzi z fragmentów tekstu Mai Ishizawy In the search for a contemporary Machu Picchu. The mission of the Peruvian architect Luis Longhi.

 

Tekst: Barbara Grabowska

 

W 1911 roku amerykański naukowiec Hiram Bingham odkrył osadę Inków w Machu Picchu. Odkrycie Binghama wpisało się w trwającą od 1821 roku dyskusję na temat tożsamości narodowej formowanego państwa Peru. Trwająca 286 lat kolonizacja i ewangelizacja Peru przez Hiszpanów zniszczyła spadkobierców inkaskich tradycji, ale nie unicestwiła ich tradycyjnej wiedzy zawartej w budowlach Machu Picchu. Mimo wspaniałych przykładów inkaskich obiektów współgrających z naturalnym krajobrazem peruwiańskiej architekturze nie udało się zachować ciągłości. Kraj zalały bezduszne, nijakie budowle, kopiujące styl kolonialny. Architektura peruwiańskich miast jest odzwierciedleniem kondycji społeczeństwa, które nieuleczone z traumatycznej przeszłości zostało zintegrowane z globalną cywilizacją.
Takie refleksje towarzyszą odbiorowi architektury Luisa Longhi. Urodził się w 1954 roku w Puno nad świętym jeziorem Inków Titicaca, gdzie, według inkaskich wierzeń, na Wyspie Słońca narodził się biały bóg Wirakocza oraz pierwsi Inkowie. Niezwykle bliski jest mu tutejszy krajobraz, w którym dorastał. Architekt o włoskich korzeniach wychowywał się wśród Indian Kuczua i Aymara, którzy wytworzyli w nim silne, emocjonalne więzy z ich przodkami i tradycją podbudowaną hegemoniczną kulturą Zachodu narzuconą wzgórzom Andów.
Po studiach i 15-letnim pobycie w USA i Indiach poczuł zew przodków i powrócił do ojczyzny, by wypełniać tu swoją misję odbudowania esencji architektury tej ziemi i wymyślenia koncepcji współczesnej architektury inkaskiej. Jego poszukiwania nie są czysto teoretyczne. Longhi szuka oryginalnej inkaskiej architektury, komunikując się z miejscem, krajobrazem, wykorzystując lokalne materiały, bawiąc się światłem. Bliscy mu są Louis Kahn, Isamu Noguchi, Peter Zumthor i Carlo Scarpa oraz oczywiście przodkowie, architekci ery prekolumbijskiej, którzy nawiązują z nim dialog poprzez swoje dzieła: ruiny Puruchuco, Świątynię Księżyca w Machu Picchu czy Bramę Słońca w Tiahuanaco.
Dla Luisa Longhiego natura pochodzi od boga i jako taka jest doskonała. Stąd bierze się jego poszanowanie krajobrazu i przestrzeni. Design to De pochodzące od boga i sign, czyli znak. Design to dla niego akt podejmowania boskich decyzji, co nadaje architektowi status odpowiedzialnego „strażnika planety”. Praca architekta to umiejętność tworzenia boskich dzieł, a architektura ma moc ochrony albo rujnowania świata. To architektura duszy jak u Louisa Kahna. Stąd projekty Longhiego wyglądają, jakby były wyrzeźbione w otaczającym je krajobrazie.

Jesteś architektem, który stara się łączyć współczesną architekturę z peruwiańską kulturą i historią twojego kraju. Co jest najlepszym przykładem takiej kombinacji?
Jestem głęboko przekonany, że aby tworzyć prawdziwą architekturę, trzeba rozumieć prawdziwą naturę przestrzeni, w której się tworzy, oraz osobowość osoby, dla której się tworzy, mieszkańca danego miejsca. Trzeba też umieć odróżnić je od swojej własnej natury. Ostatnimi laty mam to szczęście, że mogę pracować na ziemi moich przodków. Myślę, że w końcu zrozumiałem moją misję, tworząc relację z ziemią w tradycyjny inkaski i prekolumbijski sposób, komunikując się z przestrzenią i wiedząc, że przestrzeń, miejsce, gdzie mam budować, musi zaakceptować ciebie jako „swojego” architekta.
Moimi klientami są mieszkańcy Ameryki Południowej, zwłaszcza Peruwiańczycy, współcześni Inkowie. Myślę, że muszę zrozumieć ich idiosynkrazję – indywidualną właściwość tej grupy ludzi, bo przecież sam jestem jej częścią. Ostatecznie czasy kolonialne już należą do przeszłości.
Teraz, w wieku 63 lat, myślę, że znam moją własną naturę: jestem Inkiem, samotnikiem, wegetarianinem, osobą intuicyjną, socjalistą.

Jak postrzegasz rolę architekta? Czym ona jest w twoim kraju?
Architekt jest twórcą. Historia zaczyna się wtedy, kiedy stwórca świata znajduje naśladowców swojego dzieła w innych architektach, jeszcze zanim architektura powstała jako zawód. W naszych czasach to praca dla wybranych, co stanowi pewną różnicę.
Architekt w Peru nie tylko musi być twórcą, ale również terapeutą, bo Peruwiańczycy wciąż leczą rany po brutalnym czasie kolonizacji, której doświadczaliśmy przez ponad pięć wieków. Wciąż staramy się zrozumieć naszą naturę jako społeczeństwa.
Współczesna architektura peruwiańska odzwierciedla tę złożoność, ale nie reprezentuje tego, czym była peruwiańska architektura naszych przodków.

Jak byś opisał swój styl?
Skromnie mówiąc, staram się zgadnąć, jak tworzyłby współczesny inkaski architekt, gdyby nie było epoki kolonializmu.

Jesteś też rzeźbiarzem – czy to ma wpływ na twoją pracę architekta?
Tak, rzeźba jest we mnie, ale nie postrzegam jej jako dziedziny oddzielonej od architektury, intuicyjnej filozofii czy inteligencji słuchu, które to obszary również wpływają na moją pracę.

Gdy byłeś studentem, pracowałeś z B.V. Doshim, współpracownikiem Le Corbusiera i Kahna. Jaki wpływ miało to na twoją twórczość?
Doshi połączył mnie ze swoimi mentorami, tak jak ja łączę moich mentorów z moimi studentami. Mam nadzieję, że moi uczniowie też skorzystają z ich wiedzy w swoich dziedzinach. Architektura to nieskończona dyscyplina.

Masz jakichś innych „architektonicznych guru”?
Luisa Barragana i Carlo Scarpę.

Wielu architektów mówi, że dużo inspiracji czerpie ze swojego dzieciństwa. Czy tak samo jest z tobą?
Ja nazywam inspirację „Stanem Łaski”. To jedyny i konieczny warunek do tworzenia, projektowania. Żeby go osiągnąć, musimy porzucić status człowieka na rzecz wyższego, boskiego, tego, który był nam dany przy narodzinach. Dzieciństwo jest właśnie takim boskim stanem. Gdy dorastamy i zdobywamy wiedzę, jest to wiedza czysto akademicka, a to sprawia, że tracimy zupełnie albo w pewnym stopniu możliwość doświadczania inspiracji.

Jaki jest twój ulubiony materiał, forma?
Kamień i monolityczna rzeźba, to one są częścią mnie.

Twój projekt Pachacamac House wydaje się być częścią otaczającego go krajobrazu, opisujesz go jako dom spokojnej starości dla filozofów, „transformację natury”. Opowiedz coś więcej o tym projekcie. Jaką rolę natura odgrywa w twojej twórczości?
Pachacamac House powstał jakoś tak „naturalnie”, tak jak rodzi się dziecko. Wiele rzeczy można zaplanować, ale są to tylko takie „zwyczajne cuda”. Nagle, w sposób niewytłumaczalny, zdajesz sobie sprawę, że możesz coś stworzyć. Wystarczy zaakceptować ten znak. Aby móc tworzyć, trzeba czekać na boski znak: divine sign – design.

Z którego swojego projektu jesteś najbardziej dumny?
Jestem dumny z całej mojej pracy: artystycznej, naukowej i zawodowej. Nie potrafię oddzielić tego od mojej codzienności. To pomaga mi zrozumieć, że duma i skromność muszą iść w parze.

O jakim projekcie marzy Luis Longhi?
O architekturze współczesnych Inków, o współczesnym Machu Picchu. |